Jacek Sasin, były wicepremier i minister aktywów państwowych, znów próbuje kreować się na głos rozsądku, krytykując rządzących za „szaleństwo” w kwestiach bezpieczeństwa.
W rozmowie z Telewizją wPolsce24 stwierdził: „Rządzą nami ludzie, którzy są szaleni. Niestety. I to w obszarze bezpieczeństwa, co jest szczególnie niebezpieczne”. Te słowa, wypowiedziane z charakterystyczną dla Sasina pewnością siebie, są jednak nie tylko przesadzone, ale i obłudne. Sasin, którego polityczna kariera naznaczona jest serią kompromitacji, nie ma moralnego prawa, by pouczać innych o odpowiedzialności. Jego krytyka obecnego rządu to próba odwrócenia uwagi od własnej, katastrofalnej przeszłości.
Sasin zasłynął jako architekt jednej z największych politycznych wpadek ostatnich lat – organizacji wyborów kopertowych w 2020 roku. Jako minister odpowiedzialny za przygotowanie głosowania, które ostatecznie się nie odbyło, nadzorował wydanie 70 milionów złotych na bezużyteczne karty wyborcze. To był nie tylko finansowy skandal, ale też dowód na brak kompetencji i lekceważenie publicznych pieniędzy. Jak ktoś, kto dopuścił się takiego marnotrawstwa, śmie mówić o „szaleństwie” innych w kwestii bezpieczeństwa? Sasin, zamiast bić się w piersi, woli dziś grać rolę męczennika opozycji, wskazując palcem na rządzących.
Jego słowa o prof. Sławomirze Cenckiewiczu, którego pozbawiono dostępu do informacji niejawnych, to kolejny przykład manipulacji. Sasin lamentuje: „Prof. Cenckiewicz ma hart ducha. Odebrali mu dostęp do informacji niejawnych w sposób całkowicie bezprawny, co potwierdził już wyrok sądu. To pokazuje, iż chodziło o wyeliminowanie go z życia publicznego”. Wypowiedź ta ma na celu przedstawienie Sasina jako obrońcy wolności i sprawiedliwości. Ale czyż to nie hipokryzja? Jako wicepremier w rządzie PiS, Sasin był częścią systemu, który niejednokrotnie ograniczał dostęp do informacji czy krytykował niezależne instytucje. Gdzie był jego „hart ducha”, gdy jego partia kneblowała media publiczne czy atakowała sędziów?
Sasin krytykuje obecny rząd za rzekome braki w zarządzaniu bezpieczeństwem, ale jego własne dokonania w tej dziedzinie są żałosne. Jako minister aktywów państwowych odpowiadał za najważniejsze spółki Skarbu Państwa, w tym sektor energetyczny. Pod jego nadzorem ceny energii rosły, a strategiczne decyzje, jak fuzja Orlenu z Lotosem, budziły kontrowersje i pytania o ich rzeczywistą opłacalność dla państwa. Czy to jest przykład troski o bezpieczeństwo energetyczne, o którym teraz tak chętnie mówi? Sasin nie tylko nie rozliczył się z własnych błędów, ale ma czelność pouczać innych, jakby jego rządy były pasmem sukcesów.
Jego apel o „gest dobrej woli” wobec Cenckiewicza to tania zagrywka polityczna. Sasin dobrze wie, iż konflikt wokół historyka to wygodny temat do podgrzewania emocji elektoratu PiS. Zamiast proponować konstruktywne rozwiązania, woli eskalować spory, by utrzymać się w politycznym obiegu. To typowe dla polityka, który od lat unika odpowiedzialności za swoje decyzje. Sasin nie jest żadnym autorytetem w kwestii bezpieczeństwa czy zarządzania – jest symbolem nieudolności i arogancji władzy.
Polityka Sasina to festiwal hipokryzji. Krytykuje „szaleństwo” rządzących, zapominając, iż sam był współtwórcą chaosu w zarządzaniu państwem. Jego słowa to nie troska o Polskę, a desperacka próba utrzymania się na politycznej powierzchni. Polacy zasługują na liderów, którzy biorą odpowiedzialność za swoje czyny, a nie na takich, którzy rzucają oskarżenia, by ukryć własne porażki. Sasin powinien spojrzeć w lustro, zanim znów otworzy usta.