„Myśleli, iż mandaty europosłów będą dla nich bezpiecznym azylem. Że Europa stanie się parasolem ochronnym, pod którym można przeczekać gorsze czasy”. Tak wielu komentatorów ocenia postawę części polityków Prawa i Sprawiedliwości, którzy po przegranych wyborach w 2023 roku nagle odkryli w sobie powołanie do pracy w Brukseli. Tymczasem okazuje się, iż immunitet nie chroni przed odpowiedzialnością, jeżeli krajowe organy ścigania potrafią postawić konkretne zarzuty.
Komisja prawna Parlamentu Europejskiego opowiedziała się właśnie za uchyleniem immunitetów Danielowi Obajtkowi i Michałowi Dworczykowi. To nie drobny epizod, ale poważny sygnał. Formalna decyzja zapadnie w Strasburgu na początku października, ale już sam fakt, iż komisja nie znalazła przeszkód, by przekazać sprawę dalej, podważa narrację, jaką politycy PiS starali się budować: iż są ofiarami politycznych polowań, a nie ludźmi, którzy powinni wyjaśnić poważne zarzuty.
Zacznijmy od Michała Dworczyka. Były szef Kancelarii Premiera, który przez lata uchodził za lojalnego i sprawnego organizatora, znalazł się w samym centrum afery mailowej. Prokuratura zarzuca mu nie tylko używanie prywatnej, niezabezpieczonej skrzynki e-mailowej do przesyłania informacji niejawnych, ale też utrudnianie postępowania karnego.
Czy można sobie wyobrazić większą nieodpowiedzialność u osoby stojącej tak blisko centrum państwowej władzy? W czasach, gdy cyberbezpieczeństwo jest jednym z największych wyzwań, polityk tej rangi miał posługiwać się skrzynką, którą – jak pokazały kolejne wycieki – można było włamać się niemal z ulicy. „To nie tylko naruszenie procedur, ale jawne lekceważenie bezpieczeństwa państwa” – podkreślają eksperci od bezpieczeństwa.
Daniel Obajtek to zupełnie inna historia, ale równie symboliczna. Były prezes Orlenu, który w oczach polityków PiS stał się „człowiekiem od wszystkiego”, dziś musi tłumaczyć się z umów zawieranych przez koncern. Prokuratura zarzuca mu niedopełnienie obowiązków i przekroczenie uprawnień w celu osiągnięcia korzyści osobistej. Mowa o kontraktach z firmą detektywistyczną, która wcześniej świadczyła usługi ochrony… samego Obajtka i jego majątku.
To sytuacja, która uderza w fundament zaufania do państwowych spółek. Orlen, narodowy gigant, zamiast działać w interesie gospodarki, miał stawać się instrumentem prywatnych interesów prezesa. Czy to nie jest właśnie przykład tego, jak PiS rozumiał „państwo jako własność”?
Przypadki Dworczyka i Obajtka pokazują, iż immunitet nie jest tarczą nie do przebicia. „Immunitet w Parlamencie Europejskim nie służy temu, by chronić przed odpowiedzialnością karną, ale by zabezpieczać przed naciskami politycznymi” – przypominają prawnicy. A skoro organy ścigania w Polsce kierują konkretne wnioski, a komisja prawna PE uznaje je za zasadne, to trudno mówić o politycznej zemście.
PiS boleśnie przekonuje się, iż Bruksela nie jest enklawą, w której można zaszyć się przed krajowym wymiarem sprawiedliwości. Wystarczy przypomnieć sprawę Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika, którym immunitety odebrano już w kwietniu. Dziś scenariusz ten powtarza się wobec kolejnych nazwisk.
W tym wszystkim najbardziej uderzające jest poczucie bezkarności, jakie przez lata towarzyszyło obozowi władzy. Politycy PiS wychodzili z założenia, iż lojalność wobec partii i funkcje pełnione w państwowych spółkach zapewnią im trwały parasol ochronny. Kiedy ten parasol przestał działać w Polsce, sięgnęli po immunitet w Brukseli. Teraz okazuje się, iż to także iluzja.
„Prawo musi być jedno dla wszystkich” – powtarza od miesięcy minister sprawiedliwości Adam Bodnar, który skierował wnioski o uchylenie immunitetów. I choć politycy PiS zarzucają mu motywacje polityczne, fakty są nieubłagane: sprawy Dworczyka i Obajtka dotyczą konkretnych czynów, które muszą zostać wyjaśnione.
Sprawa uchylenia immunitetów to test nie tylko dla samego Parlamentu Europejskiego, ale i dla polskiego społeczeństwa. jeżeli politycy, którzy jeszcze niedawno stali na szczycie władzy, dziś muszą odpowiadać przed prokuraturą, to znaczy, iż mechanizm rozliczania zaczyna wreszcie działać.
Nie wiadomo, jak zakończą się procesy Obajtka i Dworczyka. Wiadomo jednak jedno: ich nazwiska już na trwałe obciążone są łatką polityków, którzy próbowali ukryć się za immunitetem. A opinia publiczna coraz częściej powtarza pytanie: ilu jeszcze takich bohaterów z PiS znajdzie się na liście oczekujących na rozliczenie?
Bo immunitet może dać chwilową ochronę. Ale nie zatrze w pamięci społecznej obrazu polityków, którzy myśleli, iż Europa to schronienie przed odpowiedzialnością.