
Na spotkanie z Mustafą (imię zmienione), jednym z organizatorów protestów, umówiłem się w stambulskiej dzielnicy Kadikoj na 29 marca, dzień przed wielkim wiecem opozycji. Nie stawił się na rozmowę o wyznaczonej godzinie i aż do wieczora nie odpowiadał na telefony i wiadomości.
— Rano zatrzymali moją przyjaciółkę, zabrali ją z domu. Zostałem z jej rodziną — wytłumaczył wieczorem. Później powiedział, iż jego znajoma została zwolniona z aresztu. Zatrzymano ją przez to, iż uczestniczyła w studenckich protestach antyrządowych.
— Kiedy wyszliśmy z metra, zobaczyliśmy, iż cały plac otoczony jest przez funkcjonariuszy policji. „To nielegalny protest. Rozejdźcie się natychmiast albo użyjemy siły” — mówili przez megafony — wspomina Mustafa. Mówi, iż ludzie spanikowali i postanowili się wycofać.
W tym czasie policja zamknęła wszystkie wejścia i wyjścia z metra. — Potem zaczęli łapać przypadkowych przechodniów, tylko za to, iż szli w kierunku parku — mówi Mustafa.

Uczestnicy masowych protestów w Turcji, Stambuł, 29 marca 2025 r.
Jego koleżanka poddała się żądaniom policji, więc została przepuszczona, ale później ją namierzyli. — Teraz wszędzie mają kamery z funkcją rozpoznawania twarzy. Ja zawsze noszę maskę, ale moja przyjaciółka nie. Mimo iż nie brała udziału w żadnych starciach z policją, to i tak ją zabrali. Czasami po prostu oglądają wideo i wybierają: „zatrzymamy tego i tego”. To po prostu absurd — skarży się Mustafa.
— Myślę, iż to właśnie powstrzymuje ludzi przed podejmowaniem bardziej radykalnych działań. Kamery są wszędzie, ludzie po prostu boją się, iż następnego dnia po nich przyjdą — mówi.
Twierdzi, iż taki los spotkał już trzech jego przyjaciół w Stambule, kilku innych w Ankarze i Bursie. Jemu jak dotąd udało się uniknąć aresztowania i nie wydaje się go zbytnio obawiać. — jeżeli będą mnie sądzić tylko za udział w protestach, to najprawdopodobniej mnie wypuszczą — twierdzi. Mówię mu, iż w Rosji można trafić do więzienia na kilka lat za udział w antyrządowych protestach, ale Mustafa zapewnia, iż w Turcji jeszcze do tego nie doszło.
— Chociaż Erdogan chce, by Turcja stała się jak Rosja — mówi.
Wygląda na to, iż Mustafa nie docenia tureckiego prezydenta.
Lokalne media donoszą, iż po wiecach przed ratuszem w Stambule doszło do masowych zamieszek (zupełnie w duchu rosyjskim), aresztowano prawie 60 osób, którym grozi do 3 lat więzienia. Ludzie są również zatrzymywani za obrażanie Erdogana i wzywanie do bojkotu sklepów i kawiarni.
Studenci
Zamieszki w Stambule rozpoczęły się 20 marca na kampusie Uniwersytetu Stambulskiego.
— Maszerowaliśmy ze stołówki do głównego wejścia na uniwersytet, ale w pobliżu Wydziału Ekonomii policja zablokowała nam drogę — mówi Mustafa.
Negocjacje z siłami bezpieczeństwa się nie powiodły. — Zniszczyliśmy więc nie tylko fizyczną barykadę, ale także tę symboliczną w głowach ludzi. To zapoczątkowało masowe protesty w całym kraju. Dotarliśmy do głównego wejścia, odczytaliśmy nasze żądania, a następnie udaliśmy się do stambulskiego ratusza na wiec — dodaje.
W kolejnych dniach dochodziło tam do protestów, a policja aktywnie rozpraszała ich uczestników. W ciągu tygodnia zatrzymała ok. 2000 osób.
— To było dziwne: po jednej stronie placu szef Ozgur Ozel przemawiał do ludzi, wszyscy tańczyli i machali flagami. W tym samym czasie po drugiej stronie dochodziło do starć i przemocy ze strony policji. To dziwaczna sytuacja, nie widziałem tego nigdzie indziej — mówi Mustafa. Dodaje, iż policja celowo czekała, aż skończą się przemówienia i hymn partii, by przystąpić do bicia ludzi, którzy już się rozchodzili, tak, by nikt nie mógł interweniować.
