Część ministrów ma świadomość, iż uczestniczą w patologii. Ale też wiedzą, iż z tego nie ma ucieczki. Tu analogia z mafią byłaby całkiem uzasadniona.
Andrzej Domański jako członek Rady Ministrów żyrował przewrócenie praworządności w wydaniu Tuska, Bodnara, Kierwińskiego i Sienkiewicza oraz dosypywanie do pieca bezprawia po wymianie tych dwóch ostatnich. Każdy z ministrów żyrował, ale minister finansów trzyma kasę płynącą także na to, co jest skutkiem przewracania i innych bezeceństw. Po prostu człowiek przyzwoity i honorowy nie mógłby na to wszystko patrzeć i milczeć.
Gdyby Andrzej Domański chciał uciec z tego okrętu z przyszłymi skazańcami, zrobiłby to najpóźniej w lutym 2024 r. Ale nie zrobił. Oczywiście taka ucieczka byłaby potężnym ciosem w herszta tego towarzystwa spod ciemnej gwiazdy (także z powodu ciemnoty samych ministrów). Byłaby wręcz jego kompromitacją. Dlatego jest mało prawdopodobna. Oczywiście istnieje jakaś odrobina nadziei, iż przyzwoitość i honor nie zostały do cna wypalone, ale to tak, jak z grą w lotto: szansa na wygraną jest zawsze, tylko zwykle się nie spełnia.
Andrzej Domański dobrze wiedział, w co wdeptuje przyjmując posadę w rządzie, bo sprawami finansów w Platformie Obywatelskiej zajmował się, gdy ta partia była głęboko w opozycji – jako główny ekonomista i wiceprezes Instytutu Obywatelskiego. I oczywiście nie może mówić, iż nie znał Donalda Tuska, nie wiedział, iż mało jest ludzi, którzy nie spodziewaliby się po nim wszystkiego najgorszego.
Zwykle chciałoby się, żeby były jakieś wyjątki w ekipie, która nie grzeszy ani przestrzeganiem prawa, ani przyzwoitością, ani honorem, ani poczuciem godności, ani rozumem. Ale to wynika prawdopodobnie tylko z tego, iż jaki by nie był, to jest jednak rząd RP. I wielu Polakom po prostu wstyd, iż mają taką reprezentację. Dlatego czasem, wbrew sobie, łudzą się, iż może ktoś, coś, gdzieś. Ale nic się nie dzieje. Po ponad roku rządów adekwatnie nie ma prawa się dziać. Ferajna Tuska, Hołowni, Kosiniaka-Kamysza i Czarzastego spełniająca funkcję rządu zabrnęła tak daleko w nieprawościach, iż każdy następny tydzień tylko bardziej ją skleja. Głównie ze względu na strach przed odpowiedzialnością. Mogą to wypierać, ale choćby z przezorności wiedzą, iż wisi nad nimi odpowiedzialność z artykułów 127 i 128 kodeksu karnego, a tam grożą kary 10-20 lat więzienia, a choćby dożywocie.
Jeśli Karol Nawrocki wygra w maju 2025 r. wybory prezydenckie, istnieje spora szansa, iż cała ta sklejona strachem Koalicja 13 Grudnia zacznie się sypać, bo każdy na własną rękę będzie próbował jakoś ocalić głowę. Niektórzy może by chcieli uciec szybciej, ale bez ważnego zewnętrznego powodu tego nie zrobią. Dlatego, jeżeli jakieś ucieczki z rządzącej ferajny miałoby się zdarzyć, to nie wcześniej niż po wyborach prezydenckich. I w pierwszej kolejności nie będzie to dotyczyć ludzi Platformy Obywatelskiej, tylko koalicjantów.
Odejście choćby pojedynczego ministra w takim czasie, gdzie liczy się siła przyklejenia do pnia władzy jest trudne także z tego powodu, iż ktoś taki miałby totalnie przerąbane. Mściwość Donalda Tuska jest legendarna i zrobiłby wszystko, żeby uciekinier miał de facto wilczy bilet i przynajmniej do końca trwania rządu Tuska nie zaznał spokoju. Andrzej Domański dotychczas nie pokazał, iż ma odwagę zadrzeć z hersztem i narazić się na jego zemstę. A Tusk choćby mimochodem wspominając o nim podczas publicznych wystąpień, daje do zrozumienia, iż Domańskiego obserwuje i w razie czego mu nie przepuści. I wcale nie z życzliwości czy wdzięczności go obserwuje, tylko z powodu nieufności. Wszyscy już chyba wiedzą, iż Donald Tusk nie ufa nikomu. I jest to wprost proporcjonalne do tego, iż jemu też nikt nie ufa.
Oczywiście są w rządzie Tuska osoby tak niemądre, iż ich odejście może pasowałoby jemu samemu. Ale te akurat nigdzie odchodzić nie chcą. A on ich nie wyrzuci, bo to byłby zły sygnał. Już zgoda na odejście kilku ministrów do europarlamentu była ryzykowna, ale chodziło o ludzi najbardziej ubabranych w rozwalanie państwa (obok Tuska i Bodnara), więc można to uznać za nagrodę. Bo żyli nadzieją, iż choć się gwałtownie mocno zeszmacą, to uciekną i Polacy o tym zapomną. Nie zapomną, choć pamięć się rozmywa.
Mimo przymusowego demonstrowania zadowolenia (w wypadku obsady ministerstw edukacji czy klimatu zadowolenie, a wręcz szczęście jest szczere) przez część ministrów, mają oni świadomość, iż uczestniczą w jakiejś patologii. Ale równocześnie wiedzą, iż z tego nie ma ucieczki. Tu analogia z mafią byłaby całkiem uzasadniona. Są gremia, z których się nie da uciec, chyba iż zostaną rozwalone od środka. Ale na razie nie widać nikogo, kto chciałby być takim kretem czy Wallenrodem. I nie ma na to kwalifikacji także Andrzej Domański. Bo gdyby miał, dawno by go w rządzie Tuska nie było.