Polski dziennikarz opowiada o kulisach spięcia z Aleksandrem Łukaszenką. „Musiałem zareagować”

news.5v.pl 3 godzin temu
  • — Komentował też, iż powinniśmy zająć się własnymi sprawami, wyborami w Polsce, które są w maju, a nie tymi na Białorusi i krótko mówiąc, żebyśmy się odczepili od Putina i to, iż on sam nie rozumie, czego Sikorski chce od Putina — dodaje Sygacz
  • Za najbardziej kuriozalny zarzut wobec Polski dziennikarz uznał słowa, iż nasz kraj ma zakusy na zachodnią Białoruś aż do Mińska i na zachodnią Ukrainę, a my zbroimy się tylko po to, żeby napaść na te tereny. — Powiedziałem krótko: Polska nie chce zaatakować ani Białorusi, ani Ukrainy
  • Aleksander Łukaszenko dyktatorską władzę w Białorusi trzyma w ręku już od 31 lat, a w styczniowych wyborach po raz siódmy został prezydentem z ogłoszonym przez władze wynikiem 86,8 proc. głosów poparcia
  • Więcej takich artykułów znajdziesz na stronie głównej Onetu

Wpis Sikorskiego, kontra Łukaszenki

— Dałeś już znać Radosławowi Sikorskiemu, żeby „nie wtykał nosa tam, gdzie go nie proszą”?

— Nie, nie komunikuję się z Sikorskim — śmieje się Marek Sygacz, korespondent zagraniczny „Wydarzeń” Polsatu, który w niedzielę obserwował wybory prezydenckie w Białorusi i był jednym z ok. 60 dziennikarzy obecnych na konferencji prasowej Aleksandra Łukaszenki w Mińsku. — Ten wpis na portalu X wywołał u mnie mieszane uczucia, zwłaszcza iż jednak cały czas próbujemy jako Polska jakieś sprawy z Białorusią załatwić, mówię tu o Andrzeju Poczobucie, o Związku Polaków na Białorusi i w ogóle o Polakach — mówi nam dziennikarz.

I zaznacza, iż podczas konferencji prasowej zaraz po wymianie zdań z Łukaszenką, wpis polskiego ministra spraw zagranicznych został natychmiast wykorzystany, a jego słowa publicznie odczytała rzeczniczka prasowa prezydenta Białorusi.

EPA/BELARUS PRESIDENT PRESS-SERVICE / PAP

Aleksander Łukaszenko podczas konferencji prasowej w Mińsku, 26.01.2025

Sikorski napisał: „Proszę media o nienazywanie Aleksandra Łukaszenki ostatnim dyktatorem Europy, bo to nie fair. W złodziejstwie, represjach i agresji międzynarodowej Władimir Putin go dogonił i przegonił”.

Łukaszenko od razu skrytykował Sikorskiego za „zaczepianie Rosji i Putina”. — Sikorski jest osobą doświadczoną. Spotkaliśmy się z nim, porozmawialiśmy. Niech pomyśli, co się jutro stanie. Dziś nawóz wywalili polscy chłopi pod polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych, a jutro? Daj znać Sikorskiemu, żeby nie wtykał nosa tam, gdzie go nie proszą — stwierdził prezydent Białorusi, zwracając się do polskiego dziennikarza.

— Komentował też, iż powinniśmy zająć się własnymi sprawami, wyborami w Polsce, które są w maju, a nie tymi na Białorusi i krótko mówiąc, żebyśmy się odczepili od Putina i to, iż on sam nie rozumie, czego Sikorski chce od Putina — dodaje Sygacz.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Dziennikarz jak tarcza na zarzuty

Wcześniej Aleksander Łukaszenko oskarżył Polskę o prowadzenie agresywnej polityki wobec Białorusi i Ukrainy. Zarzucił Warszawie zakup broni w celu rzekomej napaści na sąsiadów. Wtedy jedyny przedstawiciel polskich mediów obecny na niedzielnej konferencji prezydenta Białorusi, stanowczo zaprzeczył tym oskarżeniom. Sygacz zadał Łukaszence pytanie o sytuację na naszej wspólnej granicy, „gdzie każdego dnia dziesiątki osób próbują nielegalnie dostać się do Polski. Nasza Straż Graniczna informuje, iż wśród nich są osoby niebezpieczne. Niedawno zginął tam polski żołnierz. Co pan jako głowa państwa może i zamierza zrobić, by rozwiązać ten problem?”.

Pytanie o granicę „trochę rozgrzało Łukaszenkę”, jednak również na takie pytania czekał. Sygacz uważa, iż była to mocno strategiczna konferencja, by to właśnie dziennikarze z zachodu zadawali trudne pytania, żeby dać prezydentowi Białorusi możliwość wypowiedzenia się na tematy prezentujące jego pogląd na sytuację międzynarodową, by miał możliwość jej skrytykowania i uderzenia w zachód.