— Erdogan nie spodziewał się takiej fali protestów, takiego oporu ze strony studentów. Nie rozumie naszego pokolenia, o którym wszyscy mówili, iż jest apolityczne, indywidualistyczne i posłuszne — mówi student.

Uczestniczka wiecu poparcia dla aresztowanego Ekrema Imamoglu trzymająca transparent z napisem: „tyrani nie trwają, oni upadają”, Londyn, 22 marca 2025 r.
Mehmet (imię zmienione), który wykłada na uczelni i również uczestniczy w protestach, nie zgadza się z tym. — Studenci zawsze byli aktywni politycznie, w całej historii Republiki Tureckiej — mówi. Ma nadzieję, iż Turcja jest w tej chwili świadkiem narodzin „pierwszego prawdziwego ruchu studenckiego jego pokolenia”. — W niektóre dni na ulice wychodziło 50 tys. studentów. To niewiarygodne — mówi.
— Próbujemy dać o sobie znać. Ale nie chcemy być częścią żadnej partii. Jesteśmy studentami i walczymy tutaj o nasze prawa — mówi studentka Nuran. Pytam ją, czy mają jakąś strategię.
— Nie, ale to jest Turcja, wszystko może się zmienić. Robimy wszystko, co w naszej mocy. Nie wiemy, co się wydarzy. Nikt tego nie wie. Ale próbujemy. Chcemy, by nasz głos został usłyszany — mówi. Aresztowanie Ekrema Imamoglu nazywa „nowym poziomem niesprawiedliwości”, choć nie uważa się za jego zwolenniczkę. — Popieram rządy prawa, jeżeli ktoś zrobił coś złego — niech za to odpowie. Ale zgodnie z prawem, a nie zgodnie z logiką, iż „jestem przywódcą i mogę robić, co chcę”. Trzeba znać swoje miejsce. Prezydent nie jest sędzią. Chcemy sprawiedliwości — mówi Nuran.
Czerwona linia
— Nie spodziewałem się aresztowania Imamoglu, spodziewałem się innych, bardziej subtelnych kroków przeciwko niemu, myślałem, iż ograniczy się to do unieważnienia jego dyplomu, stworzenia kampanii mającej go zdyskredytować i uniemożliwić mu kandydowanie na prezydenta. Jego aresztowanie jest prawdopodobnie największym jak dotąd błędem Erdogana — powiedział Mehmet, nauczyciel.
Sam Erdogan był na miejscu Imamoglu w 1997 r. Jako burmistrz Stambułu został skazany na 10 miesięcy więzienia za „podżeganie do przemocy i nienawiści religijnej lub rasowej”. Stracił swój urząd, ale kiedy został zwolniony, stał się znacznie bardziej popularny i doszedł do władzy w Turcji — co stało się w 2003 r.
— Otoczenie Erdogana twierdzi, iż jest on absolutnie przekonany, iż będzie w stanie stłumić protesty. Sytuacja nie jest bowiem taka sama jak w 1997 r., ma on teraz znacznie więcej zasobów niż w tamtym rządzie. Kontroluje media, kontroluje armię, kontroluje system sądowniczy — mówi orientalista Rusłan Sulejmanow.
Instynkt polityczny Erdogana zmusił go do działania. Sytuacja gospodarcza w Turcji pogarsza się, dlatego rządząca Partia Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) przegrała wybory lokalne w 2024 r.: burmistrzami większości największych tureckich miast zostali przedstawiciele Republikańskiej Partii Ludowej.
Szczególnie drażliwa dla partii rządzącej była druga z rzędu porażka jej kandydata w Stambule. Według Sulejmanowa Erdogan „często powtarzał, iż ktokolwiek posiada Stambuł, posiada całą Turcję”. Jednak turecki prezydent wystawił tam słabego kandydata, aby w razie wygranej nie przyćmił go.
— Gadka Erdogana o wielkim narodzie, jego kompleksie wojskowo-przemysłowym, pierwszym samochodzie elektrycznym, produkcji ropy i gazu, szacunku dla NATO i wszystkim innym już nie działa. Opozycja przejęła inicjatywę i zaczęła promować tezę o przedterminowych wyborach — mówi Sulejmanow.
