Zdecydowanie więcej wiemy o tym, jak wyglądać i działać będą USA w przypadku sukcesu Demokratów. Raczej nie będzie wtedy rewolucji, w kluczowych kwestiach dotyczących bezpieczeństwa międzynarodowego można oczekiwać kontynuacji polityki Joe Bidena. A przynajmniej… próby kontynuacji. Czyli – deklaratywnie mocnego, a w praktyce niestety dość ostrożnego wspierania Ukrainy w jej walce z rosyjską agresją, tak żeby co prawda nie dać Putinowi wygrać, ale żeby jednocześnie nie dopuścić do jego zbyt spektakularnej porażki, mogącej skutkować gwałtowną destabilizacją w przestrzeni poradzieckiej. Dalej – stawiania na Niemcy w polityce względem Unii Europejskiej (co sprzęga się z punktem poprzednim). Zacieśniania współpracy z Wielką Brytanią, Japonią, Australią i Koreą Południową (a także w coraz większym stopniu z Indiami) dla powstrzymywania zbyt agresywnych działań Chin na Indo-Pacyfiku, zwłaszcza wobec Tajwanu i Filipin. Lawirowania w kwestii bliskowschodniej, pomiędzy wciąż silnym w USA lobby proizraelskim i pewnymi strategicznymi koniecznościami – a emocjami rosnącego, propalestyńskiego elektoratu amerykańskiej lewicy. No i nacisku na dyplomację wielostronną, także w kwestiach klimatycznych.