Erdogan i jego operacja utrzymania się u władzy

2 dni temu
Zdjęcie: Fot. REUTERS/Murad Sezer


W Turcji realizowane są największe protesty od 2013 roku, gdy przez ten kraj przetoczyła się fala prodemokratycznych demonstracji. Policja znowu używa armatek wodnych, gazu łzawiącego i gumowych kul, by rozpędzać ludzi. Rządzący od ponad dwóch dekad Recep Erdogan deklaruje: - Nie ulegniemy prowokacjom.
Próba puczu - tak protestujący i opozycja określają zeszłotygodniowe aresztowanie burmistrza Stambułu Ekrema Imamoglu, które wywołało masowe protesty. 53-latka zatrzymano za rzekomą korupcję wraz z ponad setką innych osób, wśród których znaleźli się politycy, dziennikarze i biznesmeni.


REKLAMA


Imamoglu to kandydat Republikańskiej Partii Ludowej w wyborach prezydenckich, które nad Bosforem mają się odbyć za trzy lata. CHP jest największym opozycyjnym ugrupowaniem w Turcji, strażniczką republikańskiej i świeckiej tradycji Mustafy Kemala Ataturka, ojca współczesnej Republiki proklamowanej w 1923 roku.


Zobacz wideo Erdogan deklaruje pomoc Turcji w rozmowach pokojowych Ukrainy z Rosją. "Jesteśmy gotowi"


Atak prewencyjny
Imamoglu jest politykiem bardzo popularnym. Gdyby to on, a nie 76-letni dzisiaj lider CHP Kemal Kilicdaroglu wystartował w wyborach dwa lata temu, być może Turcja miałaby teraz innego prezydenta. Imamoglu to postać charyzmatyczna i przede wszystkim skuteczna. Trzy razy wygrał głosowanie w Stambule, mimo iż władze państwowe robiły wszystko, by tak się nie stało - pierwsze wybory powtórzyły. W powtórce Imamoglu zdobył jeszcze więcej głosów.
Do największego miasta Turcji przeprowadził się z prowincji Trabzon, gdzie urodził się w miejscowości Akcaabat nad Morzem Czarnym. Dorastał w konserwatywnym środowisku, nauczył się czytać Koran po arabsku, jego matka zasłania włosy. Dlatego Imamoglu jest akceptowany również przez centroprawicowe środowiska. A to sprawia, iż Erdogan uważa go za olbrzymie zagrożenie, bo może przekonać do siebie wyborców spoza trzonu opozycyjnego, bardziej świeckiego elektoratu.
Erdogana limity nie obowiązują
Teoretycznie Erdogan nie może walczyć o prezydenturę w 2028 roku. Wielu komentatorów jest jednak przekonanych, iż rządzący od dwóch dekad "sułtan", jak nazywają go krytycy, będzie chciał pozostać u władzy. W tym celu mógłby między innymi zmienić konstytucję, która ogranicza liczbę kadencji prezydenta do dwóch.


Już raz Erdogan "oszukał" system. Kandydował w 2023 roku, mimo iż pełnił swój urząd przez dwie pełne kadencje. Ale jako iż wcześniej zmieniono system z parlamentarnego na prezydencki, to - według Erdogana i jego zwolenników - liczba kadencji się "zresetowała". Podobnie od lat działa w Rosji Władimir Putin.
- Można też rozpisać wcześniejsze wybory, bo limit dotyczy pełnych kadencji. Przy przedterminowym głosowaniu jego druga kadencja nie byłaby pełna - zauważała w moim podcaście "Niebezpieczne związki" dr Karolina Wanda Olszowska, szefowa Instytutu Badań nad Turcją. - Wszystko da się obejść. W najmniejszym stopniu do podważenia byłaby jednak zmiana konstytucji - zauważa naukowczyni.
Kurdowie pomogą „sułtanowi"?
Reuters wylicza, iż zmiana tureckiej konstytucji mogłaby zostać poddana pod referendum, jeżeli poparłoby ją 360 z 600 posłów. Takiej większości potrzeba też do rozpisania przedterminowych wyborów. Erdoganowska, konserwatywna Partia Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) oraz jej sojusznicy dysponują 321 mandatami.
Większość do wygrania głosowań Erdogan miałby z prokurdyjską Partią Równości i Demokracji Ludów (DEM). Według niektórych komentatorów to właśnie chęć pozostania prezydenta u władzy stoi za ostatnim nowym otwarciem z Kurdami. W zeszłym miesiącu uwięziony lider Partii Pracujących Kurdystanu Abdullah Ocalan wezwał do złożenia broni i rozwiązania tej separatystycznej organizacji.


Dobicie politycznego targu z Kurdami byłoby zdecydowaną zmianą stanowiska przez Erdogana, który w ostatnich latach bezwzględnie się z nimi rozprawiał. Od 2016 roku w więzieniu siedzi Selahattin Demirtas, były lider HDP, której następczynią jest DEM. Niektórzy powątpiewają, by Kurdowie puścili w niepamięć to, co zrobił im Erdogan. Nie można jednak wykluczyć, iż prezydent po raz kolejny dokona skutecznej wolty. Robił to już w przeszłości wielokrotnie.


Czytaj także:


Burmistrz Stambułu został aresztowany. To główny rywal Erdogana


Trump sprzyja Erdoganowi
Przeprowadzka Donalda Trumpa do Białego Domu przyniosła Erdoganowi kilka pozytywów. Republikanin nie komentuje antyrządowych protestów, bo uważa je za wewnętrzną sprawę Turcji. Nowy prezydent USA doprowadził też do osłabienia Zachodu w konfrontacji z Rosją, co zmusiło Europę do szukania sojuszników w rywalizacji z Moskwą. Bruksela nie chce więc zrażać do siebie Ankary i w sprawie protestów ogranicza się do rytualnego "zaniepokojenia".
- Erdogan wykorzystał to, iż Europa go potrzebuje, a Stany Zjednoczone nie angażują się w konflikty, które ich nie dotyczą - podkreśla dr Olszowska. - Prezydent Turcji wziął pod uwagę sytuację międzynarodową i połączył to z polityką wewnętrzną, w której zdecydował się na nowe otwarcie z Kurdami - tak ekspertka wyjaśnia, dlaczego Erdogan postanowił zdecydowanie rozprawić się z opozycją.
Dotychczas w czasie protestów w Turcji aresztowano ponad 1400 osób. Tamtejsze władze zatrzymują i deportują dziennikarzy, wprowadziły też zakaz nadawania dla jednej z opozycyjnych telewizji. Na ulice wychodzą przede wszystkim młodzi, którzy mają dosyć erdoganowskiej, autorytarnej duchoty. Mówią o demokracji i wolności, czyli wartościach, które w USA i najwyraźniej z geopolitycznych powodów także w UE nie są dzisiaj w cenie. Wygląda na to, iż w swojej walce protestujący są sami.


Thomas Orchowski, redakcja zagraniczna TOK FM
Idź do oryginalnego materiału