GMINA GDÓW. DZIENNIKARSTWO ZALEŻNE OD WŁADZY

gazetagdowianin.pl 3 dni temu

Samorządowa prasa lokalna miała pełnić rolę „czwartej władzy”, a więc niezależnej od wpływów. Miała pilnować standardów demokratycznych. Czas pokazał, iż niezależność kosztuje, a słuszna idea samorządowej prasy lokalnej uległa wypaczeniu. w tej chwili tak zwane wydawnictwa samorządowe to nic innego jak tuba propagandowa i jednoczesny barometr aktywności włodarzy, w których zasadniczo nie ma rzetelnych informacji.Wystarczy spojrzeć na lokalną gminę. Obraz Gminy Gdów wyłaniający się z lektury biuletynu czy innej prasy zależnej od władzy jest sielankowy. Gmina Gdów jest w nich często opisana jako region mlekiem i miodem płynący, bez żadnych problemów, wręcz najlepsze miejsce do życia, z najlepszym wójtem. Taki tekst od niby-felietonisty w gazecie wydawanej za pieniądze publiczne. Pytaniem pozostaje, czy to jego opinia, czy oficjalne stanowisko urzędu, w tym wójta, burmistrza czy prezydenta. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie mieszkańcy i niezależni dziennikarze burzący ten idylliczny obrazek. Czyli mówiąc inaczej, opisujący rzeczywistość taką, jaka jest.

Szczytna idea stworzenia tak zwanej „prasy lokalnej” była jednym z wielu elementów składowych reformy samorządowej z 1990 roku, gdzie miała powstać siła, która mogłaby dyskontować poczynania ówczesnej „nowej władzy”. Dziś z autopsji wiemy, iż eksperyment się nie powiódł, wydawnictwa samorządowe „przejęli” wójtowie, burmistrzowie oraz prezydenci miast. Idea czwartej władzy przeminęła pozostawiając po sobie tubę propagandową, której jedynym słusznym celem jest wychwalanie często wątpliwych osiągnięć lokalnej władzy samorządowej.

Kwestia ta została przedstawiona w ciekawym artykule pt. „Forum Od-nowa: samorządy nie powinny wydawać prasy lokalnej”. Jak wynika z danych przedstawionych w artykule, „w 2008 r. odnotowano w całej Polsce 2500 tytułów prasy lokalnej z tego 36 proc. stanowiły pisma samorządowe, 26 proc. – prywatne, ok. 22 proc. – parafialne, ok. 10 proc. było wydawanych przez organizacje społeczeństwa obywatelskiego, 4 proc. przez zakłady pracy, a ok. 2 proc. przez partie polityczne”, przy czym w minionych latach dysproporcja cały czas się zmieniała na korzyść oczywiście wydawnictw samorządowych.

Czasopisma lokalne to takie, które swoim zasięgiem obejmują gminę, powiat lub kilka powiatów. W tym „zbiorze” mamy zarówno czasopisma prywatnych wydawców, jak również gazety samorządowe, (współ)finansowane przez różnorakie organy władzy lokalnej. Na poziomie – mniej więcej – województwa działa prasa regionalna, która często, z racji podobieństw tematycznych i zasięgu, potocznie również traktowana jest jako lokalna. Na poziomie miasta bądź gminy mamy prasę sublokalną (tutaj znów gazety lokalne i sublokalne traktuje się jako elementy tego samego zbioru).

Jaką prasę możemy uznać za niezależną? Otóż jedna z organizacji działająca na rzecz demokracji w Europie wprost wskazuje, iż mogą to być takie pisma lokalne, które nie otrzymują dotacji od władz lokalnych, stanowią własność prywatną, nie są wydawana przez instytucje publiczne i są finansowane ze sprzedaży nakładu oraz reklam i ogłoszeń. Praktyka wykazuje, iż tylko takie gazety potrafią być niezależne od władzy i od lokalnych układów politycznych, dzięki czemu są wiarygodne dla odbiorcy.

I tu już pojawia się pierwszy zgrzyt. Stałym bowiem problemem nękającym wydawców polskiej niezależnej prasy lokalnej jest konflikt z miejscowymi władzami. Ponieważ jednym z podstawowych zadań prasy lokalnej jest kontrola decydentów, a gazety te niejednokrotnie podnoszą kwestie nepotyzmu przy obsadzie stanowisk (w Gminie Gdów wystarczy choćby prześledzić skład osobowy Urzędu i Rady Gminy i następnie spojrzeć, gdzie pracuje najbliższa rodzina tych osób), działań nieetycznych lub niezgodnych z prawem. Nie można przecież kontrolować władzy pisząc o niej – jak chciał swego czasu towarzysz Gierek – tylko dobrze.

Spora część prasy stricte lokalnej radzi sobie z tym i nie daje się zastraszyć. Zdarzają się jednak czasopisma lokalne czy poszczególni dziennikarze, którzy uginają się pod presją i o niewygodnych sprawach w ogóle nie piszą.

Trzeba pamiętać o specyficznej sytuacji dziennikarza pisma lokalnego. W przeciwieństwie do tego, który pisze dla dużej, ogólnopolskiej gazety, redaktor w piśmie lokalnym nigdy nie jest anonimowy. W małej społeczności wszyscy mniej lub bardziej się znają i o wiele trudniej krytykować kogoś, kto poza tym, iż jest wójtem, burmistrzem czy radnym, jest także sąsiadem, a dzieci nasze razem chodzą do szkoły.

Idź do oryginalnego materiału