Erdogan odpowiedział na to aresztowaniami polityków opozycji, w tym zastępców Imamoglu, szefów gmin Stambułu, które zaczęły się już jesienią 2024 r. Opozycja nie siedziała cicho — ogłosiła wybór kandydata na prezydenta, trzy lata przed wyborami. Erdoganowi się to nie spodobało — 18 marca anulował Imamoglu dyplom ukończenia studiów wyższych, co już pozbawiło go prawa do kandydowania na prezydenta. Następnego dnia burmistrz został zatrzymany.
— Opozycja może w ten sposób wywierać presję i poddać sprawę pod głosowanie w parlamencie. I jest takie zapotrzebowanie w społeczeństwie. Większość (ok. 58 proc.) Turków uważa, iż wybory powinny odbyć się wcześniej, choćby w 2025 r. — mówi Sulejmanow.
Radykalizacja umiarkowanych
— Najbardziej zaskoczyła mnie nieugiętość protestujących wobec środków podjętych przez władze — mówi Mehmet.
Rzeczywiście, pomimo represji policyjnych i zakazu organizowania wieców w Stambule Partia Republikańska nie tylko przez cały czas wspierała protesty studentów, ale także organizowała własne wydarzenia. Według Sulejmanowa jej członkowie nigdy wcześniej nie prowadzili ulicznych protestów, woleli ograniczać się do sprzeciwu w parlamencie. — Teraz zdali sobie sprawę z tego, iż muszą wyprowadzić ludzi na ulice, bo nie ma innej drogi — mówi ekspert.
Zmianę priorytetów przypisuje nowemu liderowi partii — Ozgurowi Ozelowi, do czego doszło w listopadzie 2023 r. Codziennie uczestniczył on w protestach w Saracanie i wygłaszał płomienne przemówienia, pełne odważnych haseł w stylu: „jeśli chcecie mnie zabić, oto jestem: przyjdźcie i zobaczcie. Nie wycofam się”. Na początku kwietnia nazwał Erdogana „przywódcą junty”.
W przeddzień wiecu przygotowywanego na 29 marca siedziba partii była zatłoczona. Na parkingu przed budynkiem stał radiowóz policji, ale nie było mowy o szturmie na biuro czy naciskach. Członkowie partii biegali tam i z powrotem po budynku, a europejscy dziennikarze tłoczyli się na trzecim piętrze. Szef partii Ozel, do którego ustawiła się kolejka rzeczników prasowych, biegał od biura do biura pod nadzorem ochroniarzy.
Spotkałem się z jego zastępcą ds. polityki zagranicznej, Ilhanem Uzgelem. Profesor stosunków międzynarodowych na Uniwersytecie w Ankarze został członkiem partii w 2023 r. za namową Ozela.
— Wiece są zakazane, ale zapowiedzieliście na jutro coś na dużą skalę. Nie boisz się, iż zostaniesz aresztowany już dziś? — pytam Uzgela. Jakby na zawołanie, gdzieś w pobliżu rozlega się syrena policyjna.
— Nikt nie jest bezpieczny w takich systemach politycznych. jeżeli mówisz prawdę, zawsze podejmujesz ryzyko — odpowiada polityk.
Mówi, iż pomimo zakazu organizowania wieców ludzie przez cały czas wychodzą na place, ulice i kampusy. — Tysięcy ludzi nie da się powstrzymać, władze muszą zaakceptować rzeczywistość — twierdzi. Przypomina, iż zgodnie z turecką konstytucją nie trzeba prosić o pozwolenie na zorganizowanie wiecu, a jedynie powiadomić o tym władze.
— Nie sądzę, by został zaatakowany, ale istnieje pewne ryzyko. Ale jeżeli pozostaniesz w domu, sprawy tylko się pogorszą. Bo jeżeli nie ograniczysz działania władz, będą one nieograniczone. Dlatego stawiamy opór: na ulicach, na uniwersytetach, wszędzie, choćby w małych, konserwatywnych miastach. Ludzie zdają sobie sprawę z tego, iż opozycji wyrządzono niesprawiedliwość — mówi.
Podobnie jak studenci, jest przekonany, iż Erdogan nie spodziewał się tak silnej reakcji tureckiego społeczeństwa, bo jesienne aresztowania nie wywołały powszechnego oburzenia. Tym razem się przeliczy.
