Minister rozwoju i technologii Krzysztof Paszyk wywołał falę spekulacji i niepokoju wśród właścicieli nieruchomości w Polsce. Podczas wywiadu udzielonego w Radiu ZET, zapytany wprost o plany wprowadzenia podatku katastralnego, nie zaprzeczył tej możliwości, co interpretowane jest jako otwarcie drzwi do poważnych zmian w systemie opodatkowania nieruchomości w naszym kraju.

Fot. Shutterstock / Warszawa w Pigułce
„To temat na dłuższą rozmowę” – stwierdził wymijająco minister Paszyk, dodając, iż kwestia ta wymaga szerszej społecznej dyskusji. Ta enigmatyczna odpowiedź natychmiast wzbudziła zaniepokojenie wśród milionów Polaków posiadających mieszkania i domy, dla których wprowadzenie podatku katastralnego mogłoby oznaczać znaczący wzrost obciążeń finansowych.
Podatek katastralny, nazywany również podatkiem ad valorem, stanowiłby radykalną zmianę w porównaniu z w tej chwili funkcjonującym w Polsce systemem opodatkowania nieruchomości. Obecna danina naliczana jest w oparciu o powierzchnię lokalu lub budynku, natomiast podatek katastralny byłby obliczany jako procent wartości rynkowej nieruchomości. Taka zmiana miałaby daleko idące konsekwencje, szczególnie dla właścicieli nieruchomości położonych w atrakcyjnych lokalizacjach, gdzie wartości rynkowe są znacznie wyższe.
Skala potencjalnych obciążeń zależałaby od przyjętej stawki podatkowej. W krajach, gdzie funkcjonuje już podatek katastralny, stawki wahają się od 0,1% do choćby 1% wartości nieruchomości rocznie. Próba przełożenia tych wskaźników na polski rynek pokazuje, jak znaczące mogłyby być to kwoty. Przykładowo, dla kawalerki o wartości 400 tysięcy złotych, przy najniższej stawce 0,1%, roczny podatek wyniósłby 400 złotych, ale przy stawce 1% – już 4000 złotych.
Jeszcze bardziej drastyczny scenariusz rysuje się dla właścicieli większych lub droższych nieruchomości. W przypadku mieszkania wartego 800 tysięcy złotych, roczne zobowiązanie podatkowe mogłoby wynosić od 800 do choćby 8000 złotych. Natomiast posiadacze domów o wartości 1,5 miliona złotych mogliby stanąć przed koniecznością zapłaty od 1500 do choćby 15 tysięcy złotych rocznie – sumy, która dla wielu gospodarstw domowych stanowiłaby poważne obciążenie budżetu.
„Wprowadzenie podatku katastralnego oznaczałoby, iż dwie identyczne pod względem powierzchni nieruchomości byłyby opodatkowane zupełnie inaczej, w zależności od ich lokalizacji i innych czynników wpływających na wartość rynkową,” wyjaśnia ekspert rynku nieruchomości. „Mieszkanie w centrum Warszawy mogłoby być opodatkowane kilkukrotnie wyżej niż podobne mieszkanie w mniejszym mieście.”
Międzynarodowy Fundusz Walutowy od lat rekomenduje Polsce rozważenie wprowadzenia podatku katastralnego, argumentując, iż takie rozwiązanie mogłoby poprawić sytuację finansową samorządów i przyczynić się do ograniczenia spekulacji na rynku nieruchomości. Zdaniem ekonomistów związanych z MFW, obecny system nie odzwierciedla rzeczywistej wartości nieruchomości, co prowadzi do nieefektywnej alokacji zasobów i nierównego rozłożenia obciążeń podatkowych.
Zwolennicy podatku katastralnego wskazują również na potencjalne korzyści dla rynku mieszkaniowego. „Taki podatek mógłby zniechęcić do trzymania pustostanów i przyczynić się do zwiększenia podaży mieszkań na wynajem, co w dłuższej perspektywie mogłoby wpłynąć na obniżenie czynszów,” twierdzi jeden z ekonomistów specjalizujących się w polityce mieszkaniowej.
Przeciwnicy nowego rozwiązania podkreślają jednak, iż wprowadzenie podatku katastralnego mogłoby stanowić zbyt duże obciążenie dla wielu Polaków, szczególnie emerytów i osób o niższych dochodach, którzy mieszkają w lokalach o wysokiej wartości rynkowej, ale nie dysponują odpowiednio wysokimi bieżącymi przychodami. „To może prowadzić do przymusowej sprzedaży nieruchomości przez osoby, które nie będą w stanie udźwignąć nowych obciążeń podatkowych,” ostrzega przedstawiciel organizacji reprezentującej właścicieli nieruchomości.
Eksperci rynku nieruchomości prognozują, iż wprowadzenie podatku katastralnego mogłoby mieć znaczący wpływ na ceny mieszkań i domów. W pierwszej fazie mogłoby dojść do wyprzedaży nieruchomości inwestycyjnych, co skutkowałoby spadkiem cen, szczególnie w segmencie premium. W dłuższej perspektywie jednak koszty nowych podatków zostałyby prawdopodobnie wliczone w ceny najmu, co mogłoby prowadzić do ich wzrostu.
Warto zauważyć, iż wprowadzenie podatku katastralnego wymagałoby stworzenia kompleksowego systemu wyceny nieruchomości, co stanowi poważne wyzwanie organizacyjne i techniczne. „Stworzenie i utrzymanie aktualnego rejestru wartości wszystkich nieruchomości w Polsce to gigantyczne przedsięwzięcie, które wymagałoby znacznych nakładów finansowych i czasowych,” podkreśla ekspert ds. systemów katastralnych.
Wypowiedź ministra Paszyka spotkała się z szybką reakcją polityczną. Przedstawiciele opozycji oskarżyli rząd o planowanie „ukrytego podatku od posiadania” i wprowadzanie zmian, które uderzą w klasę średnią i osoby, które przez lata oszczędzały na zakup własnych czterech kątów. Z kolei strona rządowa uspokaja, iż żadne decyzje nie zostały jeszcze podjęte, a wszelkie ewentualne zmiany byłyby poprzedzone szerokimi konsultacjami społecznymi.
Ministerstwo Finansów, które ostatecznie odpowiada za politykę podatkową, nie przedstawiło jeszcze oficjalnego stanowiska w sprawie możliwości wprowadzenia podatku katastralnego. Nieoficjalne źródła wskazują jednak, iż w resorcie realizowane są prace koncepcyjne nad różnymi wariantami reformy systemu opodatkowania nieruchomości.
Eksperci podkreślają, iż ewentualne wprowadzenie podatku katastralnego musiałoby być rozłożone w czasie i poprzedzone okresem przejściowym. „Nagła zmiana systemu opodatkowania wywołałaby zbyt duży szok dla rynku i mogłaby doprowadzić do poważnych perturbacji ekonomicznych,” wyjaśnia ekonomista specjalizujący się w polityce fiskalnej.
Wdrożenie podatku katastralnego byłoby jedną z najbardziej znaczących reform podatkowych w historii III RP i z pewnością wywołałoby intensywną debatę społeczną. Niejednoznaczna wypowiedź ministra Paszyka może być pierwszym krokiem w kierunku przygotowania opinii publicznej na taką zmianę, jednak droga od deklaracji do faktycznego wdrożenia nowego systemu pozostało bardzo długa i pełna potencjalnych przeszkód.