Europa w wersji uproszczonej. Czyli co Nawrocki rozumie z Unii Europejskiej

8 godzin temu
Zdjęcie: Nawrocki


Wystąpienie Karola Nawrockiego na Uniwersytecie Karola w Pradze miało być dowodem, iż nowy prezydent potrafi mówić o Europie szeroko i odpowiedzialnie. Problem w tym, iż jego wykład pokazał raczej, iż potrafi mówić głośno — niekoniecznie sensownie. To było przemówienie pełne uproszczeń, sloganów i teoretycznych potworków, które rzadko pojawiają się w poważnej dyskusji o Unii Europejskiej. Nawrocki sprawiał wrażenie człowieka, który wszedł w gąszcz europejskich pojęć i wyszedł z niego tylko z połową mapy.

Zaczęło się niewinnie. Prezydent — jak sam podkreślił — „jako nowo wybrany Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej i historyk z wykształcenia” poczuł się zaszczycony, mogąc przemawiać na najstarszym uniwersytecie w regionie. Kiedy jednak historyk zaczął mówić o Unii, było już jasne, iż historię zna lepiej niż współczesne mechanizmy integracji.

Centralny punkt jego wykładu stanowiła teza, iż „w polskiej wizji UE jedynymi suwerenami pozostają narody polityczne”. Brzmiało to jak refren z broszury eurosceptycznego think-tanku. Nawrocki ostrzegał przed „centralistami europejskimi”, którzy rzekomo chcą „likwidacji narodów”, a unijny mainstream miałby przedstawiać Europejczyków niczym „plemiona targane atawistycznymi namiętnościami”. Nie wiadomo, skąd prezydent wyciągnął tę wizję — z dokumentów unijnych na pewno nie.

Poważna analiza integracji europejskiej wymaga zrozumienia jej instytucjonalnej architektury. Tymczasem Nawrocki operował kategoriami, które bardziej pasują do tekstu internetowego komentatora niż do wystąpienia głowy państwa. Gdy przeszedł do wyliczania pięciu zasad mających „zatrzymać i odwrócić proces centralizacji UE”, wrażenie dyletanctwa tylko się pogłębiło.

Po pierwsze — utrzymanie zasady jednomyślności. Czyli de facto pozostawienie Unii na łasce prawa weta, które wielokrotnie paraliżowało najważniejsze decyzje dotyczące energii, sankcji czy bezpieczeństwa. Nawrocki mówi o tym, jakby odkrywał rozwiązanie, które eksperci od lat uznają za największą blokadę skuteczności UE.

Po drugie — zasada „jedno państwo — jeden komisarz”. Prezydent zdaje się nie zauważać, iż Komisja Europejska nie jest parlamentem, tylko rządem, który nie reprezentuje narodów, ale interes wspólnotowy. To nie brak wiedzy — to mylenie konstrukcji instytucjonalnych.

Po trzecie — propozycja „zniesienia stanowiska Przewodniczącego Rady Europejskiej”. Słuchając tych słów, można się zastanawiać, czy Nawrocki naprawdę wierzy, iż państwa UE wrócą do systemu sprzed traktatu lizbońskiego, który wszyscy zgodnie ocenili jako niewydolny. Przedstawienie tego jako poważnej propozycji zakrawa na polityczną naiwność.

Dalej było już tylko bardziej kuriozalnie. Prezydent mówił o konieczności „zniwelowania nadmiernej przewagi dużych państw”, ale nie wyjaśnił, jak miałoby to wyglądać w praktyce. Mówił o oparciu UE na „zasadach pragmatycznych — bez presji ideologicznej”, choć ta formuła jest tak pusta, iż można w nią włożyć każdą opinię i każdy interes.

Kulminacją wykładu było stwierdzenie: „Powiem jasno: jestem zwolennikiem Polski w Unii Europejskiej”, po którym nastąpił katalog zastrzeżeń czyniących tę deklarację pozbawioną treści. Według Nawrockiego kwestie ustrojowe, bezpieczeństwa i sądownictwa „są zarezerwowane wyłącznie dla polskiej konstytucji”. Tyle iż nikt — choćby w Brukseli — nie twierdzi inaczej. Prezydent stworzył więc problem, którego nie ma, a następnie z zadowoleniem go rozwiązał.

Unia Europejska to organizm wielowarstwowy, złożony, z trudną historią sporów kompetencyjnych. Wykład Nawrockiego pokazał jednak, iż prezydent zna go głównie z politycznych streszczeń, w których więcej jest straszenia niż wiedzy. Praga mogła oczekiwać debaty o europejskich wyzwaniach. Otrzymała katalog haseł, których brzmienie miało zastąpić treść.

Jeśli takie wystąpienia mają być wizytówką polskiej prezydentury, to Europa będzie miała poważny problem — nie z polską asertywnością, ale z polską ignorancją. Nawrocki mówi o Unii z przekonaniem, które mogłoby imponować, gdyby nie to, iż zbyt często mówi rzeczy, których nie rozumie.

Idź do oryginalnego materiału