Jezioro Pilchowickie. To już nie jest jezioro, tylko odstojnik mówi Bustowski. WIDEO

1 godzina temu

Aktywista z Jeleniej Góry wskazuje, kto zapłaci, za to, co zrobiono z Jeziorem Pilchowickim, które z pięknego akwenu wodnego stało się zbiornikiem wodnym gromadzącym odpady.

Znajdujemy się dzisiaj na odstojniku pilchowickim, tak zwanej tamie pilchowickiej, to piękny obszar zniszczony przez polityków i brak tak naprawdę działań zmierzających do programu ochrony tego zbiornika. – mówi w rozmowie z Lwówecki.info działacz społeczny Marcin Bustowski.

To jest wynik działalności samorządu i samorządowców, a w szczególności Jeleniej Góry, Szklarskiej Poręby i Karpacza, bo to wszystko tutaj się skumulowało. To jest wynik tego, co robią te spółki, które za to są odpowiedzialne. Mamy do czynienia ze zrzutem tutaj właśnie ścieków, to wszystko się tutaj skumulowało, nadmiar tej chemii, która jest stosowana, to jest wynik tego, co widzimy – tu już nie ma życia, tu już nie ma ryby. Tak naprawdę mamy do czynienia z katastrofą – nie ekologiczną, tylko nazwijmy to po imieniu: katastrofą naturalną. To jest efekt działalności ludzkiej. – zwraca uwagę.

Bustowski znany z ciętego języka i tego, iż nie owija w bawełnę, przyznaje, iż odpowiedzialność za taki stan ponosimy wszyscy i wskazuje, kto za to wszystko zapłaci.

My, jako ludzie, nie zastanawiamy się nad kwestią wylewania kreta, Domestosa, wyrzucania śmieci czy butelek. To wszystko tutaj się kumuluje. Tylko, kto za to wszystko zapłaci? Zapłacą najmłodsi, przyszłe pokolenia. Powinniśmy brać przykład z Japończyków, oni myślą na sto lat naprzód, myślą o tym, żeby to wszystko służyło przyszłości następnych pokoleń. Nie żyją z dnia na dzień. A Polacy niestety żyją z dnia na dzień. – wskazuje aktywista.

I właśnie jednym z głównych problemów, tak Jeziora Pilchowickiego, jak i innych podobnych obszarów, które zostały zdegradowane jest rozmyta odpowiedzialność, bo dziś nie można wskazać jednej konkretnej osoby, która ponosi za to winę, gdyż z jednej strony sytuacja pogłębia się latami, a z drogiej teren ma wielu właścicieli, do czego dochodzą jeszcze różni truciciele.

Powstaje jedno z podstawowych pytań. Politycy potrafią się oskarżać: PiS oskarża Platformę, Platforma oskarża PiS o zaniedbania. Ale zajrzyjmy, proszę państwa, ile Polskie Wody dostają na utrzymanie 400 km rzek w należytym stanie technicznym. Budżet zarówno za czasów PiS, jak i Donalda Tuska, to 640 tysięcy złotych. 640 tysięcy złotych na 400 km rzeki, w tym 54 km rzeki przechodzącej przez Jelenią Górę – to jest tak naprawdę fikcja. – mówi Marcin Bustowski.

Jedną z głównych bolączek tego obszaru jest zobojętnienie społeczeństwa, ludzi zamieszkałych w okolicy, od Jeleniej Góry, po Lwówek Śląski ludzi, który powinni czerpać pełnymi garściami korzyści z tak pięknego terenu, a jednocześnie ludzi, którym obojętne jest to, co trafia do ich szklanek, z których piją, czy do roślin, które zjadają, …. Niepoprawnym politycznie jest dziś samo mówienie o problemie, pokazywanie go, a co za tym idzie nie ma miejsca na poważne dyskusje o jego zahamowaniu, bo lepiej udawać, iż on nie istnieje.

Dziś powinniśmy poważnie porozmawiać, ale z udziałem fachowców, a nie politykierów. Tymczasem spółki obsadzane są przez polityków – czy to z PiS-u, czy z Platformy – a nie przez ludzi wykwalifikowanych, którzy mają pojęcie, jak w ogóle ten problem rozwiązać. Ten problem sam się nie rozwiąże. – grzmi aktywista, który zwraca uwagę na działalność WIOŚ-u i mówi o rozbieżnościach, jakie pojawiają się w wynikach badań.

Po pierwsze tutaj jest brak działań Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska. Mamy do czynienia z dziwnymi sytuacjami. Gdy badałem zrzut ścieków z wylotów z Wodnika (red. oczyszczalni ścieków w Jeleniej Górze), mieliśmy katastrofalne wyniki. Dosłownie parę dni później Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska przeprowadził kontrolę i według nich nie było żadnych nieprawidłowości. Powstaje więc pytanie: czyje wyniki były prawdziwe? Moje, czy inspektoratu? Jaka jest rzeczywistość tego systemu kontroli jakości? – pyta Marcin Bustowski, który nie kryje rozczarowania postawą nie tylko WIOŚ-u, ale wszystkich innych instytucji odpowiedzialnych za ochronę bezpieczeństwa ludzi.

Od dłuższego czasu mówię o żywności, ale i o wodzie. Uważam, iż mamy do czynienia z tworzeniem fikcji i utrzymywaniem instytucji, które tak naprawdę nie służą ludziom. Ja nie wierzę żadnej instytucji – ani sanepidowi, ani wojewódzkiemu inspektorowi nadzoru budowlanego, ani inspektoratowi ochrony środowiska. Nikomu. Nie wierzę w ich raporty, co, do jakości tamy, uszkodzeń, które nam tutaj serwują, ani co do badań. – mówi społecznik, który niejednokrotnie pokazywał ułomności systemu.

Do póki społeczeństwo się nie obudzi, do póki samorządowcy nie zaczną naciskać na polityków, a ci na podległe instytucje, do póki zamiast środków na jachty i kluby erotyczne nie znajdą się pieniądze na faktyczną poprawę stanu Jeziora Pilchowickiego i rzeki Bóbr, do póty nic się nie zmieni, a sytuacja z każdym rokiem będzie się pogłębiać sprawiając, iż serce Doliny Bobru zamiast perłą, będzie odstojnikiem ścieków z powiatu karkonoskiego.

[See image gallery at lwowecki.info]
Idź do oryginalnego materiału