— Gniew był wyczuwalny, zwłaszcza wśród młodzieży. Jestem naukowcem, socjologiem i wiedziałem, iż prędzej czy później społeczeństwo wybuchnie i wyjdzie na ulice — mówi Uzgel.
Wspomina o problemach trawiących Turcję — trudnych warunkach życia, inflacji, niskich emeryturach, bezrobociu wśród absolwentów nielojalnych wobec partii rządzącej. — Doszło do punktu wrzenia, aresztowanie Imamoglu był kroplą, która przelała czarę goryczy — mówi.
Dlaczego Erdogan zrobił to trzy lata przed wyborami? — Imamoglu stawał się coraz bardziej popularny, więc Erdogan musiał interweniować. Postanowił zrobić to z wyprzedzeniem, mając nadzieję, iż jeżeli teraz go uwięzi, do wyborów ludzie zapomną — mówi Uzgel,
Aktywny udział RNP w protestach przyniósł efekty.
Kiedy Imamoglu został zatrzymany, tureckie władze zachowały się absolutnie zgodnie z rosyjską tradycją. Podobnie jak w przypadku Nawalnego najpierw próbowały zdyskredytować go sprawami korupcyjnymi, a następnie ogłosiły go ekstremistą.
Sulejmanow przypomina, iż jesienią tureckie władze „niespodziewanie postanowiły wyciągnąć z szafy kwestię kurdyjską — bolesną dla tureckiego społeczeństwa, bo przez 40 lat kurdyjskiej walki zginęły dziesiątki tysięcy tureckich wojskowych.
— Rozpoczęli dialog z przebywającym od wielu lat w więzieniu przywódcą Partii Pracujących (PKK) Kurdytanu Abdullahem Ocalanem. Podkreślili, iż popierają proces pokojowy — w przeciwieństwie do opozycji, która przyjaźni się z terrorystami i chce siać niezgodę w Turcji — mówi Sulejmanow. Uważa, iż Erdogan postanowił „zmarginalizować opozycję”, nieustannie oskarżając ją o sianie niezgody w społeczeństwie i wzywanie do działań terrorystycznych.

Uczestnicy protestów antyrządowych w Ankarze, 24 marca 2025 r.
Według Uzgela oskarżenie Imamoglu o powiązania z PKK są „całkowicie absurdalne”. — Są oni znienawidzeni przez większość tureckiego społeczeństwa. Dlaczego polityk miałby mieć powiązania z taką organizacją? To nielogiczne — mówi.
Ostatecznie jednak Imamoglu został aresztowany pod zarzutem korupcji, a nie terroryzmu. — Erdogan już odsunął na bok oskarżenia o terroryzm i myślę, iż jest to skutek protestów — mówi Sulejmanow. Oskarżenie o terroryzm pozwoliłoby Erdoganowi mianować protegowanego na miejsce Imamoglu, ale 26 marca na pełniącego obowiązki burmistrza wybrany został Nuri Aslan z RNP.
Nuran dystansuje się jednak zarówno od Erdogana, jak i ludzi z CHP ze względu na ich — jak twierdzi niedopuszczalne powiązania z Kurdami (Republikanie są w koalicji z prokurdyjską Partią Demokratyczną). — Próbują rozmawiać z nim , jakby nie był mordercą. Nie powinno się go choćby karmić ani dawać mu wody. Zabił dzieci, zabił wielu ludzi — mówi. — My chcemy być po prostu dobrymi ludźmi. Jesteśmy „żołnierzami Ataturka”, to wszystko. Nie mówimy, czy jesteśmy „lewicowi”, czy „prawicowi”. W Saracanie, gdzie wszystko się zaczęło, wszyscy byli razem, lewica i prawica. To nie jest walka polityczna, a walka o sprawiedliwość — mówi.
Dwa miliony
Wielki wiec opozycji został zaplanowany na południe 29 marca nie przed stambulskim ratuszem w sercu europejskiej części miasta, ale w Maltepe, na obrzeżach części azjatyckiej.
Już o 10 rano w pobliżu stacji Marmaray (pociąg łączący centrum Stambułu z częścią azjatycką) sprzedawane są czerwone tureckie flagi z portretem Ataturka, a wagony są pełne ludzi, którzy już je kupili lub przywieźli z domu. Przy wyjściu ze stacji znajdującej się najbliżej miejsca wiecu zebrał się tłum protestujących, którzy śpiewają piosenki i skandują na przemian dwa słowa: „prawo” oraz „sprawiedliwość”.