EPA/BELARUS PRESIDENT PRESS-SERVICE / PAP

Aleksander Łukaszenko po zagłosowaniu spotkał się z dziennikarzami, Mińsk 26.01.2025

I taka też była odpowiedź Łukaszenki na jego pytanie. — To był cały wachlarz zarzutów, a ja w tym momencie czułem się, jak taka tarcza z napisem „Polska”, w którą on rzuca i wbija kolejne lotki. Od granicy, przez politykę zagraniczną, przez Ukrainę, sankcje. Wszystkie pretensje, które były do Polski, zogniskowały się na jednej mojej skromnej osobie.

Sygacz obserwował też reakcje zgromadzonych na sali dziennikarzy rosyjskich, białoruskich i innych sprzyjających. — To był miód na ich uszy — i miał świadomość, iż ten przekaz pójdzie dalej. — Wiedziałem, iż o ile nie powiem czegokolwiek, to oznaczałoby, iż się pod tym podpisuję i przyjmuję bezkrytycznie. To była tak długa lista bzdur, iż musiałem zareagować.

„Marek, daj Boże”

A za najbardziej kuriozalny zarzut wobec Polski dziennikarz uznał słowa, iż nasz kraj ma zakusy na zachodnią Białoruś aż do Mińska i na zachodnią Ukrainę, a my zbroimy się tylko po to, żeby napaść na te tereny. — Powiedziałem krótko: Polska nie chce zaatakować ani Białorusi, ani Ukrainy.

Marek Sygacz / Archiwum prywatne

Konferencja prasowa Aleksandra Łukaszenki w Mińsku, 26.01.2025

— Marek, daj Boże — odpowiedział mu Łukaszenko — Ale po co wam koreańskie czołgi? Kupujcie traktory zamiast czołgów — zapytał znowu.

Polskiego dziennikarza zmroziło to, jak w tym momencie reagowali dziennikarze rosyjscy i białoruscy, którzy byli ubawieni sytuacją, co też było dowodem, iż jest to oficjalny przekaz Łukaszenki, iż „my jesteśmy dla Białorusi wrogiem numer jeden, przedstawianym jako agresor, który dąży do rozpętania wojny”. — Łukaszenko wprost powiedział w kontekście granicy, iż skoro wy nakładacie na nas sankcje, to dlaczego my mamy was bronić, w domyśle przed migrantami.

Sygacz dostrzegł podczas tego niedzielnego spotkania Łukaszenki z przedstawicielami mediów, iż problematyczne pytania zadało mu może trzech dziennikarzy, a miażdżąca większość, głównie dziennikarze białoruskich mediów — dziękowali, gratulowali, pytali o ogólne tematy. — W momencie, kiedy ktoś go zapytał o Umkę, bo na głosowaniu pojawił się ze szpicem, to już się rozpłynął, a lubi mówić dużo, szeroko, kwieciście i barwnie — wspomina dziennikarz Polsatu.

Henadz Zhinkov/Xinhua / PAP

Aleksander Łukaszenko podczas głosowania w wyborach prezydenckich

„Zapala się”, kiedy mówi o Białorusi

Czy sam Łukaszenko wierzy w tę antypolską propagandę, którą ochoczo rozsiewa, a kolportują ją przychylne mu media?

— Te słowa były tak piramidalne, iż nie sądzę, żeby on sam w to wierzył. To oficjalny przekaz, którego zadaniem jest, by ludzie w to wierzyli i ma służyć temu, żeby odwrócić uwagę i odciągnąć od tego, co w tym momencie dzieje się wokół Ukrainy i na wschodzie. To narracja, która wychodzi z Mińska i Kremla, iż zachód jest agresorem i inicjatorem wszystkiego, co się dzieje. To jest dobrze przemyślane i przygotowane — dziennikarz dodaje, iż obywatele Białorusi w to wierzą, choć nie jest to tak izolowany kraj, jak Korea Północna i mają dostęp do informacji z zewnątrz.

Natomiast w samą wizję Białorusi — zdaniem Sygacza — Łukaszenko szczerze wierzy. Jako dyktator, mimo wszystko jest człowiekiem idei. Robi to, w co wierzy i widać to po tym, jak opowiada o Białorusi. „Zapala się”, kiedy mówi o tym, co chce zmienić i jak ma wyglądać jego kraj.

