Kampania PiS. Nawrocki na prezydenta, a Kaczyński na… dyktatora?

7 miesięcy temu
Zdjęcie: Kaczyński


Prawo i Sprawiedliwość znów pokazuje, iż w polityce nie ma dla nich granic absurdu. Prezes Jarosław Kaczyński wydał rozkaz – wszyscy parlamentarzyści PiS, zarówno krajowi, jak i europejscy, mają rzucić wszystko i ruszyć w teren, by promować Karola Nawrockiego, kandydata na prezydenta i obecnego prezesa IPN. „Pełna mobilizacja” – jak określił to jeden ze sztabowców w rozmowie z „Super Expressem” – brzmi jak wezwanie do walki o przetrwanie, a nie kampania wyborcza.

Ale czy naprawdę ktokolwiek wierzy, iż Nawrocki, który w sondażach ledwo łapie oddech, ma szansę na prezydenturę? PiS najwyraźniej tak, bo w desperacji wyciąga swoje największe „gwiazdy” – Przemysława Czarnka, Beatę Szydło, Patryka Jakiego i Dominika Tarczyńskiego – by ratować tonący okręt.

Sondaże nie pozostawiają złudzeń: Karol Nawrocki, mimo całej machiny propagandowej PiS, plasuje się na drugim lub trzecim miejscu. Według najnowszych wyliczeń Onetu, faworytem pozostaje Rafał Trzaskowski z poparciem 36,2 proc., podczas gdy Nawrocki może liczyć na zaledwie 24,5 proc. Co gorsza, jego miejsce w drugiej turze jest zagrożone przez Sławomira Mentzena z Konfederacji, który powoli, ale skutecznie odbiera prawicowy elektorat. W obliczu takiego „tąpnięcia” – jak określa to Onet – PiS wpadł w panikę. I co robi? Zamiast przemyśleć strategię, wysyła swoich polityków na ulice, by prowadzili kampanię „twarzą w twarz” z Polakami. Pytanie brzmi: czy Polacy naprawdę chcą patrzeć w twarz Przemysławowi Czarnkowi, który zasłynął głównie z kontrowersyjnych wypowiedzi i prób ideologizacji edukacji? Albo Dominikowi Tarczyńskiemu, którego największym osiągnięciem jest obrażanie przeciwników politycznych w mediach społecznościowych?

„To będzie kampania «twarzą w twarz» z Polakami” – zapowiada sztabowiec PiS w rozmowie z „Super Expressem”. Brzmi to jak groźba, a nie obietnica. Wyobraźmy sobie: Beata Szydło puka do drzwi mieszkań na Podlasiu, próbując przekonać ludzi, iż Karol Nawrocki to człowiek, który „odnowi Polskę”. Albo Patryk Jaki, znany z populistycznych haseł, tłumaczy rolnikom, dlaczego prezes IPN, który większość swojej kariery spędził na pisaniu o historii, nagle jest idealnym kandydatem na prezydenta. To nie kampania – to kabaret!

Sztabowcy PiS, w tym Mariusz Błaszczak i Paweł Szefernaker, stawiają wszystko na wschodnią Polskę, którą nazywają „matecznikiem prawicy”. „To właśnie tam rozstrzygnie się wynik wyborów prezydenckich” – twierdzą. Cóż, może i był to matecznik, ale czasy się zmieniły. Mieszkańcy wschodnich regionów, którzy przez lata popierali PiS, coraz częściej mają dość pustych obietnic i polityki opartej na strachu. Nawrocki, który w swojej karierze nie zasłynął niczym poza lojalnością wobec Kaczyńskiego, raczej nie jest kandydatem, który porwie tłumy – choćby na Podlasiu. A wysyłanie tam Czarnka czy Tarczyńskiego, którzy bardziej odstraszają, niż przyciągają, to strzał w stopę, a nie mistrzowska strategia.

„Pełna mobilizacja” brzmi jak rozkaz z czasów PRL, kiedy partia rzucała hasło, a wszyscy musieli biec na złamanie karku. Problem w tym, iż Polacy w 2025 roku mają już dość takich metod. Kaczyński może sobie wydawać decyzje, ale coraz mniej osób chce słuchać jego poleceń – choćby w samym PiS. Parlamentarzyści, którzy teraz mają biegać po wsiach i miasteczkach, by namawiać ludzi na Nawrockiego, pewnie sami zastanawiają się, po co to robią. W końcu, jak pokazują sondaże, Nawrocki nie ma realnych szans na wygraną. Czy naprawdę warto marnować czas i energię na kampanię, która od początku skazana jest na porażkę?

PiS, zamiast wyciągać wnioski z przegranych wyborów parlamentarnych, brnie w tę samą, zużytą taktykę: mobilizacja, straszenie, wysyłanie „znanych twarzy” na front. Ale Polacy nie są już tacy naiwni, jak Kaczyński by chciał. Nawrocki, mimo całej tej szopki, pozostanie kandydatem drugiej ligi, a kampania „twarzą w twarz” przejdzie do historii jako kolejny dowód na to, iż PiS nie ma pomysłu na siebie w nowej rzeczywistości politycznej. Może zamiast biegać po wschodniej Polsce, Kaczyński powinien spojrzeć w lustro i zapytać: „Czy to naprawdę ja jestem problemem?”. Ale na to, jak widać, wciąż brakuje mu odwagi. Bo co by robił poza polityką?

Idź do oryginalnego materiału