Jacek Strojny: "Aquapark, który miałby służyć jako schron, to pomysł absurdalny"

5 godzin temu

Jedynym klubem, którego radni w całości opowiedzieli się przeciwko aktualnemu prezydentowi Miasta Rzeszowa było Razem dla Rzeszowa. Czy mieszkańcy Rzeszowa byli świadkami zawiązania się nowej koalicji? O tym, a także m.in. o bieżącej sytuacji stolicy Podkarpacia porozmawialiśmy z jednym z założycieli Stowarzyszenia, wiceprzewodniczącym Rady Miasta, Jackiem Strojnym.

- Może zacznijmy od ostatnich obrad. Razem dla Rzeszowa było jedynym klubem radnych, który jednogłośnie zagłosował przeciw absolutorium i wotum zaufania dla prezydenta Konrada Fijołka. Widać było podział. Jak pan to skomentuje?

- Rok temu nasze głosowanie było zaskoczeniem, choćby dla naszych wyborców. To nasze głosy wtedy przesądziły o udzieleniu wotum zaufania prezydentowi – PiS był przeciw. Wtedy jeszcze część naszego klubu wierzyła, iż po wyborach prezydent Fijołek wyciągnie wnioski z wyniku. Przypomnę, iż 65% głosujących w I turze wybrało innych kandydatów. Liczyliśmy na nowe otwarcie. Ja jednak już wtedy uważałem, iż to błąd – i to się potwierdziło.

W tym roku nie było wątpliwości. Oceniamy działania prezydenta negatywnie. Dotyczy to zarówno polityki finansowej, stylu zarządzania, jak i sposobu wykorzystywania zasobów miasta. Dobrym przykładem jest powołanie czwartego zastępcy prezydenta. W naszej ocenie to decyzja poza duchem ustaw samorządowych i poza standardami przyzwoitości w samorządzie.

Widzimy też bardzo kosztowną i nieefektywną politykę tzw. dyplomacji samorządowej - liczne delegacje, w tym do Chin, bez widocznych efektów, wydatki na restauracje, iPhone’y, promocję... To wszystko rodzi pytania o celowość. Naszym zdaniem, środki publiczne powinny być wydawane bardziej rozsądnie.

Nie mamy też pełnego dostępu do informacji, np. danych finansowych. To uderza w transparentność, która powinna być fundamentem demokracji lokalnej. Stąd nasza decyzja - oparta na konkretnej ocenie działań, a nie emocjach. A iż PiS poparł prezydenta? Od dwóch miesięcy, odkąd Krystyna Wróblewska została szefową klubu, radni PiS przyjęli, moim zdaniem, model transakcyjny. Czy chodziło tylko o zgodę na przystąpienie do Aglomeracji Rzeszowskiej czy o coś więcej? Tego nie wiemy.

Prezydent Fijołek zabierający głos w trakcie ostatniej sesji. fot. Grzegorz Bukała/UM Rzeszowa

- Przywołał Pan tu szereg kwestii: czwarty wiceprezydent, delegacje... Natomiast pamiętam też burzliwą dyskusję na sesji Rady Miasta, poświęconą skierowaniu większej ilości środków na kulturę. Państwo jako Razem dla Rzeszowa proponowali przesunięcie tych pieniędzy do sektora bezpieczeństwa.

- Dziękuję za to pytanie. Tak, to był świadomy eksperyment. Chcieliśmy sprawdzić, czy radni są gotowi podejmować trudne, ale potrzebne decyzje. W czasach realnych zagrożeń – blackoutów, przeciążeń, ataków cybernetycznych, sabotaży a choćby zagrożeń konfrontacji militarnej – uważamy, iż inwestowanie w bezpieczeństwo mieszkańców to priorytet. Nie może to być slogan, ale realne i szybkie działanie.

Zaproponowaliśmy przesunięcie środków, w tym m.in. 700 tys. zł z kultury oraz 350 tys. z koncepcji aquaparku, na przygotowanie budynków publicznych do awaryjnego zasilania. W mieście jest ponad 20 obiektów publicznych, które wymagają szybkiego działania w tym zakresie. Brakuje zarówno generatorów, jak i odpowiednich instalacji. Wiedzieliśmy, iż taka decyzja może być niepopularna, ale ktoś musi mieć odwagę powiedzieć: w tym momencie bezpieczeństwo jest ważniejsze niż kolejne koncepcje. Aquapark, który miałby służyć jako schron, to pomysł absurdalny... Pomijam fakt, iż na razie władze nie wiedzą jak ani za co ten obiekt zbudować. Najważniejszy jest jednak czas. Te rzeczy, które możemy robić dziś w zakresie bezpieczeństwa, choćby kosztem innych trzeba zacząć robić już.

