W polskim życiu publicznym powtarza się pewien schemat: im mniej merytorycznych argumentów ma PiS, tym głośniej krzyczy jego reprezentant. Najnowszy popis tej strategii dał w Sejmie Zbigniew Bogucki, szef Kancelarii Prezydenta. Jego wystąpienie – długie, napastliwe, pełne emocji, a pozbawione konkretów – pokazało, jak bardzo obóz prezydencko-pisowski traci zdolność prowadzenia poważnej rozmowy o bezpieczeństwie państwa.
Bogucki rozpoczął atakiem personalnym na premiera Donalda Tuska: „Pan staje tutaj, leje krokodyle łzy, straszy Polaków, mówi o rosyjskiej mafii. Gdzie pan był, po ruskiej czy po polskiej stronie?”
Już ten fragment wskazuje na ton jego wystąpienia — insynuacje zamiast analizy, obraźliwe sugestie zamiast faktów. To retoryka, która bardziej świadczy o desperacji niż sile argumentów. Zamiast rzeczowej rozmowy o zagrożeniach związanych z kryptowalutami, partia Kaczyńskiego wybiera obrażanie premiera, bo brak jej jakichkolwiek sensownych kontrargumentów.
Tymczasem Donald Tusk w utajnionej części posiedzenia mówił o kwestiach kluczowych: „kryptoaferze” i „rosyjskim śladzie” — tematach, które wymagają powagi, nie sejmowych połajanek. Bogucki odpowiedział jednak znanym repertuarem: „Wczoraj się pan obudził? Wtedy, kiedy wpłynęło weto prezydenta?”. To klasyczny manewr PiS: podważyć wiarygodność przeciwnika, nie odnosząc się do meritum.
Jeszcze bardziej kuriozalne były zarzuty o rzekome „zamykanie ust” całemu parlamentowi. Bogucki stwierdził: „Stosuje pan bardzo nieuczciwą metodę, panie premierze. Zamknąć usta wszystkim parlamentarzystom… i powiedzieć, iż albo będziecie głosować za rosyjską mafią, albo za tą ustawą. To jest fałszywy wybór”.
Trudno nie zauważyć tu ironii. To PiS przez lata forsował narrację „albo my, albo Targowica”, „albo Polska, albo zdrajcy”. Teraz, stojąc w opozycji, nagle odkrywa subtelności debaty publicznej. Wykorzystywanie sejmowej mównicy do moralizatorskich wykładów o standardach demokracji brzmi z ust przedstawiciela partii Kaczyńskiego jak ponury żart.
Bogucki dalej szedł tropem znanym z pisowskich wystąpień: próbował przykryć fakty. „Temat głosowania to nie jest pytanie, czy jesteś za rosyjską mafią, czy za ustawą. Temat jest prosty – jak przykryć nieudolność rządu” – mówił. Ale to właśnie w czasie jego wystąpienia brakowało odpowiedzi, która naprawdę powinna paść: dlaczego PiS przez osiem lat własnych rządów nie stworzył skutecznych mechanizmów nadzoru nad rynkiem kryptoaktywów? Dlaczego ignorowano ostrzeżenia o zagrożeniach?
Zamiast tego Bogucki próbował ośmieszać premiera: „Pan premier chodzi na grzyby w garniturze, trzeba ściągnąć garnitur i wziąć się do roboty”. Trudno o bardziej książkowy przykład sytuacji, w której polityk nie mając argumentów, próbuje ratować się złośliwościami rodem z memów.
Kulminacją jego wystąpienia była próba odwrócenia uwagi od realnego problemu bezpieczeństwa państwa, poprzez wyliczanie rzekomych „grzechów Tuska”: od resetu z Rosją po gazoport. Bogucki pytał teatralnie: „Gdzie pan był wtedy, kiedy darował pan dług Gazpromowi? Gdzie pan był, kiedy mówił pan, iż niepotrzebny jest gazoport w Świnoujściu?”
Lista ta brzmiała nie tylko anachronicznie, ale i całkowicie oderwana od współczesnego kontekstu. Widać, iż PiS, nie potrafiąc nawiązać do realnego problemu — zagrożeń płynących z rynku kryptowalut — sięga po archiwalne hasła. Tyle iż te argumenty już dawno przestały działać na opinię publiczną.
Prezydenckie weto Bogucki przedstawiał jako „wnikliwie uzasadnione”, ale jego własne wystąpienie pokazało, iż tak naprawdę ani Pałac Prezydencki, ani PiS nie mają poważnej alternatywy. Krytykują ustawę, ale nie dają nic w zamian. Sto stron projektu rzekomo jest „za długie”, a kilkanaście stron czeskich regulacji — argumentem. Tyle iż bezpieczeństwo państwa nie mierzy się długością ustawy.
W istocie Bogucki ujawnił coś, co w PiS narasta od miesięcy: niemoc. Niemoc polityczną, legislacyjną i argumentacyjną. Krzykliwe wystąpienie miało przykryć fakt, iż partia Kaczyńskiego nie ma dziś nic konstruktywnego do zaproponowania — ani w sprawie kryptowalut, ani w sprawie bezpieczeństwa, ani w sprawie przyszłości kraju.
A kiedy nie ma się nic do powiedzenia, pozostaje już tylko mówić głośniej.

5 godzin temu







