„Ludzie Macrona już teraz cieszą się, iż następnym kanclerzem zostanie prawdopodobnie chadek Friedrich Merz – proatomowy frankofil”, pisze Théo Bourgery-Gonse z EURACTIV.fr.
Panie Olafie Scholzu, kończ waść, wstydu oszczędź, zdaje się myśleć sobie Francja.
Wczorajsza wizyta Scholza w Paryżu potwierdziła to, o czym mówiło się od miesięcy: francusko-niemieckie stosunki stały się w zasadzie symboliczne.
W polityce symbole są wszystkim. Mowa ciała, uściski dłoni, cała ta otoczka: wszystko to odzwierciedla poziom relacji dyplomatycznych.
Wspólny obiad Scholza i Emmanuela Macrona z okazji 62. rocznicy podpisania Traktatu Elizejskiego obfitował w symbolikę. Tyle tylko, iż wyglądał jak stypa.
Dziennikarze tłumnie przybyli do eleganckiego Jardin d’Hiver w Pałacu Elizejskim, by po raz ostatni rzucić okiem na duet Scholz-Macron.
Scholz nie zasłużył nawet, by Macron zwracał się do niego na “ty” (francuskie “tu”) i musiał zadowolić się formą “pan” (“vous”). To odpowiednie pożegnanie dla kanclerza, dla którego może to być ostatnia wizyta w Pałacu Elizejskim jako szefa niemieckiego rządu.
Pęknięcia w tym związku były widoczne od samego początku. Scholz i Macron nigdy się nie dogadywali, a im bardziej starali się nam wmówić, iż jest inaczej, tym bardziej wydawało się to fałszywe. Nagrania, na których obaj jedzą kanapki w Hamburgu, nie spodobały się Pałacowi Elizejskiemu.
Problemy sięgają jednak głębiej niż kwestie osobiste. Są one strukturalne: centrum władzy Unii przesuwa się z Paryża i Berlina w kierunku Polski i Włoch. Dwustronne stosunki przez cały czas są potrzebne, ale już nie wystarczą, i potrzeba dwóch bardzo chętnych przywódców, aby je ożywić i nadać im nowy cel. Scholz po prostu nie jest takim przywódcą.
Relacje dyplomatyczne oczywiście raz są lepsze, a raz gorsze. Czasami polityka na najwyższym szczeblu jest drzewem ukrywającym las. Może być tak, iż na poziomie roboczym wszystko jest dobrze: są sukcesy, które przyczyniają się do zbliżenia obu krajów, a nie do ich oddalenia.
Wydaje się jednak, iż Paryż jest gotowy na zmianę. Ludzie Macrona już teraz cieszą się, iż następnym kanclerzem zostanie prawdopodobnie chadek Friedrich Merz – proatomowy frankofil. W Berlinie mówi się, iż obaj panowie regularnie rozmawiają przez telefon.
Tak więc mamy kolejny dowód na to, iż Scholz to już pieśń przeszłości.