Za milion złotych można realnie poprawić bezpieczeństwo miasta, np. właśnie w zakresie zasilania awaryjnego obiektów publicznych. Nie twierdzę, iż kultura nie wymaga dalszego wsparcia, wręcz przeciwnie. Sam doceniam zmianę podejścia Konrada Fijołka w tym zakresie w porównaniu do poprzednika. Niemniej jednak priorytety muszą odpowiadać czasom, w jakich żyjemy. NATO wprost wskazuje na ryzyko konfliktu militarnego w naszym regionie. My jesteśmy bliżej Białorusi niż Skandynawia. Zagrożenia są spore. Nasza propozycja była więc wyrazem odpowiedzialności – także za niepopularne decyzje.

- Wspominał Pan wcześniej o "modelu transakcyjnym", który, jak się wydaje, mają dziś realizować radni PiS. Ale czy to nie ma swoich zalet? Taki układ pozwala przecież dogadać się i przepchnąć konkretne decyzje. Tymczasem o Razem dla Rzeszowa pojawiają się nagłówki typu "blokują", "kłócą się". Nie odnosi Pan wrażenia, iż taki przekaz zaczyna dominować?

- Szczerze mówiąc, nie widziałem takich nagłówków, ale wiem też, iż media lokalne, także w Rzeszowie, bywają często pod wpływem rządzących – to nie tajemnica. Platformie i PiS zależy na takim przedstawianiu oponentów. Tymczasem my pokazujemy absurdy decyzji koalicji rządzącej miastem. jeżeli zaś chodzi o model transakcyjny: on sam w sobie nie jest zły! Problem leży w tym, co jest przedmiotem tej transakcji. jeżeli chodzi o cele publiczne, rozwój miasta – można rozmawiać. Ale jeżeli chodzi o interesy partyjne czy prywatne korzyści, to jako społecznicy nie chcemy w tym uczestniczyć.

Nikt z nas nie czerpie osobistych korzyści z naszej działalności. Mamy swoje zawody, nikt z naszych rodzin nie zasiada w radach nadzorczych po linii partyjnej. Działamy z przekonania, nie z interesu osobistego. Problem w Rzeszowie polega na braku realnej dyskusji. Przykład? Projekt spółki aquapark trafia do nas na ostatnią chwilę, bez wcześniejszych rozmów, a potem władze mają pretensje, iż się "zastanawiamy". Gdzie tu miejsce na konsensus? Gołym okiem widać, iż to przedsięwzięcie na służy przewalaniu kasy, a spółka będzie obsadzana swoimi i generowała kolejne wydatki pieniędzy publicznych.

W naszym klubie są ludzie kompetentni. Część z biznesu, część z nauki. Pracujemy na danych, analizujemy, nie uprawiamy polityki dla samej polityki. Bardzo łatwo nas przekonać obiektywnymi danymi, pragmatyką. Ale żeby ta kooperacja działała, druga strona też musi chcieć i umieć rozmawiać.

- Czyli uważacie, iż dostajecie informacje na ostatnią chwilę, a później jesteście stawiani pod ścianą?

- Zdecydowanie tak. Przykład? Podczas pracy nad budżetem, po prezentacji w grudniu, zamknięto nam możliwość zabrania głosu. Nie było żadnej debaty. Tak wygląda "współpraca" według prezydenta. Tymczasem kreatywność nie polega na bezkrytycznym przyklaskiwaniu.

Oto inne przykłady braku współpracy. Kiedy prosiliśmy o szczegółowe dane dotyczące wydatków bieżących układzie paragrafów, dostaliśmy je dopiero po naciskach, i to w ostatniej chwili. Jak mamy prowadzić odpowiedzialną dyskusję w takich warunkach?

Kolejny - rok temu zaproponowaliśmy wspólnie z architektami z SARP-u przygotowanie planów zagospodarowania dla obszarów nowo przyłączonych do miasta. Chcieliśmy je ochronić przed chaotyczną zabudową. Prezydent był na dwóch spotkaniach. Później temat umarł. I to mimo, iż w Rzeszowie tylko 17% powierzchni objęta jest planami miejscowymi, podczas gdy w Lublinie to ponad 70%.

Podobnych przykładów przez roku uzbierało się sporo.

Radni klubu Razem dla Rzeszowa - od lewej: Jacek Strojny, Michał Wróbel, Elżbieta Niedzielska, Rafał Kulig. fot. Razem dla Rzeszowa/Facebook

- Chciałbym zapytać o formalną stronę absolutorium. Wspominał Pan niedawno w komentarzu pod jednym z naszych artykułów, iż Regionalna Izba Obrachunkowa nie odgrywa tu większej roli. Czy tak rzeczywiście jest?

- To prawda, absolutorium to wyłączna kompetencja rady miasta. Regionalna Izba Obrachunkowa (RIO) ocenia tylko stronę formalno-prawną – czy dokumenty się zgadzają, czy nie ma błędów rachunkowych, klasyfikacyjnych. Natomiast realna ocena celowości i efektywności wydatków należy wyłącznie do rady. I tu pojawia się problem systemowy.

