Dlaczego Tusk nie mógł spełnić 100 obietnic w 100 dni – i dlaczego to nie porażka, tylko polityczna rzeczywistość

opowiecie.info 6 godzin temu

Donald Tusk nie spełnił stu obietnic w sto dni. I całe szczęście – bo to oznacza, iż nie próbował uprawiać populizmu w warunkach dalekich od pełnej sprawczości. Bo, jakby to nie zabrzmiało, warunkiem realizacji tego symbolicznego planu było… zwycięstwo w wyborach. Takie prawdziwe – z większością umożliwiającą rządzenie bez kompromisów. A tego nikt w Polsce nie wygrał.

„100 konkretów na 100 dni” – hasło kampanii KO, które zagrzewało wyborców, a opozycji dawało wygodny punkt zaczepienia. Tyle że… było tam jedno ważne założenie, które wielu dziś pomija: pełna, samodzielna władza. Tusk miałby szansę zrealizować cały ten plan tylko wtedy, gdyby KO zdobyła samodzielną większość – a najlepiej konstytucyjną. Nie zdobyła. Co więcej – nikt jej w tych wyborach nie zdobył. I to właśnie dlatego pierwszy sukces Tuska był zupełnie inny.

Wielka sztuka: stworzyć rząd

To, co udało się Donaldowi Tuskowi, a czego nie potrafił dokonać Mateusz Morawiecki, to zbudowanie realnej, funkcjonującej koalicji. Trzy różne formacje – liberalna Platforma, umiarkowany PSL z Hołownią i progresywna Lewica – nie tylko usiadły przy jednym stole, ale zaczęły wspólnie rządzić. I to w kraju, gdzie choćby wspólnicy z jednej partii potrafią się poróżnić o wszystko.

Oczywiście: nie jest łatwo. I nie będzie. PSL twardo broni swojego elektoratu i wartości, Hołownia potrafi zablokować ważne ustawy, a Lewica co i rusz występuje z postulatem, który nie ma szans na większość. Przykład? Aborcja. Ani konserwatyści z PSL, ani bardziej wyważona część KO nie pójdzie na pełną liberalizację. I nie chodzi tu o złą wolę – tylko o elementarną arytmetykę polityczną.

Brak większości konstytucyjnej: prawdziwa blokada

Największą przeszkodą nie jest opór koalicjantów, ale… matematyka. Rząd Tuska nie ma większości konstytucyjnej, więc nie może po prostu „naprawić” tego, co PiS psuł przez osiem lat. Trybunał, KRS, ustawy o sądach, media publiczne, edukacja, służby – to wszystko zostało zabetonowane. Często niezgodnie z prawem, ale skutecznie. Bez 276 głosów w Sejmie nic nie da się zmienić trwale. A tych głosów nie ma.

Realna polityka, nie demonstracja

Tusk nie jest chłopcem z transparentem. Jest politykiem z doświadczeniem międzynarodowym i wie, iż rządzenie to nie Twitter, tylko szachy. Dlatego musiał – z bólem i dyplomacją – podać rękę na posiedzeniu BBN Nawrockiemu, mimo iż jego powołanie jest kontrowersyjne. To nie była kapitulacja – to była demonstracja kultury politycznej. W przeciwieństwie do poprzedników, którzy mieli w nosie standardy, Tusk gra długą grę.

Fałszerstwa? Będą wyjaśnione – krok po kroku, bez rewanżyzmu, ale z konsekwencją

Wielu ludzi – i to nie tylko zwolenników obecnego rządu – czuje dziś głęboki niepokój. W mediach społecznościowych krążą screeny, relacje z komisji, świadectwa ludzi, którzy widzieli dziwne rzeczy przy urnach. Znikające głosy, cudowne dopisywanie do spisów, zamiana kart, głosujący zza granicy z fikcyjnych adresów. Po kampanii pełnej dezinformacji przyszedł czas na pytania o przebieg samych wyborów.

Donald Tusk nie odwraca wzroku. Zapowiedział jasno: „Wszystkie fałszerstwa zostaną wyjaśnione. Nikt nie uniknie odpowiedzialności. Minister Sprawiedliwości, Adam Bodnar, rozpoczął działania. Prokuratura – po raz pierwszy od lat wolna od politycznej kontroli – przeanalizuje wszystkie zgłoszenia, doniesienia i dokumenty.

