Irlandia: polityka lokalna stanowczo wygrywa z europejską

2 tygodni temu

Artykuł powstał w ramach projektu Voices of Europe 2024, realizowanego z udziałem 27 redakcji z Unii Europejskiej. Projekt koordynuje Voxeurop.

**

Z lokalu wyborczego dziarsko wychodzi mężczyzna, trzymając za rękę swojego dziesięcioletniego syna. Jest słoneczne, letnie popołudnie na zielonych przedmieściach Dublina. Mężczyzna, podobnie jak zaledwie połowa osób uprawnionych do głosowania, wziął właśnie udział w referendum w sprawie zmiany irlandzkiej konstytucji oraz w wyborach do samorządu i europarlamentu. Zapytałem, czy zechciałby zdradzić czytelnikom „Irish Timesa”, na kogo głosował. Chętnie odpowiedział, serwując mi kilka słów uzasadnienia, dlaczego zdecydował się na tych, a nie innych radnych.

– A w wyborach do europarlamentu? – drążyłem.
– Hm… – z konsternacją spojrzał na syna. – Na kogo głosowaliśmy? To znaczy… na kogo zagłosowałeś?

Wybory do Parlamentu Europejskiego politolodzy zwykli nazywać w Irlandii wyborami „drugorzędnymi”. Mimo poszerzenia w ostatnich latach kompetencji PE wyborcy przez cały czas nie traktują poważnie ani eurowyborów, ani samego parlamentu. Nie dziwi zatem, iż ojciec pozostawił decyzję w rękach dziesięciolatka.

Aby zachęcić ludzi do głosowania, w tym samym dniu organizowane są inne, ważniejsze wybory. W 2019 roku ogólna frekwencja wyniosła 49,95 proc. Nie inaczej sprawy mają się w tegorocznych eurowyborach: partie będą chciały zmobilizować swoich wyborców do udziału w wyborach samorządowych w nadziei, iż pomoże im to przepchnąć przy okazji własnych kandydatów do Strasburga. Im niższa frekwencja, tym większe szanse zyskują niezależni ekscentrycy albo kandydaci jednego postulatu, jak Zieloni z hasłami proklimatycznymi, którzy zdeklasowali kontrkandydatów w Dublinie w 2019 roku. W oczach wyborców gra toczy się o zbyt małą stawkę, żeby tradycyjne partie zawracały sobie głowę prowadzeniem kampanii.

Niemniej jednak czerwcowe wybory będą próbą generalną przed wyborami parlamentarnymi na początku przyszłego roku. I z pewnością nie posłużą do wyrażenia opinii na temat kierunku, w jakim zmierza polityka unijna, ani nie będą laurką wystawioną europarlamentarzystom za ich pracę. Sfrustrowani tym stanem rzeczy dublińscy eurodeputowani Barry Andrews i Ciarán Cuffe z irytacją zauważają, iż o tematach unijnych trudno rozmawiać choćby w telewizyjnych debatach, zorganizowanych specjalnie z okazji tych właśnie wyborów.

Kandydaci próbują wyróżnić się na tle innych, zwracając uwagę wyborców na to, co ich partia robi w rządzie lub opozycji, czy też poruszając kwestie związane z mieszkalnictwem albo kosztami utrzymania – bo według sondaży to właśnie najbardziej interesuje elektorat. Czego nie da się powiedzieć o uprawnieniach Parlamentu Europejskiego.

Dla obserwatorów najciekawsze będą jednak tegoroczne wyniki opozycji, zasadniczo socjaldemokratycznej partii Sinn Féin (w Parlamencie Europejskim w grupie Zjednoczonej Lewicy Europejskiej/Nordyckiej Zielonej Lewicy), czyli dawnego skrzydła politycznego organizacji zbrojnej IRA, która w sondażach znacznie wyprzedza dwie tradycyjne partie rządowe Fine Gael (FG, Europejska Partia Ludowa) i Fianna Fáil (Renew), i o ile nic się nie zmieni, najprawdopodobniej stanie na czele kolejnego rządu.

Według zbiorczego podsumowania sondaży przygotowanego dla Rady Europejskiej Spraw Zagranicznych Sinn Féin podwoi swój wynik z 2019 roku, dzięki czemu zdobędzie nie jeden, ale aż cztery mandaty. Triumf tej partii nie tylko spowoduje istotne zmiany w dynamice irlandzkiej polityki, ale może mieć też reperkusje na poziomie unijnym. Spekuluje się, iż w europarlamencie Sinn Féin może być bardziej po drodze z centrolewicową grupą Socjalistów i Demokratów (SD). o ile stanie na czele przyszłego rządu, będzie miała swego przedstawiciela w Radzie Europejskiej i na spotkaniach wpływowych liderów SD.

Fine Gael było wielkim zwycięzcą w 2019 roku, obejmując pięć z 13 mandatów. Teraz, kiedy pojawił się dodatkowy mandat do wzięcia, sondaże sugerują, iż FG może stracić choćby trzy miejsca. Zieloni będą musieli mocno się postarać, żeby zachować swoje dwa mandaty.

Wybory odbędą się na tle gorących unijnych debat dotyczących Gazy, losów Zielonego Ładu i migracji – jednak wśród irlandzkich eurodeputowanych próżno szukać w tych tematach rozbieżności poglądów czy prób wyróżnienia się na tle konkurencji. Wszyscy bronią Zielonego Ładu, rozwiązań klimatycznych, FG w rzadkiej rewolcie wobec EPP zagłosowało choćby za nowymi przepisami w sprawie odbudowy zasobów przyrodniczych, którym sprzeciwiało się wielu irlandzkich rolników. Wszyscy też zdecydowanie poparli irlandzki sprzeciw wobec izraelskiego ataku na Gazę i wobec poparcia ze strony przewodniczącej Ursuli von der Leyen. Z wyjątkiem kilku niezależnych parlamentarzystów irlandzcy eurodeputowani zdecydowanie poparli wysiłki na rzecz wsparcia Ukrainy.

Pomimo negatywnych nastrojów na poziomie lokalnym, związanych z kwaterowaniem azylantów i uchodźców w miastach i wsiach, praktycznie nic nie wskazuje na to, by wyłoniła się tu jakaś polityczna sfera na wzór ultraprawicowych sił populistycznych obecnych w wielu zakątkach Europy. Irlandzcy eurodeputowani popierają rządowe i unijne wysiłki na rzecz azylantów, zachęcając do solidarnego dzielenia się związanymi z tym obciążeniami i obowiązkami. Na pytanie, czy imigracja spoza UE wywołuje pozytywne odczucia, w sondażach 48 proc. irlandzkiej opinii publicznej odpowiedziało twierdząco. Dlatego ta kwestia raczej nie będzie zarzewiem żadnego konfliktu w nadchodzących wyborach.

Irlandzka opinia publiczna wciąż zdecydowanie optymistycznie (83 proc.) postrzega przyszłość UE. To najlepszy wynik spośród wszystkich 27 państw należących do Unii (średnia 61 proc.). A mimo to w obliczu nadchodzących eurowyborów zdaje się pozostawać obojętna.

**
Patrick Smyth spędził 10 lat w Brukseli jako europejski korespondent „Irish Times”. Był również korespondentem waszyngtońskim, redaktorem i dziennikarzem działu zagranicznego.

Z angielskiego przełożyła Dorota Blabolil-Obrębska.

Idź do oryginalnego materiału