Marszałek Sejmu RP Szymon Hołownia ogłosił, iż na ręce sekretarza generalnego ONZ Antónia Guterresa złożył aplikację na stanowisko wysokiego komisarza Narodów Zjednoczonych ds. uchodźców. Pytanie, czy ma szansę. To znaczy, czy ma szansę zdobyć większość na forum Zgromadzenia Ogólnego ONZ.
Hołownia uważa, iż ma. To jasne – gdyby uważał inaczej, nie zgłaszałby swojej kandydatury. Ale dorzućmy do tego jeszcze jeden element. Otóż, jak sam przyznał, zabiegi o to stanowisko rozpoczął kilka miesięcy temu. I zyskał poparcie MSZ, premiera i prezydenta.
To wiele wyjaśnia, dlaczego w ostatnich miesiącach zachowywał się tak, a nie inaczej. Te zabiegi były konieczne, gdyż za swoim kandydatem musi stanąć państwo i jego aparat. Polscy ambasadorowie we wszystkich krajach otrzymują instrukcje z centrali, iż mają na rzecz kandydata lobbować, zabiegać o poparcie. Znaczenie mają też rozmowy na najwyższym szczeblu.
Warto zwrócić uwagę na fakt, iż dotychczas stanowisko wysokiego komisarza było obsadzane przeważnie przez Europejczyków. Wyjątki były dwa: przedstawiciel Iranu (jeszcze cesarskiego) Sadruddin Aga Khan na przełomie lat 60. i 70., a w latach 90. pani Sadako Ogata z Japonii. Ale też dodajmy, iż obecny wysoki komisarz Filippo Grandi jest zawodowym dyplomatą, całe życie zajmującym się sprawami uchodźców. A jego poprzednik António Guterres, obecny sekretarz generalny ONZ, to były premier Portugalii.
I jeszcze jedno: Polsce z trudem przychodzi wywalczenie dobrych stanowisk w instytucjach międzynarodowych. Jesteśmy w nich słabo reprezentowani także na średnim szczeblu, znacznie poniżej naszego potencjału. W latach III RP sukcesy odnieśliśmy w zasadzie dwa – Donald Tusk był przewodniczącym Rady Europejskiej, a Jerzy Buzek przewodniczącym Parlamentu Europejskiego. I tyle.
Na forum ONZ szło nam gorzej. W roku 1993 głosowanie na sędziego Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości w Hadze przegrał niespodziewanie Krzysztof Skubiszewski. Było to tym bardziej zaskakujące, iż Polska miała tradycję obecności w MTS, w tym dwóch prezesów: Bohdana Winiarskiego i Manfreda Lachsa. Dlaczego wtedy się nie udało? Z dwóch powodów: po pierwsze, nie działaliśmy zbyt energicznie, by kandydaturę Skubiszewskiego promować, po drugie – Polska przez kraje globalnego Południa postrzegana jest jako bezrefleksyjny sojusznik USA, więc sympatii nam to nie przysparza.
Bolesną, choć spodziewaną porażką była przegrana Włodzimierza Cimoszewicza w wyborach na sekretarza generalnego Rady Europy w roku 2009. Cimoszewicz przegrał z byłym premierem Norwegii, istotną postacią Partii Pracy, Thorbjørnem Jaglandem. I to zdecydowanie – 80 do 165 głosów.
Kiedy się wie, iż szanse na wybór są niewielkie, można rękawicy nie podejmować. To przypadek Radosława Sikorskiego, regularnie wymienianego w grupie kandydatów na sekretarza generalnego NATO: w latach 2009, 2014 i 2024. Zwłaszcza w roku 2009 zrobiło się o tym głośno – wiadomo było, iż zabiega, i iż „stara Europa” jest przeciw. W końcu ogłosił, iż nie jest kandydatem. Przeszło mu to przez gardło. A my możemy tylko chichotać, iż gdyby dziś startował, „stara Europa” byłaby na tak, Ameryka Trumpa zaś na nie.
Tak zmienia się świat. I Radosław Sikorski.
Post Hołownia rusza w bój pojawił się poraz pierwszy w Przegląd.

2 tygodni temu








