Moje kontakty z „robieniem polityki” nie są duże, ale kiedyś byłem w komitecie popierającym Andrzeja Olechowskiego na prezydenta, a potem przez 3 lata byłem w Nowoczesnej. Z tamtych czasów wyniosłem jedną istotną lekcję:
Jednym z ważniejszych czynników decydujących o wygraniu wyborów jest ciężka praca tysięcy ludzi. Pracują oni bez wynagrodzenia mając nadzieję, iż po wygraniu wyborów znajdą synekury w różnych radach nadzorczych, spółkach i agencjach.
Szefowie partii (wszystkich!!!) wiedzą, iż bez pracy tych ludzi nigdy by nie wygrali, i muszą się odwdzięczyć po wygraniu wyborów. Jest to koszmarne, bo nie dość, iż ludzie ci dostają kasę znacznie większą, niż wskazywałyby ich kompetencje, ale i powodują, iż różne państwowe firmy i agencje działają po prostu marnie.
Jak to zmienić?
Ano problemem w demokracji nie są politycy. Problemem są wyborcy. Dopóki ludzie będą durni i będą się dawali oszukiwać i okradać, to będzie tak, jak było i jest.
Może powinno być tak, iż ministrowie powinni być wybierani w wyborach powszechnych i nie mogli być członkami żadnej partii? Może wtedy ludzie zaczęliby się interesować programami, a nie impoderabiliami? Wyobraźmy sobie takie wybory. Może to nie taki głupi pomysł?
Michał Leszczyński