Warszawa znów stała się areną politycznej walki. Lokalny konflikt wsparł PiS, mając nadzieje na zniszczenie prezydenta. Tym razem nie chodzi o inwestycje, śmieci czy komunikację, ale o… butelkę piwa. Próba wprowadzenia nocnej prohibicji w stolicy to nie przypadek – to polityczny nóż wymierzony w plecy Rafała Trzaskowskiego. Na szczęście się nie udało, ale prezydent powinien bardziej uważać.Bo cios zadali mu także ludzie, których wspierał.
Za akcją z alkoholem stoją środowiska lewicowe inspirowane przez PiS , tak zwana „kawiorowa lewica”, która na co dzień uwielbia moralizować z warszawskich kawiarni i mediów, a teraz postanowiła „naprawiać” życie mieszkańców. Pomysł? Zakaz sprzedaży alkoholu wieczorami i w nocy. Niby chodzi o mniej awantur i mniej pacjentów na izbach przyjęć, ale każdy, kto zna politykę, wie, iż to tylko pretekst.Stugębna plotka głosi nawet, iż pewne agresywne stowarzyszenie miało otrzymać pieniądze od polityka z otoczenia Morawieckiego.
Sprawa ma drugie a choćby trzecie dno. Lewica szykuje się do wyborów samorządowych i chce pokazać swoją siłę, a PiS ochoczo przyklaskuje, bo dla nich Trzaskowski to przez cały czas największy wróg. Najgroźniejszy, bo to właśnie on mógł naprawdę wygrać wybory prezydenckie – czego dowie się cały kraj, jeżeli w przyszłym roku ruszy przeliczenie głosów. Dlatego każdy pretekst, by go osłabić, jest na wagę złota.
Nie bez znaczenia jest też rola Bartłomieja Sienkiewicza, polityka Platformy, który wcześniej miał powiązania ze środowiskami lewicowymi i pomógł im zadomowić się w mediach publicznych. Dziś ta lewica, wzmocniona i pewna siebie, gryzie rękę własnego obozu i atakuje Trzaskowskiego. Oficjalnie chodzi o walkę z alkoholem. W praktyce – to czysta polityka, w której kawiorowa lewica i PiS grają do jednej bramki. A stawką jest pozycja Trzaskowskiego, wciąż popieranego przez miliony Polaków.
A sam Rafał Trzaskowski powinien bardziej uważać z kim współpracuje. Za atakami stoi przecież jego środowisko, które tak aktywnie wspierał. Panie prezydencie, więcej rozsądku!