Sprawa sprzedaży strategicznej działki pod Centralny Port Komunikacyjny staje się symbolem tego, jak kończyły się rządy Prawa i Sprawiedliwości – pośpiesznie, nieprzejrzyście, w atmosferze politycznego chaosu i podejrzeń o nepotyzm. Po ujawnieniu przez Wirtualną Polskę szczegółów transakcji, w której państwowy grunt o potencjalnej wartości kilkuset milionów złotych trafił w prywatne ręce, rząd Donalda Tuska nie zamierza sprawy zamieść pod dywan.
W poniedziałek pełnomocnik rządu ds. CPK Maciej Lasek potwierdził, iż sprawa została już przekazana do prokuratury. „Od zeszłego roku próbowaliśmy odzyskać ten teren w ramach negocjacji, polubownego załatwienia sprawy. Zimą tego roku zebrane materiały zostały przekazane zewnętrznej kancelarii w celu oceny, czy stanowią podstawę złożenia zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa. Prokuratura podjęła postępowanie w sprawie” – wyjaśnił Lasek podczas konferencji prasowej.
To poważne słowa, bo sprawa dotyczy jednej z najbardziej kluczowych działek w całym projekcie Centralnego Portu Komunikacyjnego – inwestycji, która w założeniu miała stać się flagowym przedsięwzięciem PiS, a dziś coraz częściej przypomina gigantyczny symbol niegospodarności i politycznej arogancji.
Jak ujawniła Wirtualna Polska, decyzję o sprzedaży ziemi wydano tuż przed oddaniem władzy przez PiS. Chodzi o 160 hektarów gruntu, należącego wcześniej do Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa (KOWR). Kupującym został Piotr Wielgomas – wiceprezes znanej firmy przetwórczej Dawtona, która dzierżawiła teren od 2008 roku.
Resort rolnictwa, kierowany wówczas przez Roberta Telusa, nie przejął się sprzeciwem władz CPK, które do ostatniej chwili próbowały transakcję powstrzymać. Działka została sprzedana za 22,8 mln złotych – choć według ekspertów niedługo może być warta choćby 400 mln. Dlaczego? Bo już niedługo zmieni swoje przeznaczenie: z rolniczego na inwestycyjne. Powstaną na niej tory szybkiej kolei, magazyny, punkty usługowe i mieszkania.
„To nie była zwykła transakcja. To była decyzja podjęta w ostatniej chwili, w momencie, gdy rząd PiS pakował walizki” – mówi jeden z urzędników znających kulisy sprawy.
Z ustaleń dziennikarzy wynika, iż w kampanii wyborczej minister Telus odwiedzał firmę Dawtona – właśnie tę, której wiceprezes kupił potem działkę. „To nie były typowe przedwyborcze odwiedziny w stylu: uścisk dłoni i zdjęcie do mediów. Wizyta trwała kilka godzin, widać było, iż to spotkanie z konkretnym biznesowym celem” – relacjonuje jeden z rozmówców portalu.
To właśnie ta sieć relacji – łącząca polityków PiS z biznesem – staje się dziś przedmiotem zainteresowania śledczych.
Premier Donald Tusk nie pozostawił wątpliwości, iż jego rząd zamierza rozliczyć tę sprawę do końca. W mediach społecznościowych napisał krótko, ale dobitnie: „Mateusz Morawiecki zawsze umiał w działki, a pisowski minister od CPK Horała tłumaczył, iż jak kraść, to tylko zgodnie z procedurami. Mam dla nich złą wiadomość: sprawa przekrętu opisanego przez WP od kilku miesięcy jest w prokuraturze. Zgodnie z procedurami oczywiście.”
To zdanie – celne, ironiczne, ale i symboliczne – może przejść do historii jako podsumowanie całej filozofii władzy PiS: władzy, która stworzyła mechanizmy formalnego pozoru legalności, by móc robić rzeczy moralnie wątpliwe.
Afera z działką pod CPK pokazuje, jak bardzo partia Jarosława Kaczyńskiego podporządkowała państwo swoim politycznym i towarzyskim interesom. „Nie chodzi tylko o tę jedną ziemię. Chodzi o sposób myślenia – iż państwo to łup, który się rozdaje swoim” – mówi jeden z byłych urzędników KOWR.
Dziś, gdy PiS próbuje odzyskać narrację o „obronie polskiego interesu”, kolejne fakty uderzają w jej wiarygodność. Bo trudno bronić „polskiego dobra”, sprzedając je po cichu, w ostatnich dniach rządów, ludziom z własnego kręgu.
Tusk, zapowiadając rozliczenia, nieprzypadkowo podkreśla słowo „procedury”. To właśnie w ich cieniu PiS nauczył się ukrywać swoje decyzje. Teraz te same procedury mają być użyte, by sprawiedliwość – tym razem naprawdę – mogła zadziałać.

11 godzin temu













