Jan Miszczak: Lud już tego nie kupi

1 dzień temu
Jan Miszczak (Fot. Archiwum)

Wydawać by się mogło, iż okres świąteczno-noworoczny powinien być – także w mediach – czasem spokoju i wyciszenia, a tym samym omijania polityki i jej gniewnych wojowników. Oni zresztą też mogliby choć trochę odpocząć sobie po całorocznych znojach i bojach, ale zawsze znajdą się tacy, którzy ochoczo zmącą świąteczny nastrój.

Zawsze można tu liczyć na prezydenta Andrzeja Dudę, który albo podpisze jakąś ustawę, albo jej nie podpisze, ale to, czy sięgnie po długopis, czy też nie sięgnie, nie ma większego znaczenia. Bo potem i tak skieruje ten akt prawny do tzw. Trybunału Konstytucyjnego, który jest tylko betonową tarczą obronną dla PiS, zaś dla większości czcicieli praworządności od dawna już stał się organem martwym. Coraz częściej Duda sprawia zatem wrażenie, jakby ustawy do podpisu wybierał drogą losowania. Z tym, iż losy chytrze ciągnie Kaczyński.

Tym razem prezydent też robił co mógł (m. in. ustawy „wigilijna” i „sportowa”), choć nie musiał się specjalnie wysilać, by zburzyć świąteczny nastrój, gdyż media poszły na łatwiznę, grając mocno zużytym i spsiałym Marcinem Romanowskim. Ostatnie sondaże wyraźnie wskazują, iż – jak to celnie określił Michał Szułdrzyński w „Rz” – „lud nie jest taki ciemny(…) choćby wyborcy prawicy nie kupują narracji forsowanej przez Jarosława Kaczyńskiego i Andrzeja Dudę. To zła wiadomość dla PiS i dla kampanii Karola Nawrockiego”.

Hurra! Bo za to całkiem dobra dla 70 proc. Polaków, którzy negatywnie oceniają zarówno ucieczkę byłego wiceministra sprawiedliwości, jak i decyzję władz Węgier, czyli Orbana, kolegi Putina, o obdarowaniu Romanowskiego azylem politycznym.

O Orbanie szkoda słów, choć dosadnie uczynił to w swym felietonie w „Super Expressie” Michał Listkiewicz, były prezes PZPN, wieloletni czołowy sędzia piłkarski na świecie, ale też hungarysta, absolwent filologii węgierskiej na UW. Toteż trudno mi się powstrzymać, by go nie zacytować: „Gdy ze szczupłego, pełnego pasji piłkarza Orban zmienił się w opasłego dziada o marsowym obliczu, czar prysł”. O Romanowskim zaś dodał krótko: „To potwarz”.

Potwarz? Co za wyjątkowa subtelność! Romanowski to przecież osobnik, któremu prokuratura zarzuca udział w zorganizowanej grupie przestępczej, mający już 18 zarzutów dotyczących defraudacji fury pieniędzy. A przy tym typ wyjątkowo bezczelny, który ośmiela się stawiać polskim władzom warunki i od ich spełnienia uzależniać swój ewentualny powrót do kraju i poddanie się wymiarowi sprawiedliwości. Ostatnio zaś to indywiduum usiłowało choćby wmawiać, iż ucieczkę na Węgry traktuje jako „swoją misję nad Dunajem”, żeby jak najprędzej odsunąć od władzy szkodliwy dla Polaków reżim.

Polska chce na mocy Traktatu o Funkcjonowaniu UE postawić kraj Orbana przed TSUE, ale to już oddzielna sprawa.

Na razie widzimy, co stało się z innym pupilem PiS, czyli zdradzieckim sędzią Tomaszem Szmydtem, który z kolei uciekł na Białoruś, gdzie Łukaszenka też przyznał mu azyl polityczny. Zwiał zatem do kraju, z którego w obawie przed represjami politycznymi uciekło w ostatnich latach ok. pół miliona ludzi, a tysiące prześladowanych siedzi w kryminałach. I tę właśnie Białoruś Szmyd nazwał krajem „prawdziwie wolnym i bezpiecznym”. To może wielu pozostałych Szmydtów i Romanowskich też mogłoby spakować walizy i czmychnąć na Białoruś. A przedtem… honorowo oddać skradzioną forsę! Niby proste, ale niestety niemożliwe.

Bo forsę mają, ale honoru ni chu chu.

Idź do oryginalnego materiału