Euro czy Złotówka

solidarni2010.pl 4 miesięcy temu
Felietony
Euro czy Złotówka
data:19 maja 2024 Redaktor: GKut

Po przejęciu władzy przez koalicję 13 grudnia ponownie rozgorzała dyskusja dotycząca przyjęcia przez Polskę wspólnej waluty euro.

Warunki przystępowania poszczególnych państw do strefy euro zostały określone w traktacie z Maastricht z 1992 roku. Wtedy, w roku 1992, wspólna waluta wydawała się doskonałym pomysłem dlatego traktat nie narzucał terminów przyjęcia wspólnej waluty, ale stawiał warunki, które muszą spełnić kraje członkowskie, by mogły zostać do strefy euro przyjęte. Doskonałą ilustracją takiego właśnie ducha traktatu z Maastricht jest to, iż Dania zagwarantowała sobie z definicji zwolnienie z obowiązku przyjmowania euro. Dla pozostałych członków UE traktat nie określał konkretnego harmonogramu przystępowania do strefy euro i pozostawiał w gestii państw członkowskich opracowywanie własnych strategii i harmonogramów. Czyli z jednej strony traktat nakładał obowiązek przyjmowania euro, z drugiej jednak strony nie narzucał żadnych terminów. Można było zatem przyjąć strategię, iż owszem, przyjmiemy euro ale „na święty nigdy” (Ad Kalendas Graecas).

Ponieważ z czasem praktyczne skutki przystępowania do strefy euro okazywały się dla wielu państw co najmniej kontrowersyjne - korzystały głównie Niemcy a inni tracili - aż 7 państw członkowskich przyjęło strategię odkładania decyzji „na święty nigdy”. Są to, oprócz wspomnianej już Danii, Szwecja, Bułgaria, Czechy, Rumunia, Węgry oraz Polska. Warto tu dodać, iż w Danii w roku 2010 przeprowadzono referendum, w którym 53,2% społeczeństwa odrzuciło pomysł wprowadzenia euro, skutecznie blokując na przyszłość tego typu pomysły. Również w Szwecji przeprowadzono referendum w tej sprawie (w roku 2003) i 55,9% obywateli zanegowało możliwość przystąpienia do strefy euro.

Dlaczego tak się dzieje? Dlatego, iż przyjęcie euro oznacza pozbawienie się przez państwa członkowskie wpływu na swoją gospodarkę poprzez zmiany kursu walutowego i stóp procentowych. To pozbawienie się głównych narzędzi obrony własnej gospodarki, gdy dany kraj traci konkurencyjność na rynkach międzynarodowych. Kiedyś, wiele lat temu, usłyszałem bardzo prostą i mądrą ocenę idei wspólnej waluty zaprezentowaną przez ekonomistę, którego nazwiska niestety nie zapamiętałem. Stwierdził on, iż wspólna waluta powinna być ostatnim, końcowym etapem integracji gospodarek wszystkich państw członkowskich. Efektem końcowym integracji, a nie drogą do osiągnięcia tejże integracji. Mimo tak oczywistej diagnozy znowu rozgorzała dyskusja o przyjęciu przez Polskę euro.

Dziwię się bardzo, iż w tej dyskusji nie porusza się kwestii podstawowej, a może choćby kluczowej dla rzetelnej oceny konsekwencji przyjęcia euro. Dlaczego nikt nie pyta, przy jakim kursie złotówki mielibyśmy przyjąć euro? Jaki miałby być przelicznik naszej waluty na wspólną walutę unijną? A to jest kwestia fundamentalna jeżeli chodzi o przyszłość polskiej gospodarki. Posłużę się tu przykładem. Przyjmijmy, iż polski przedsiębiorca ma zakontraktowaną sprzedaż towarów do kraju strefy euro w kwocie 100 000 euro miesięcznie. Przyjmijmy, iż koszty tego przedsiębiorcy ponoszone w Polsce wynoszą 400 tys. złotych. Po przewalutowaniu zapłaty 100 tys. euro po kursie 4,5 (średni kurs ostatnich czterech lat) jego przychód wyniesie 450 tys. złotych co daje ok. 10% zysk w kwocie 50 000 złotych.

Rozważmy teraz dwa scenariusze przyjęcia przez Polskę euro: przy przeliczniku 3,5 zł oraz 5,5 zł za euro.

Scenariusz 1 przelicznik 3,5: koszty przedsiębiorcy 400 tys. zł przeliczone na euro wyniosą 114 286 euro

Scenariusz 2 przelicznik 5,5: koszty przedsiębiorcy 400 tys. zł przeliczone na euro wyniosą 72 727 euro

W scenariuszu pierwszym koszty polskiego przedsiębiorcy przewyższą uzgodnioną cenę sprzedaży. Przedsiębiorca będzie musiał podnieść cenę i może wypaść z rynku, na którym dotychczas odnosił sukcesy. W scenariuszu drugim przedsiębiorca osiągnie dodatkowy zysk albo obniży cenę sprzedaży przez co stanie się jeszcze bardziej konkurencyjny na zagranicznym rynku i powiększy sprzedaż. Owszem, znajdą się oponenci, którzy będą argumentować, iż po przeliczeniu złotówek na euro po niskim kursie (przykładowo 3,5) stać ich będzie na zagraniczne urlopy i wojaże po całej Europie. Ale taki przelicznik zrujnuje całkowicie polską gospodarkę i w efekcie wysokiego bezrobocia mało kogo będzie stać na zagranicznie wyjazdy mimo pozornie korzystnego przelicznika euro.

