Hołownia i Bielan rozpoczęli sezon ogórkowy, ale i tak Tusk się kończy

6 godzin temu

To była chyba najkrócej działająca koalicja rządowa w dziejach III RP, do tego stopnia błyskawiczna, iż nie porządziła sobie ani sekundy. Wszystko zaczęło się od „tajnego spotkania” Szymona Hołowni z Adamem Bielanem, o którym trąbiły media od lewa do prawa. W polityce takie rzeczy zawsze i wszędzie czyta się jednoznacznie, komuś zależało, aby „tajność” stała się medialna. Komu? Jednej i drugiej stronie, bo to jest sygnał wysłany w konkretnym kierunku. Adresatem sygnału jest Donald Tusk i to on został tym spotkaniem upokorzony.

Nieprzypadkowo Szymon Hołownia rozmawiał z PiS w trakcie negocjacji koalicyjnych, manewr ten miał pokazać, iż są inne opcje niż „koalicja 13 grudnia”. Co bardziej nerwowi komentatorzy odczytali tę prostą sztuczkę jako przełom w polityce i już budowali koalicję PiS-u z Polską 2050 i PSL. I nie przeszkadzało budowniczym, iż dla całej trójki byłaby to katastrofa, a nie zysk. PSL i Polska 2050 są pod progiem wyborczym, wejście w układ z PiS oznaczałoby wściekły atak mediów lewicowo-liberalnych i ostateczny zjazd poparcia do poziomu błędu statystycznego. Dla PSL jeszcze większą klastrową byłoby zerwanie koalicji w samorządach, gdzie mają tysiące synekur dla siebie i krewnych.

Z kolei PiS ciągle boryka się z odzyskaniem wiarygodności i kompletnie mu to nie wychodzi. Osiem lat władzy, w tym szczególnie ostatnie dwa lata, odciskają się w pamięci Polaków tym mocniej, iż żadnego przepraszam nie usłyszeli i co więcej cienia refleksji nie zobaczyli. Kongres wyborczy PiS potwierdził, iż nadal rządzi twarde jądro z Nowogrodzkiej i tylko w ramach gry pozorów do siedmiu wiceprezesów dołączyło czterech kolejnych. Na tym tle wyjątkowo zabawnie wybrzmiały słowa Jarosława Kaczyńskiego o zdobyciu 40% poparcia, jest to czysta abstrakcja i ignorowanie nowej rzeczywistości. Po prawej stronie urosła konkurencja, Konfederacja zbliża się do 20%, partia Grzegorza Brauna ma szansę na przekroczenie progu wyborczego. Mówiąc brutalnie wyborców nie ma skąd brać, co pokazują notowania PiS niezmiennie balansujące na granicy 28/32%.

Gdyby w takich warunkach PiS przejęło władzę bardzo gwałtownie wróciłyby stare demony i tradycyjnie zyskiwaliby na tym śmiertelni wrogowie, czyli Koalicja Obywatelska. W 2027 roku po dwóch kolejnych latach władzy z partii Jarosława Kaczyńskiego zostałyby strzępy, a 40% należałby podzielić przez dwa i tę drugą połę odszukać w zyskach Konfederacji. Poza wszystkim snucie podobnych dywagacji nie ma najmniejszego sensu, bo ani Hołownia, ani PSL w koalicję z PiS nie wejdą z powodów, które wyżej zostały opisane. Ostatecznie wszelkie wątpliwości rozwiał sam Szymon Hołownia i dzisiejsze spotkanie koalicjantów, które miało się zakończyć porozumieniem.

Z jednej strony mieliśmy do czynienia z typowym hitem sezonu ogórkowego, z drugiej takie demonstracyjne, nie żadne tajne, rozmowy z PiS pokazują, iż dni Donalda Tuska są policzone. Ile tych dni ostatecznie zostało trudno powiedzieć, ale pewne jest, iż Tusk stracił autorytet i może się „wściekać” trzy razy dziennie pod publiczkę, jednak ten teatr nie ma już najmniejszego znaczenia. Kryzys goni kryzys i to się nie zmieni, z tak skłóconą i wzajemnie sobie nie ufającą koalicją pracować się nie da, nie wspominając o tym, iż Tusk pracusiem nie jest. Jednocześnie spadają sondaże Koalicji Obywatelskiej i rządu, kto jest za to odpowiedzialny nikt w Polsce nie ma najmniejszych wątpliwości. Donald Tusk jest teraz celem numer jeden i wcześniej czy później ktoś w ten cel trafi z pełną premedytacją i bez żadnej litości.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!

Idź do oryginalnego materiału