W Polsce jak zwykle liczą się emocje, a nie chłodna kalkulacja. W połowie października Sejm uchwalił nowelizację ustawy o ochronie zwierząt, która zakłada zakazanie hodowli zwierząt na futra. Zgodnie z nowelą przedsiębiorcy prowadzący fermy będą zobowiązani do wygaszenia działalności do końca 2033 roku, a ci, którzy zrobią to do 2031 roku, będą mogli uzyskać odszkodowanie. Ośmioletni okres przejściowy to absolutne minimum, niezbędny czas by hodowcy mogli na przykład pospłacać zaciągnięte kredyty.
Za uchwaleniem nowelizacji opowiedziało się 339 posłów, 78 było przeciw, a 19 wstrzymało się od głosu. Znaczna część z głosujących z całą pewnością zdawała sobie sprawę z bzdurności tej ustawy. Ale lis, jenot czy norka w klatce ściska serce wyborcy, a ten kieruje się w swoich wyborach najczęściej emocjami. Chociaż są tacy, co uwierzyli w swoją dobroczynną misję – jak odrealniony już dzisiaj całkowicie lider PiS-u Jarosław Kaczyński. W ten sposób zarżnięto właśnie kolejna polską branżę.
Czy zwierzątka z klatek wrócą na wolność i będą wesoło brykać niczym te z ilustracji w pismach Świadków Jehowy? Oczywiście, iż nie – bo popyt przez to się nie zmniejszy. Produkcja przeniesie się do innych, konkurencyjnych państw na przykład na Ukrainę. Straci polska gospodarka, a co za tym idzie polski budżet. A więc my wszyscy – Polacy. Pracę straci kolejnych 20 000 Polaków. Wzrosną długi Polaków i zyskają bankierzy i lichwiarskie firmy pożyczkowe. Zarobią po raz kolejny również niemieckie firmy, tym razem utylizujące odpady zwierzęce.
Politycy w Polsce lubią uszczęśliwiać ludzi. Cieszy się aktywista lub aktywiszcze ekologiczne, juleczka od wstawiania serduszek w mediach społecznościowych, niezależna mama psiecka z wieczornym kieliszkiem wina, ale również bankier z Wall Street, niemiecki przedsiębiorca i ukraiński cwaniak. Nasi politycy to prawdziwi szczęściodajcy. Tylu uradowanych za jednym razem! Przypomniał mi się fragment wiersza Jerzego Czecha „Margrabia Wielopolski”:
„Tu rozsądku rzadko się używa
A jedno, co naprawdę umiemy
To – najpiękniej na świecie przegrywać!”
Udało się po raz kolejny przegrać w imię absurdalnych idei. Logiczne byłoby teraz podjęcie walki z producentami wyrobów skórzanych, rzeźniami, masarniami, mleczarniami, pasiekami, fermami kurzymi i no i oczywiście hodowcami karpia. Przecież to wszystko możemy sprowadzać z Niemiec i Ukrainy!
Ale to prawdopodobnie musi jeszcze trochę poczekać. Teraz przyszła pora na poważną grę i ostateczne rozwiązanie kwestii węgla i stali. Unia Europejska zatoczyła koło. Na mocy traktatu paryskiego w 1952 roku powstała Europejska Wspólnota Węgla i Stali, która dała podwaliny pod projekt nazwany Unia Europejska. Ta zaś opętana liberalno-lewackimi wirusami, które połączyły się z zwykłym łapówkarstwem i złodziejstwem zarzyna właśnie ostatnie kopalnie i huty w Polsce. Chińczycy, Amerykanie, Rosjanie czy Hindusi muszą patrzeć na tych brukselskich szaleńców z ogromnym obrzydzeniem.
Zwijanie Polski trwa. Obserwujemy codzienne rytualne zarzynanie naszej ojczyzny i pchanie nas ku cudzej wojnie. Nie ma się co łudzić, iż będzie lepiej. Zarówno Platforma Obywatelska z przystawkami, jak i Prawo i Sprawiedliwość działały, działają i prawdopodobnie będą działać wspólnie na rzecz likwidacji resztek ocalałego polskiego przemysłu, w imię irracjonalnych koncepcji odchyleńców z Brukseli. Dokładnie tak jak było w przypadku przemysłu futrzarskiego.
Cały POPiS powinien iść won! Wszystkie te postsolidaruchy wraz z resztą bękartów politycznych III RP powinny trafić do więzień i do śmietnika historii. Tak się prawdopodobnie jednak niestanie, bo za nimi stoją wielcy i wpływowi – instytucje międzynarodowe, banki, fundacje, loże i koterie. Ci z Platformy będą dalej odgrywać rolę zbawców przed ciemnogrodzkimi zakusami Kaczyńskiego. Zaś ci z PiS-u dzielnie walczyć z gorszycielskimi liberałami od Tuska. W sprawach istotnych będą działać ręka w rękę – solidarnie. Błazen z dworu króla Zygmunta I Starego Stańczyk gdzieś w zaświatach patrzy smutno na Polskę.
Łukasz Jastrzębski