Po przeczytaniu i przeanalizowaniu przytoczonych przykładów ktoś może powiedź, iż oba scenariusze są skrajne, nierealne, iż o kursie euro decyduje rynek i o przeliczniku złotówki przy wejściu Polski do strefy euro też zadecyduje rynek. Ale taka wiara w prawa rynku to dziecięca naiwność. Warto tu przypomnień wydarzenia z 16 września 1992 roku. Tego dnia George Soros przeprowadził atak spekulacyjny na brytyjskiego funta. Masowa wyprzedaż brytyjskiej waluty doprowadziła do spadku wartości funta o 25% w stosunku do dolara amerykańskiego i o 15% w stosunku do marki niemieckiej. Na nic się zdała desperacka obrona funta ze strony Banku Anglii. Brytyjski Skarb Państwa stracił na tych działaniach 3,4 mld funtów a sam George Soros zarobił około 1,4 mld dolarów. Jak widać nie zawsze „zdrowe” mechanizmy rynkowe decydują o kursach walut. Kurs złotówki też może być sztucznie wywindowany w górę, by Polska przyjęła euro po rzekomo rynkowym kursie, a faktycznie destrukcyjnym dla polskiej gospodarki. Przykład mieliśmy zaraz po wyborach z 15 października 2023 roku. W ciągu krótkiego czasu złotówka wzmocniła się do euro o około 30 groszy, choć nie zapadły żadne decyzje gospodarcze, nowy rząd nie objął jeszcze władzy, ba, choćby nie było jeszcze pewności czy ugrupowania opozycyjne wobec prawicy będą w stanie uzgodnić umowę koalicyjną. w tej chwili mimo rosnącej inflacji, wzrostu bezrobocia oraz stagnacji gospodarczej złotówka wbrew rynkowej logice ciągle się umacnia. Przypadek czy jacyś spekulanci marzą, by Polska przyjęła euro po jak najmniej korzystnym dla siebie kursie?

Mechanizm sztucznego wzmacniania złotówki mogliśmy zaobserwować we wrześniu 2008 roku, kiedy to Donald Tusk zapowiedział wejście Polski do strefy euro do roku 2011. W ciągu zaledwie 5 minut po tej wypowiedzi złotówka umocniła się o 8 groszy (z 3,47 do 3,39). Umocniła się a nie osłabiła. Charakterystyczne jest też to, iż za rządów PO (2007 – 2015) złotówka była silniejsza niż za rządów Prawicy (2015 – 2023). Warto tu krótko opisać mechanizm rynkowy, który w sposób naturalny reguluje kursy walut. Im więcej dany kraj eksportuje, tym więcej jest transakcji sprzedaży dewiz i zakupu lokalnej waluty przez eksportujących przedsiębiorców. Im więcej jest takich transakcji, tym bardziej umacnia się kurs lokalnej waluty i jeżeli stanie się on zbyt mocny, to eksport przestaje być opłacalny i gospodarka pogrąża się w kryzysie. Opłacalny staje się import, co powoduje konieczność sprzedaży lokalnej waluty i zakupu dewiz, lokalna waluta się osłabia i mamy proces odwrotny od opisanego w poprzednim zdaniu. Jak widać to nie silna, ale słaba własna waluta sprzyja rozwojowi gospodarczemu. Doskonale wiedzieli o tym Chińczycy, dlatego Chiny w sposób sztuczny wprowadziły sztywny kurs swojego juana do dolara amerykańskiego na bardzo, ale to bardzo zaniżonym poziomie. Dzięki temu, mimo gwałtownego rozwoju i presji na wzrost kursu juana, ten – w skutek decyzji politycznej – pozostawał niski. Chińskie produkty były niezmiennie bardzo tanie, mimo olbrzymiego wzrostu chińskiej gospodarki i rozwijającego się eksportu. To stało się powodem konfliktu między USA i Chinami. Stany Zjednoczone wywierały olbrzymią presję na Chiny, by te „uwolniły” kurs juana.

Jak widać oprócz „niewidzialnej ręki rynku” na kursy walut mogą wpływać działania spekulacyjne i decyzje polityczne. o ile Polska nie przyjmie euro to oczywiście też będzie narażona na tego typu spekulacyjne ataki wzmacniające sztucznie kurs złotówki. Ale poprzez działania Narodowego Banku Polskiego będziemy mogli przynajmniej próbować się bronić. Jeśli jednak przyjmiemy euro z niekorzystnym przelicznikiem to na pewno przegramy, i to bez walki, przy tak zwanym „zielonym stoliku”. Dlatego rozmawiając z innymi ludźmi, rozmawiając z politykami, a szczególnie z tymi kandydującymi do europarlamentu, nie pytajmy ich o to czy są za czy przeciw przyjęciu przez Polskę euro. W odpowiedzi usłyszymy długie wywody nic nie wnoszące do sprawy. Rozmawiając zadawajmy jedno krótkie pytanie, po jakim kursie wg nich powinna być przeliczona złotówka po ewentualnym przystąpieniu Polski do strefy euro. Otrzymana odpowiedź na to jedno proste pytanie pozwoli nam rozpoznać, czy nasz rozmówca, czy dany polityk dba o interes Polski czy o interes obcych mocodawców.

Marcin Bogdan

Idź do oryginalnego materiału