Godzinę przed rozpoczęciem wiecu jest już oczywiste, iż w Maltepe zgromadzi się bardzo dużo ludzi. Przybywają oni falami — osoby na wózkach inwalidzkich, feministki, lewicowcy, anarchiści, aktywiści wszelkiego rodzaju partii, osoby z dziećmi, z psami. Prawie nie ma kobiet w chustach zakrywających twarz — na protestach przeciwko Erdoganowi rzadko można spotkać głęboko religijnych ludzi.
Ktoś gra melodię „Bella Ciao”, obok mnie przechodzi dziewczyna w kostiumie Pikachu. Po tym, jak sieć obiegło wideo pokazujące mężczyznę w kostiumie tej postaci uciekającego przed policją, stała się ona głównym symbolem protestów w Turcji. Na wiecu jest znacznie więcej akcesoriów z Ataturkiem niż z wizerunków Imamoglu.

Protestujący kryjący się przed turecką policją, która używa gazu łzawiącego i armatek wodnych do rozpędzenia demonstracji w Ankarze, 23 marca 2025 r.
Małe grupy policjantów z tarczami (i jedna z bronią) przemykają przez tłum, ale nikt nie zwraca na nich uwagi.
— Dlaczego tu jesteś? — pytam jedną z dziewczyn obecnych na wiecu.
— On nie jest złodziejem, wierzymy mu, jesteśmy tu dla Imamoglu i dla sprawiedliwości. Ale jesteśmy nie tylko z jego powodu: tak wielu ludzi siedzi w więzieniach z niesprawiedliwych powodów — mówi.
— Myślisz, iż naprawdę możesz coś zmienić? — pytam.
— Mogę, możemy! Erdogan również jako burmistrz Stambułu był w więzieniu. Historia zatacza koło — odpowiada. Na pytanie o to, czy nie boi się brać udział w protestach, kiwa przecząco głową i pokazuje na transparent z napisem: „Nie boję się Erdogana”.
Wierzy w to, iż władze w końcu się ugną i wysłuchają ludzi. — Wiele osób zostało uwięzionych za „terroryzm”, a następnie wypuszczonych. To w Turcji norma — mówi.
Na wiecu w Maltepe zbierają się jednak także starsi ludzie. Jeden z mężczyzn mówi, iż ma 67 lat, z czego 50 lat walczył o demokrację w Turcji. — Całe życie walczyłem z faszyzmem. Teraz zdajesz sobie sprawę z tego, co ten protest dla mnie znaczy. Nazwisko Imamoglu nie jest tu najważniejsze. To symbol. Jesteśmy przeciwko faszystom, przeciwko Erdoganowi, przeciwko islamistom — mówi Murat.
— Myślisz, iż sytuacja może się zmienić na lepsze? — pytam.
— Tak, ale poprzez wybory. Będzie to bardzo trudne, ale dzięki nowemu pokoleniu możemy to zrobić. Mam nadzieję na to, iż doczekam w Turcji demokracji — mówi, z trudem dobierając angielskie słowa.
Duch Gezi
„W ciągu 50 lat mieszkania w Stambule nie widziałem tylu tzw. środków bezpieczeństwa na ulicach, jak w ciągu ostatnich kilku dni” — napisał w swoim felietonie Orhan Pamuk turecki pisarz, laureat Nagrody Nobla. Opisał zamkniętą stację metra Taksim, ograniczenie we wjazdach samochodów i autobusów międzymiastowych do Stambułu oraz zakaz organizowania wieców w mieście — czyli odpowiedź Erdogana na powszechne oburzenie po aresztowaniu Imamoglu.
27 marca pociągi metra rzeczywiście przejeżdżały przez stację Taksim pogrążoną w ciemności. Następnego dnia nagle zaczęła ona działać. Sam plac Taksim został otwarty dla publiczności. Co prawda przez cały czas był całkowicie otoczony policyjnymi płotami, ale zrobiono w nich luki, przez które przechodzili ludzie, a od strony ulicy Istiklal jeździł turystyczny tramwaj.
W widocznym miejscu na Taksim stał pojazd policyjny z funkcjonariuszami. Jedna policjantka z bronią pilnowała porządku. Drugi pojazd znajdował się przy wejściu do parku Gezi. To właśnie w tym miejscu odbył się ostatni masowy protest, do którego doszło w 2013 r. Jego powodem były plany władz dotyczące budowy meczetu w parku Gezi na placu Taksim.
