Dyplomatyczny falstart Nawrockiego. Dlaczego zabrakło Polski w Waszyngtonie?

2 dni temu

Pierwsze dni nowej prezydentury Karola Nawrockiego miały być okazją do pokazania, iż Polska pozostaje ważnym partnerem w polityce międzynarodowej. Tymczasem stało się coś dokładnie odwrotnego.

Podczas poniedziałkowych rozmów w Waszyngtonie, w których uczestniczyli najważniejsi światowi liderzy – od Donalda Trumpa i Wołodymyra Zełenskiego po Emmanuela Macrona, Ursulę von der Leyen czy Giorgię Meloni – zabrakło przedstawiciela Polski. To nie jest kwestia protokołu czy przypadku. To nieobecność, która stawia poważne pytania o kondycję polskiej dyplomacji i kompetencje samego prezydenta.

Były szef MSZ, Jacek Czaputowicz, sugeruje, iż źródłem problemu był sam Karol Nawrocki. Podczas telekonferencji poprzedzającej szczyt na Alasce miał on w sposób nieprzemyślany pouczać Donalda Trumpa, jak powinien rozmawiać z Władimirem Putinem. Nawrocki miał przypominać o Bitwie Warszawskiej i ostrzegać, iż Rosja będzie oszukiwać, apelując, by amerykański prezydent prowadził twardą, konfrontacyjną politykę wobec Moskwy. Choć intencje mogły być szczere, efekt był dokładnie odwrotny – Trump, który szukał raczej przestrzeni do kompromisu, poczuł się pouczany.

W dyplomacji liczy się umiejętność wyczucia sytuacji i ton rozmowy. Wystąpienie Nawrockiego, zamiast wzmocnić pozycję Polski, sprawiło wrażenie, iż Warszawa próbuje wytyczać kurs polityki największego mocarstwa świata. A to nietakt, który trudno gwałtownie wybaczyć.

Skutki były widoczne już kilka dni później. Gdy w Waszyngtonie spotkali się najważniejsi przywódcy Zachodu, by rozmawiać o bezpieczeństwie Europy i przyszłości wojny w Ukrainie, Polska nie miała przy tym stole swojego krzesła. Nieobecność nie jest tylko kwestią prestiżu. To sygnał, iż Warszawa została uznana za partnera drugorzędnego, którego obecność nie jest niezbędna do podejmowania strategicznych decyzji.

Oficjalne tłumaczenia MSZ, jakoby Polska była „średnim krajem” i dlatego jej zabrakło, brzmią jak próba maskowania dyplomatycznej wpadki. Bo jeszcze niedawno to właśnie Polska była przedstawiana jako najważniejszy sojusznik USA w regionie i główny adwokat sprawy ukraińskiej. Dziś tę rolę przejęły Niemcy, Francja i instytucje unijne.

Sam incydent z Trumpem można by uznać za wypadek przy pracy. Każdy polityk może popełnić błąd, źle dobrać słowa czy przecenić swoją rolę. Problem polega na tym, iż w przypadku Karola Nawrockiego ten falstart nastąpił dosłownie w pierwszych dniach urzędowania. To, co miało być mocnym otwarciem jego prezydentury, stało się dowodem na brak obycia w wielkiej polityce.

W polityce zagranicznej wizerunek liczy się podwójnie. Pierwsze wrażenie zostaje na długo. A Nawrocki, zamiast zaprezentować się jako partner otwarty na dialog i zdolny do współpracy, wszedł w rolę nauczyciela, który instruuje amerykańskiego prezydenta. To nie tylko nietakt – to sygnał, iż Warszawa nie rozumie mechanizmów dyplomacji na najwyższym szczeblu.

Czaputowicz trafnie zauważa, iż Polska nie pokazała, iż jest państwem koniecznym przy stole rozmów. Oznacza to, iż w oczach sojuszników nie jesteśmy już postrzegani jako najważniejszy gwarant bezpieczeństwa regionu. To zmiana niepokojąca, bo jeszcze niedawno to właśnie Polska była centralnym punktem debaty o wsparciu dla Ukrainy.

Nawrocki swoim nietaktem tylko przyspieszył proces marginalizacji. Brak elastyczności, brak zrozumienia, iż polityka międzynarodowa to nie miejsce na historyczne kazania, ale na budowanie mostów i kompromisów – to błędy, które mogą kosztować nas utratę wpływów na długie lata.

„Okropny falstart” – tak sytuację nazwał były szef MSZ. Trudno się z tym nie zgodzić. Nawrocki zaczyna swoją kadencję od sytuacji, w której Polska nie tylko została pominięta, ale wręcz zepchnięta na margines. Trudno o gorszy sygnał.

Dla nowego prezydenta oznacza to konieczność szybkiej odbudowy zaufania. Ale to zadanie będzie bardzo trudne, bo na najwyższym szczeblu dyplomacji reputację buduje się miesiącami, a stracić można w kilka minut. Wystarczy jedno niefortunne zdanie, by w oczach sojuszników uchodzić za partnera niepoważnego.

Nawrocki chciał prawdopodobnie pokazać się jako przywódca twardy i bezkompromisowy wobec Rosji. W praktyce wyszedł na polityka nieumiejącego dostosować tonu do rozmówcy i sytuacji. Polska, która jeszcze niedawno była w centrum uwagi Zachodu, nagle znalazła się poza najważniejszym stołem.

To nie jest tylko problem wizerunku. To realna strata polityczna, która może ograniczyć nasze wpływy w kształtowaniu decyzji dotyczących bezpieczeństwa Europy. Prezydent ma jeszcze czas, by to naprawić, ale musi zrozumieć, iż rola Polski nie polega na pouczaniu największych, ale na umiejętnym budowaniu koalicji i pokazaniu, iż bez naszego udziału nie da się rozwiązać żadnego problemu.

Niestety, na razie zamiast nowego otwarcia mamy powtórkę starych błędów. Polska, zamiast wzmacniać swoją pozycję, sama spycha się na margines. A to najgorszy możliwy początek dla prezydentury, która miała przywrócić Polsce należne miejsce w świecie.

Idź do oryginalnego materiału