Jan Miszczak: Miłość ponad podziałami

2 dni temu
Jan Miszczak (Fot. Archiwum)

W naszym skłóconym Sejmie, w którym zwykle aż wrze od wzajemnego ubliżania oraz karczemnych awantur okraszanych wulgaryzmami, stało się ostatnio coś, co śmiało można uznać za wyjątkowo pozytywne zaskoczenie.

Podczas uchwalania ustawy o zakazie hodowli zwierząt na futra aż 339 posłów głosowało „za”, przeciw było tylko 78, a 19 wstrzymało się od głosu. Ustawa przeszła nie tylko dzięki posłom KO, PSL, Polski 2050 i Lewicy, ale także PiS. Bo aż stu z nich głosowało za zakazem. Przeciw było tylko 55, a 18. wstrzymało się od głosu. Oczywiście ustawy nie poparł m. in. Przemysław Czarnek, co nikogo raczej nie zaskoczyło, gdyż wcześniej nie był też za ustawą o zakazie trzymania psów na łańcuchach, bo gdy jedzie na rowerze, to nie lubi być gonionym przez czworonoga.

Oprawcami, którzy w całości nie chcieli zakazu hodowli zwierząt futerkowych, byli natomiast wszyscy posłowie Konfederacji. Okazuje się zatem, iż z wyjątkiem tej ostatniej partii cała reszta była jednomyślna, choćby PiS w zdecydowanej większości, więc od razu w umysłach ludzi lubiących zgodę i anielski spokój zrodziła się diabelska myśl: a może by tak utworzyć koalicję PO-PiS?

Przypadek zrządził, iż idąc do parku na spacer z psami mojej córki spotkałem grupę takich właśnie młodych fantastów, którzy zebrali się tam na grillu i gawędzili akurat o tym głosowaniu. Ponieważ znamy się z widzenia, więc wciągnęli mnie do rozmowy i stwierdzili, iż warto byłoby stworzyć taki nieprawdopodobny mariaż, który miałby w Sejmie zdecydowaną przewagę i możliwość uchwalania wszystkiego, czego tylko dusza zapragnie. Po prostu pełnię władzy.

W pierwszej chwili takie surrealistyczne rozwiązanie mogło się choćby wydać dość ciekawe, gdyby nie dalsze pomysły twórców tej odważnej teorii, których poniosła grillowa fantazja połączona z wyrafinowanym poczuciem humoru. Dodatkowo wymyślili bowiem, iż dla dobra Polski na początek powinna powstać u nas monarchia, a na króla należałoby wybrać prezesa Kaczyńskiego. Sęk tylko w tym, iż wtedy nie mielibyśmy królowej, ale za to ilu ten król miałby giermków, spośród których mógłby przebierać niczym w ulęgałkach, by wybrać z tego licznego grona osoby na najwyższe stanowiska w swym dworze.

Oczywiście w nowym ustroju zlikwidowano by urząd prezydenta RP, który w zamian dostałby od króla inne doniosłe zadania. Obecny prezydent, ze swym przyklejonym uśmiechem, dbałby o nastrój monarchy, zapewniając mu różne uciechy, w tym damy do towarzystwa, w czym ma spore doświadczenie. przez cały czas mógłby też liczyć na wysoki stołek przy królewskim tronie. Z kolei miecznikiem koronnym, zwanym odtąd kosiarzem koronnym, król mianowałby „mądrego i dzielnego” Bąkiewicza, który dbałby głównie o bezpieczeństwo na granicy. Kapelanem byłby o. Rydzyk, a poza tym król miałby taki wybór, iż mógłby przebierać niczym w ulęgałkach. Rząd zaś zachowałby swą dotychczasową pozycję, zaś główną rolą dworu byłoby jedynie nieprzeszkadzanie doświadczonemu premierowi Tuskowi i całemu rządowi. Przy koalicji PO-PiS żadna opozycja nie miałaby więc żadnych szans.

Młodzi grillowicze rzucili na ruszt stek, traktując go symbolicznie, jako polityczny stek kłamstw. – Czy wiesz, po czym poznaje się, iż polityk kłamie? – zapytali. – Otóż poznaje się po tym, iż porusza ustami.

Woń steków zbiesiła moje mądre psy, bo choćby one nie lubią już szczekać o naszej polityce. Odeszły z niesmakiem, a ja za nimi.

Idź do oryginalnego materiału