Marek Sygacz / Archiwum prywatne

Lokal wyborczy nr 1 na terenie Białoruskiego Państwowego Uniwersytetu Kultury Fizycznej w Mińsku

Zachód w oczach wschodniego dyktatora

Z niedzielnej konferencji prasowej w Mińsku dziennikarz Marek Sygacz zaobserwował też, jak Łukaszenko odnosił się do światowych polityków. O ile o Donaldzie Trumpie mówił z szacunkiem i wyraził podziw, iż uniknął śmierci podczas zamachu, to szydził, kiedy mówił o polskich przywódcach. Do Andrzeja Dudy i Radosława Sikorskiego odniósł się w ten sposób: „a kto tam w Polsce jest prezydentem? Ten Duda, tak? Albo: a kto tam u nich jest tym ministrem od dyplomacji? Jakiś Sikorski, tak?”.

Dziennikarz ocenia ten sposób rozmowy przywódcy Białorusi, jako ostentacyjnie lekceważącą postawę. — Łukaszenko doskonale wie, kto jest prezydentem Polski i szefem MSZ-u. To nie jest głupi człowiek, jak byśmy go chcieli postrzegać w Polsce i takie odniosłem wrażenie z tych kilku godzin, które spędziłem w jego towarzystwie — zauważa Sygacz, a była to jego pierwsza wizyta w Białorusi i pierwsze spotkanie z jej prezydentem. — On ma niesamowitą zdolność związania i trafiania do słuchacza, choćby to zwracanie się do dziennikarzy po imieniu podczas konferencji — korespondent tłumaczy, iż na wschodzie jest zasada zwracania się do rozmówcy po imieniu, jako „Wy Marek”, a imię jest odpowiednikiem słowa „pan”.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Wybory w kraju „Baćki”

Kiedy rozstawiał kamerę przed Pałacem Republiki, gdzie mieści się biuro Centralnej Komisji Wyborczej (CKW), by relacjonować przebieg niedzielnych wyborów prezydenckich, od razu pojawiali się mundurowi z różnych służb i sprawdzali wszystkie jego dokumenty. W swoich relacjach starał się mówić wprost o tym, co dzieje się w Białorusi, ale na tyle ostrożnie, by nie używać słów, które sprowokowałyby kogoś, by odebrano mu akredytację.

Chciał zobaczyć, jak obecny białoruski świat wygląda z bliska. Spędził tam tydzień. Kilka dni przed wyborami oglądał finałowy koncert akcji „Maraton jedności”, potężne widowisko z pokazami artystycznymi, które ma pokazać jedność narodu białoruskiego. „Maraton Jedności” odwiedził 16 miast. Podczas finału w Mińsku Marek Sygacz pierwszy raz słyszał, jak Aleksander Łukaszenko mówi po białorusku w pierwszej części swego wystąpienia. — To był wiec przedwyborczy z centralną postacią ojca narodu, bo „Baćka” to przecież ojciec.

Wyborców obserwował w lokalu wyborczym na uniwersytecie, w którym głosował Łukaszenko i tam wszystko było przygotowane pod dziennikarzy. — Głosowania i plebiscyty na wschodzie to festyn, święto w lokalu wyborczym. Poza tym, iż są urny i się głosuje, to są też stoiska z produktami regionalnymi, z mięsem, kiełbasą, ze słodyczami. U nas się stroi lokale wyborcze, u nich karmi się wyborców na różne sposoby — wymienia dziennikarz.

Henadz Zhinkov/Xinhua / PAP

Wyborcy w lokalu wyborczym w Mińsku, 26.01.2025

Uroczysta prolongata

Samo głosowanie w białoruskich wyborach prezydenckich to tylko formalność i „uroczysta prolongata dla Łukaszenki”. Sygacz nie widział żadnego realnego kontrkandydata na karcie wyborczej. Uważa, iż trudno będzie obronić tezę, iż te wybory zostały sfałszowane, bo nie musiały być, dlatego iż proces wyborczy został tak skonstruowany, iż Łukaszenko nie miał z kim przegrać. Do tego zaprosił setki dziennikarzy, bo zależało mu, by pokazać ich przebieg przy podniesionej kurtynie. Zaprosił ok. 500 zagranicznych obserwatorów — barwny tłum ludzi z różnych kontynentów, który pojawiał się na konferencjach prasowych CKW — różne kolory skóry i różne stroje.

W Mińsku byli też obserwatorzy wyborów z Polski. Widział znanego z prorosyjskich i prołukaszenkowskich sympatii Krzysztofa Tołwińskiego, byłego posła i wiceministra w rządzie Jarosława Kaczyńskiego. Na byłego sędziego Tomasza Szmydta, który w maju 2024 r. uciekł do Białorusi i w niedzielę kręcił się w lokalu wyborczym, dziennikarz natknął się dwa razy. Wcześniej usłyszał od Łukaszenki na konferencji, iż „ma słuchać tego, co mówi sędzia Szmydt, bo on wie lepiej”.

Idź do oryginalnego materiału