Polityczną karierę i jednocześnie dorobek Donalda Tuska da się opisać dwoma słowami: kłamstwa i prowokacje. Lista kłamstw jest tak długa, iż mogłaby konkurować z książką telefoniczną, ale wystarczy przypomnieć hasła wyborcze z poszczególnych kampanii, żeby opis kariery się zgadzał. W 2005 roku PO szła na wybory z hasłem „3×15 i likwidacja senatu”, jedno i drugie nie zostało zrealizowane, ale nie dlatego, iż PO przegrała wybory, tylko dlatego, iż o tych deklaracjach Tusk „zapomniał na zawsze”.
W 2007 z Irlandii miały wracać polskie pielęgniarki, w 2010 roku z „Nie róbmy polityki, budujmy mosty” śmiała się cała Polska i jednocześnie zastanawiała, czy w tym haśle jest więcej bezczelności, czy hipokryzji. Oczywiście Tusk mostów nie budował, ale nieustannie prowokował, szczególnie po katastrofie smoleńskiej. W 2014 roku lider PO uciekł w popłochu do Brukseli, chociaż parę miesięcy wcześniej zapewniał, iż tego nie zrobi. Powrót w 2023 roku zaowocował kulminacją kłamstw i pustych obietnic w postaci: „100 konkretów na pierwsze 100 dni rządów”. W tym przypadku długo się można zastanawiać, co było większym kuriozum? Samo hasło, które na pierwszy rzut oka wydawało się kompletnie odrealnione, czy późniejsze „tłumaczenia” Donalda Tuska, iż spełnił tylko 30 proc. obietnic, bo dostał takie poparcie w wyborach. Nawiasem mówiąc te 30 proc. spełnionych obietnic to też jest kłamstwo, wielokrotnie zweryfikowane przez media, także te prorządowe.
Drugie narzędzie polityczne, którym się posługuje Donald Tusk to prowokacja, jak twierdzi były członek Platformy Obywatelskiej Jan Maria Rokita, to właśnie Tusk wymyślił polaryzację społeczeństwa i do tej pory ten plan realizuje. Zaczęło się w 2005 roku po sromotnej i podwójnej przegranej w wyborach parlamentarnych oraz prezydenckich. W tamtym czasie prawie wszyscy mówili, iż powstanie POPiS, ale Donald Tusk przyjął zupełnie przeciwną strategię, czyli kolejny raz złamał obietnicę. PiS zostało wepchnięte w ramiona Samoobrony i Ligi Polskich Rodzin, po czym rozpoczęło się polityczne i medialne piekło, które płonie do dziś. Prowokacje Tuska nierzadko były na poziomie sztubackim, jak choćby w przypadku niesławnej wojny o samolot i krzesło na szczycie Unii Europejskiej. W większości jednak były to odrażające kampanie poniżania i szczucia, a ponieważ przybrały olbrzymią skalę, to zostały nazwane „przemysłem pogardy”.
Przez kilka lat dyrektorem tej fabryki pogardy był Janusz Palikot i to głównie on dopuszczał się coraz większych obrzydliwości. Donald Tusk teoretycznie krytykował jego zachowania, ale powszechnie było wiadomo, iż bez przyzwolenia Tuska Palikot nie kiwnąłby placem w bucie. Prowokowano i poniżano śp. Lecha Kaczyńskiego, co zdaniem wielu Polaków doprowadziło do katastrofy smoleńskiej, a po śmierci Lecha celem numer jeden stał się Jarosław i był to cel wyjątkowo łatwy. Z uwagi na stan emocjonalny po utracie brata bliźniaka i wielu współpracowników z PiS, Jarosław Kaczyński bardzo nerwowo reagował na wszelkie uwagi krytyczne pod adresem tragicznie zmarłego Prezydenta RP, czemu trudno się dziwić, tym bardziej, iż były to wyjątkowo odrażające ataki: „zimny Lech”, „kaczka po Smoleńsku”.
Powrót Donalda Tuska do władzy był też powrotem do starych metod: kłamstw i prowokacji, ale czasy się zmieniły i stare metody przestały działać. Próby rozgrywania Andrzeja Dudy nie przyniosły większych efektów, jeszcze gorzej wygląda to w relacjach z prezydentem Karolem Nawrockim, bo to prezydent rozgrywa Tuska. Z kolei kłamstwa Donalda Tusk są obnażane i wyśmiewane również w takich mediach jak TVN24 i Gazeta Wyborcza. Bardzo długo Tusk nie potrafił znaleźć nowej formuły rządzenia, aż w końcu z nieba spadły mu drony.
Pomimo pełnej kompromitacji, bo trudno uznać, żeby strzelanie do styropianowych wabików, rakietami za milion złotych, było sukcesem, szantaż wojenny zadziałał. Następne wydarzenie to nieudolne próby wysadzenia pociągów, tutaj znów została rozpętana histeria wojenna połączona z agresywną próbą cenzurowania wszystkich wątpiących w sprawność rządu. Parę dni temu Donald Tusk sięgnął po najniższy z argumentów i do podgrzania społecznych emocji wykorzystał śmierć dziecka. I to jest właśnie „nowy Smoleńsk”, który będzie przez Tuska eksploatowany, a ponieważ Palikot za chwilę pójdzie siedzieć, to Donald Tusk osobiście wcielił się w jego dawną rolę.
Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!

1 dzień temu