— Erdogan użył wtedy siły i zginęli ludzie. Nikt nie spodziewał się, iż odwoła się do przemocy. Uczestnicy protestów zostali bardzo brutalnie rozproszeni, wiele osób musiało opuścić kraj. Wszczęto sprawy karne, niektórzy trafili do więzienia z dożywotnim wyrokiem. Wydawało się, iż więcej nie dojdzie do takich protestów — istnieje choćby takie pojęcie jak „duch Gezi”, „pokolenie Gezi” — mówi Sulejmanow.
— Wtedy jako dziecko brałam udział w tych protestach, teraz też protestuję. Mam nadzieję, iż coś z tego będzie. Muszę zakrywać twarz i stawiać czoła policji — to trudne. Dosłownie się trzęsę. Bycie uczciwym obywatelem jest w tym kraju prawie niemożliwe. Chcemy tylko wolności i niezależności — mówi Sudem.
Hasan i Emre również brali udział w protestach w parku Gezi w 2013 r. Pytam ich, czemu od tego czasu w Turcji nie dochodziło do podobnych wydarzeń.

Protestujący wymachującymi tureckimi flagami podczas nocnego wiecu w Stambule, 25 marca 2025 r.
— Wszyscy się bali — mówi Emre. — Ale teraz wszystko płonie. Każde pokolenie płonie od środka — dodaje. Teraz też się boi, ale mimo to przychodzi na wiece. — Nie mamy już nic do stracenia. Straciliśmy już wszystko — mówi.
Twierdzi, iż chce po prostu normalnego życia. — Chcemy nowej Turcji. Ta, którą mamy teraz, nie jest dla nas. Nie jest zgodna z naszymi poglądami i zasadami Ataturka — dodaje Hasan.
Wielu protestujących wciąż obawia się reakcji władz, stąd nie chciało choćby rozmawiać o polityce.
— Kiedy używają przemocy, wielu studentów po prostu się poddaje. Miałem przyjaciół, którzy codziennie chodzili na Sarachan, ale w pewnym momencie stwierdzili: „to bezcelowe. Za każdym razem jest tak samo”. Niektórzy stracili nadzieję — szczególnie ci, którzy musieli ścierać się z policją — mówi.
— Myślę, iż protesty na uniwersytetach raczej długo nie potrwają. Zostaną stłumione przez rząd, który ma ścisłą kontrolę nad uczelniami — mówi Mehmet.
Mimo to opozycja razem ze studentami podjęła nową inicjatywę — próbowała zorganizować ogólnokrajowy bojkot sklepów i kawiarni powiązanych z partią rządzącą. Nie poszło do końca zgodnie z planem, ale Mustafa i Sulejmanow uważają to za bardzo skuteczny środek.
— jeżeli pracownicy zorganizują strajk, wtedy możemy uderzyć w gospodarkę i protesty nabiorą innego znaczenia. Bo jeżeli rząd nie będzie zarabiał, wtedy zaczną się prawdziwe zmiany — argumentuje student.
— Bojkot ogłoszony przez Partię Republikańską nie ogranicza się już tylko do Stambułu. Erdogan zdecydowanie zwraca na to uwagę i musi coś zrobić. Nie może nie zareagować, ale jeszcze nie posuwa się do przemocy i rozlewu krwi — mówi Sulejmanow. Uważa, iż Erdogan nie pokazał jeszcze, na co go stać. — Jak mówi jego otoczenie, istnieje opcja zapasowa: wprowadzenie stanu wyjątkowego i odroczenie wyborów. Albo jakiś wybieg w polityce zagranicznej. To całkowicie skandaliczny scenariusz, ale Erdogan od jesieni mówi, iż Izrael chce zaatakować Turcję i może to jakoś wykorzystać — twierdzi ekspert.
Mustafa jest pewien, iż Imamoglu zostanie zwolniony w ciągu trzech do czterech miesięcy, a jeżeli nie, protesty wybuchną z nową siłą. Mehmet uważa, iż jeszcze trochę one potrwają.
— Biorąc pod uwagę fakt, iż następne wybory prezydenckie odbędą się za trzy lata, zapowiada się długa walka. Ale zrobimy wszystko, co w naszej mocy, aby wziąć w niej udział i wywalczyć przynajmniej pewne zmiany — zapewnia nauczyciel.