Premier stwierdził, iż wybory nie mogą być przez nikogo kwestionowane, aż do sprawdzenia wszystkich protestów wyborczych. Stwierdził, iż jeżeli po sprawdzeniu okaże się, iż skala nieprawidłowości wpływa na wynik wyborów, w całym kraju powinno odbyć się ponowne liczenie głosów.

Ale Tusk nie chce igrzysk. Nie ogłasza winnych przed procesem. Nie robi pokazowych spektakli. Robi coś ważniejszego: przywraca zaufanie do instytucji. Pokazuje, iż demokracja nie jest balonikiem do puszczania emocji, tylko systemem reguł, który – choć powolny – działa.

To też jest różnica między nim a jego poprzednikami: nie wrzeszczy, tylko działa. Nie tworzy komisji z tekturowym raportem na zamówienie, ale oddaje sprawę w ręce niezależnych prawników, ekspertów, śledczych. Bo jeżeli państwo ma się odrodzić, to nie może powstać na piasku odwetu, tylko na fundamencie prawa.

Cisza medialna rządu – jedyna realna wpadka

Jednak choćby najwyższa szkoła dyplomacji nie usprawiedliwia jednego: dramatycznego braku komunikacji. Rząd robi dużo – naprawdę dużo – ale kilka o tym słychać. Dlaczego? Bo nie było rzecznika, nie było zaplecza, nie było strategii informacyjnej. To zaczyna się zmieniać – Adam Szłapka objął stery rządowej komunikacji i jeżeli potraktuje to poważnie, może odwrócić losy medialnej wojny.

Rzecznik 2.0 – czyli jak wygrać bitwę o przekaz

Adam Szłapka ma do wykonania misję, której nie zrealizuje się jednym briefingiem w tygodniu. Potrzeba całej machiny komunikacyjnej – takiej, jaką miała kampania KO, tylko działającej cały czas. Powinien stworzyć profesjonalne biuro komunikacji. Nie dział PR – biuro jak newsroom i agencja reklamowa w jednym. Zespół pracujący 24 godziny na dobę, odpowiadający na fake newsy szybciej niż media zdążą je powtórzyć.

Do szefa strategii przekazu powinien dołączyć ekspert od psychologii komunikacji, do tego specjalna grupa zajmująca się mediami społecznościowymi. Kreatywni graficy i montażyści powinni tworzyć infografiki, virale, filmiki w 30 minut, nie trzy dni, podobnie memy, a wszyscy oni powinni umieć współpracować z kontami o dużym zasięgu i tworzyć błyskawiczne riposty.

Newsletter: proste, zwięzłe komunikaty dla zwykłych ludzi: raz w tygodniu, gotowy do wydrukowania i przeczytania przy obiedzie

Jest wiele osób, które chętnie w tym pomogą, ale prodemokratyczni twórcy muszą dostawać dane, materiały, grafiki.

Każdy polityk przed wyjściem do mediów powinien przejść szkolenie, by nie gadać co mu ślina na język przyniesie. Potrzebna jest spójność przekazu. Tusk nie może sam gasić pożarów wzniecanych przez koalicyjnych posłów.

Rząd Tuska zrobił już wiele – tylko nikt o tym nie wie, bo bez komunikacji to wszystko tonie w morzu hałasu. I dlatego najpilniejszym zadaniem nie jest dziś kolejna ustawa, tylko stworzenie potężnego systemu komunikacyjnego, który przebije się przez chaos i pokaże ludziom, iż coś się jednak zmienia.

Donald Tusk nie zrealizował stu obietnic w sto dni, bo… żyje w realnym świecie. Ale w ciągu tych stu dni udało mu się coś znacznie trudniejszego – stworzyć stabilny rząd, utrzymać go i zacząć przywracać państwo prawa bez konstytucyjnej większości. To, co dziś potrzebne, to nie kolejne konkrety, ale konkretna narracja. I jeżeli Adam Szłapka potraktuje swoje zadanie poważnie – być może za kolejne sto dni nikt już nie zapyta o te niespełnione obietnice, tylko zacznie mówić o spełnionej nadziei.

Idź do oryginalnego materiału