Kanał Zero to nie medium. To mechanizm. Nie relacjonuje polityki – on ją formatuje. Nie opisuje rzeczywistości – on ją projektuje. Działa jak redakcja, wygląda jak studio, ale jest narzędziem nowoczesnego marketingu politycznego. Jego siła nie bierze się z treści. Bierze się z emocji. Z atmosfery. Z tonu. Krzysztof Stanowski nie jest dziennikarzem. To nie zarzut. To konstatacja. Bo jego rola w systemie medialnym przypomina dziś funkcję Jacka Kurskiego – tylko dla młodszych – pisze Przemysław Gołębski, doradca ds. wizerunku.
Nie pod względem stylistyki, ale skuteczności. Tam, gdzie Kurski działał poprzez toporną propagandę, Stanowski działa przez dystans, luz i pastisz. Ale cel jest ten sam: zbudować bazę lojalnych emocjonalnie odbiorców, którzy we właściwym momencie zareagują tak, jak oczekuje tego projekt polityczny, który – oficjalnie lub nieoficjalnie – ten format wspiera. Zgodnie z definicją marketingu zintegrowanego (Lees-Marshment), najskuteczniejszy przekaz polityczny to taki, który nie wygląda jak kampania. Nie ma logotypu partii, nie wypowiada hasła wyborczego, nie pojawia się w czasie wyborów. Ale latami buduje emocjonalną ramę – określa, co brzmi rozsądnie, a co głupio – dodaje Gołębski.
Kto wygląda „normalnie”, a kto „odklejony”. Kogo się słucha z ciekawością, a kogo z pobłażaniem. Kanał Zero nie sprzedaje idei. Sprzedaje klimat. Gość nie musi mieć racji. Musi tylko umieć rozmawiać „po ludzku”. Ale ta „ludzkość” nie działa w próżni – ktoś musi ją dopuścić. I tu wchodzi mechanizm, który politolodzy nazywają gatekeepingiem: sterowaniem tym, kto ma prawo zabrać głos, w jakich warunkach i z jakim odbiorem. W Kanale Zero ten mechanizm jest miękki. Nie ma cenzury. Jest selekcja. Nie ma ataku. Jest klimat. Dla jednych – ciepła rozmowa, zero kontrowersji. Dla innych – anegdoty, przerywanie, żarty, dystans. Nie trzeba nic mówić wprost. Wystarczy podać mikrofon we adekwatnych warunkach – i odebrać go wtedy, gdy wybrzmi za dużo czytamy w wypowiedzi Przemysława Gołębskiego.
To nie debata. To emocjonalne formatowanie przekazu. Kanał Zero to nie scena pluralizmu. To scena dopuszczalnych emocji. Widz nie analizuje, kto ma rację. Widz zapamiętuje, kto brzmiał normalnie. I właśnie na tym polega efekt zakotwiczenia (Tversky, Kahneman): pierwsze wrażenie staje się punktem odniesienia. jeżeli ktoś po raz pierwszy występuje w takim formacie – późniejsze debaty, spory, komentarze będą filtrowane przez ten wizerunek „rozsądnego gościa z Kanalu Zero”. To nie działa przypadkiem. To działa systemowo. Nie trzeba promować partii. Wystarczy wypromować „zdrowy rozsądek”, który przypadkiem brzmi dokładnie jak przekaz nowoczesnej prawicy: wolnorynkowej, antysystemowej, sceptycznej wobec instytucji. Przypadkiem? A może po prostu dobrze dobrane elementy układanki? Bo tu nie ma deklaracji. Ale jest efekt. Nie widać przekazu. Ale słychać jego skutki. I w tym sensie – to jest najskuteczniejsza kampania w Polsce. Tylko iż nikt jeszcze jej tak nie nazwał – podsumowuje Gołębski.
źródło: Twitter