W polskim prawie brakuje instytucji, która byłaby "drugą parą oczu" dla wydatkowania środków publicznych na poziomie samorządu. NIK ma takie kompetencje, ale działa wybiórczo i relatywnie rzadko interwencyjnie (kontrole konkretnych miast i zdarzeń). A radni często nie mają wystarczających kompetencji, by analizować złożone dokumenty finansowe. Nie mają także wsparcia w tym zakresie – służby miasta podporządkowane są prezydentowi i prezentują jego punkt widzenia.

Nawet ja, mimo wielu lat pracy z budżetami samorządowymi i znajomości klasyfikacji budżetowej, czasem mam wątpliwości. Przykład? Paragraf 442. Teoretycznie służy do rozliczania delegacji zagranicznych, ale w praktyce te koszty są porozrzucane po różnych paragrafach. Trudno się w tym połapać. Oczywiście są rozwiązania, które pozwalają zwiększać transparentność, ale muszą być wdrożone. Władze naszego miasta stawiają spory opór takim rozwiązaniom.

Dlatego uważam, iż Rada Miasta ma prawo, a wręcz obowiązek, formułować własną opinię na temat wykonania budżetu, niezależnie od RIO. Weźmy np. działania prezydenta za granicą. Przez 3,5 godziny opowiadał o relacjach – iż się z kimś spotkał, iż dobrze go przyjęli. Tyle iż nie widzimy efektów. A prezydent, moim zdaniem, powinien działać jak przedstawiciel handlowy, tzn. budować relacje, które przekładają się na inwestycje, miejsca pracy, korzyści dla miasta.

Tymczasem tych efektów gospodarczych nie widać. Co więcej, w roku 2024 z Rzeszowa wyrejestrowały się 93 spółki z udziałem kapitału zagranicznego – dwa razy więcej niż rok wcześniej. To pokazuje, iż brakuje przełożenia tej dyplomacji na konkrety, a co za tym pojawia się wątpliwość co do celowości wydatkowania na nie środków publicznych w takiej skali. I właśnie dlatego głosowaliśmy przeciw udzieleniu absolutorium – bo mamy obowiązek patrzeć nie tylko na tabelki, ale na realne efekty dla mieszkańców.

- Na koniec zapytam o tzw. manifest zabrzański. Mocno akcentujecie przypadek Zabrza, gdzie odwołano tamtejszą prezydent miasta. Czy uważacie, iż prezydent Fijołek też powinien zostać odwołany?

- Zadałem publicznie to pytanie. Nie wiem, czy mam rację, ale uważam, iż warto podjąć taką debatę. Znam Kamila Żbikowskiego, lidera ruchu z Zabrza. To poważny, zaangażowany społecznik, działa z nami w Energii Miast. Tam odwołanie prezydentki wynikało z wielu napięć. Ale to, co mnie interesuje, to mechanizm, który pozwala społeczności lokalnej skutecznie reagować.

W Rzeszowie mamy dziś podobny problem. jeżeli nie zmienimy kierunku, to choćby jeżeli Konrad Fijołek nie zostanie odwołany teraz, moim zdaniem nie ma szans na reelekcję. Zmęczenie mieszkańców i lokalnego biznesu jest ogromne. A ten, kto po nim przyjdzie, odziedziczy miasto w bardzo trudnej sytuacji finansowej i decyzyjnej – z ograniczoną zdolnością do inwestycji. Dryfujące a nie rozwijające się.

Zabrze pokazało, iż można podjąć trudne decyzje. My w Rzeszowie też powinniśmy zadać sobie pytanie: czy chcemy jeszcze przez kilka lat dryfować bez wyraźnej wizji rozwoju, marnotrawiąc środki publiczne na bizancjum Fijołka oraz zadłużając się „po kokardkę”, czy spróbować coś zmienić teraz? choćby jeżeli miałaby to być trudna i niepopularna decyzja.

Jako aktywista społeczny mam ten komfort, iż mogę mówić otwarcie. Nie jestem zawodowym politykiem. To, co robimy, jest dla dobra miasta, kosztem pracy, rodziny, czasu. Ale jeżeli nie zaczniemy zadawać trudnych pytań dziś, jutro może być za późno. W czwartek wyraźnie wyklarował się układ sił. Mamy dziś jedną opozycję – Razem dla Rzeszowa – oraz koalicję PO i PiS, która przejęła odpowiedzialność za kierunek rozwoju miasta. Zatwierdziła też wszystkie niecelowe wydatki w 2024 r.

Być może taki podział będzie bardziej przejrzysty. My dalej będziemy pełnić robić swoje, wierni zasadom z którymi szliśmy do wyborów i którym zaufała spora część naszego społeczeństwa – tak powinien działać ruch miejski.

Rozmowę przeprowadził Krystian Propola.

Idź do oryginalnego materiału