Jan Miszczak: Z prawem na lewo

2 tygodni temu
Jan Miszczak (Fot. Archiwum)

Napisał do mnie mieszkaniec Podkarpacia, podpisujący się jako „stały czytelnik”. Mieć stałych czytelników, choćby jednego, to już duża satysfakcja, mimo iż mężczyzna wypomniał mi, iż pisząc niedawno o zupełnym zaniku tzw. sezonu ogórkowego, w którym kiedyś media donosiły o różnych dyrdymałach, sam także najczęściej piszę podczas wakacji o „wrednej polityce, zamiast dać bliźnim coś lżejszego”. I podpowiedział mi, iż dobrym tematem byłoby przytoczenie różnych absurdalnych przepisów, jakie obowiązują w wielu krajach świata, żeby ludzie nie myśleli, iż tylko Polska w tym celuje. Podał mi zatem kilka przykładów, za które dziękuję i część chętnie wykorzystam, choć nie wiem, czy adekwatnie.

Np. w Australii tylko wykwalifikowany elektryk może wymieniać żarówki. jeżeli zrobi to osoba bez uprawnień, grozi jej kara w wysokości 10 dolarów. Rzeczywiście z pozoru przepis jest absurdalny, ale jednak świadczy o tym, jak dużą wagę przywiązuje się tam do fachowej roboty. Tymczasem u nas, jak trąbią media, na ważnych stanowiskach z ogromnymi gażami w ciągu ostatnich ośmiu lat zatrudniono kompletnych dyletantów, którzy mieli poparcie ważnych wówczas władców rodem z PiS. Byli to ich koledzy, żony kolegów, a choćby koleżanka matki pierwszego oligarchy tej partii.

Klasycznym przykładem jest – co cytuję za mediami – żona szefa PKOl Radosława Piesiewicza, zatrudniona na finiszu rządów PiS jako doradczyni w ważnym państwowym banku, w którym za kilka miesięcy tzw. pracy zarobiła ponad 1 mln zł. Średnio wychodziło jej 164 tys. zł miesięcznie. Wcześniej owa doradczyni bankowa pracowała w firmie handlującej artykułami biurowymi. Z tym, iż wtedy, gdy ją zatrudniano w banku, to odpowiedzialnym za spółki Skarbu Państwa był Jacek Sasin, bliski znajomy Piesiewicza.

Ale choćby tu nie można potępić w czambuł tej decyzji. Dzięki temu, iż żona prezesa MKOl nie miała w banku konkretnej roboty, to nic tam nie robiąc nie mogła tym samym w niczym zaszkodzić tej poważnej instytucji finansowej. Czyż już to samo nie jest warte dużych pieniędzy? I dlatego na podobnej zasadzie zatrudniono w czasach rządów PiS wiele innych żon, kuzynek, cioć, koleżanek i kolegów ważnych pisiorów. Tylko dlatego, iż nie psuli roboty fachowcom.

Wystarczy zresztą wyobrazić sobie choćby taki drobiazg, iż w banku – za jakieś marne 50 tys. zł miesięcznie – zatrudniono by żonę jakiegoś kolesia, która miałaby wymieniać żarówki, nie mając o tym pojęcia. Więc jest oczywiste, iż należało jej płacić, ale jednocześnie zabronić wymienienia choćby jednej żarówki, gdyż było niemal pewne, iż w całym gmachu z hukiem strzelą korki. Stąd też ten australijski przepis nie wydaje się taki zupełnie niedorzeczny.

Nasz Stały Czytelnik, wśród wielu przykładów nonsensownych przepisów podał też i taki, iż w Tanzanii długość włosów nie może przekraczać 36 cm, a kto się do tego nie zastosuje, to trafia do pierdla. Tymczasem u nas szef MON zapowiedział, iż już od 1 września wojskowy regulamin będzie zezwalał żołnierzom choćby na noszenie bród oraz innego zarostu. Byleby był schludny i estetyczny, jak choćby zarost samego ministra. I to jest wreszcie przykład na postępującą tolerancję w naszym kraju.

Na koniec jeszcze raz wróćmy do Australii, gdzie w stanie Victoria prawo nakazuje uśmiechania się wszystkim, z wyjątkiem m. in. pogrzebowców. Bo uśmiech to uniwersalny symbol życzliwości. I ten przepis, choć także wydaje się bzdurny, powinien koniecznie obowiązywać też u nas.

Idź do oryginalnego materiału