Dzisiejsza informacja zatrzęsła branżą portową. Nie będzie umowy ostatecznej z konsorcjum DEME–QTerminals na budowę i eksploatację głębokowodnego terminala kontenerowego w Świnoujściu. Choć Zarząd Morskich Portów Szczecin i Świnoujście (ZMPSiŚ) przedłużył w lipcu termin podpisania kontraktu do końca października, czas minął — i strony się rozchodzą.
To koniec długo ciągnącego się etapu negocjacji z katarsko-belgijskim konsorcjum. Teraz – jak zapowiadają władze portu i rządu – zbudują terminal samodzielnie, w ramach projektu o roboczej nazwie „Przylądek Pomerania”.
Podczas poniedziałkowej konferencji prasowej w Szczecinie, prezes portu Jarosław Siergiej i wiceminister infrastruktury Arkadiusz Marchewka przedstawili nowy plan: 186 hektarów nowego lądu, 17-metrowy tor wodny, baseny portowe i trzy nabrzeża – dwa dla jednostek 400-metrowych i jedno około 250-metrowe. Horyzont, który pada w wystąpieniach, to rok 2029 – wtedy terminal ma być gotowy. Operator zostanie wyłoniony dopiero później, „kiedy będzie widać ląd”.
To odważny zwrot i zarazem ogromne ryzyko – bo całość przygotowań i finansowania port bierze na siebie, zanim pojawi się partner operatorski gwarantujący przeładunki i opłaty.
Z oficjalnych wypowiedzi wynika, iż nowa ekipa rządowa uznała projekt przygotowany przez poprzedników za wadliwy.
– Zostawiona przez naszych poprzedników dokumentacja zakładała realizację terminala o głębokości 14,5 metra. To znaczy, iż budowali terminal, do którego nie wpłynęłyby kontenerowce. Bo jak można budować tor podejściowy na 17 metrów, a baseny portowe na 14,5? – mówił wiceminister Arkadiusz Marchewka. – To przypominało projekty takie jak stępka bez promu czy przekop Mierzei Wiślanej, który kończył się na kilometr przed portem – dodał ostro.
Według resortu infrastruktury, poprzedni projekt nie miał choćby rzetelnego uzasadnienia ekonomicznego.
– Badania zlecone niezależnym firmom pokazały, iż inwestycja w tamtym kształcie nie zwróciłaby się portowi przez 158 lat – ujawnił Marchewka.
Szef ZMPSiŚ, Jarosław Siergiej, wskazał też na kolejne problemy. – Z terminala LNG wychodzą dwie magistrale gazowe o średnicy 800 cm, które kolidują z planowanymi drogami i torami dojazdowymi do terminala. Poprzedni zarząd zostawił ten temat „nierozstrzygnięty, niezadany, niezarządzony – powiedział.
Ostre słowa padły również pod adresem spółki, która miała być inwestorem terminala. – Baltic West Terminals to spółka kupiona za 200 tys. zł, potem podwyższona do 300 tys. zł. Jak można podpisywać umowę przyrzeczoną ze spółką o takim kapitale, mającą realizować inwestycję wartą 450 mln euro? – pytał retorycznie prezes Siergiej.
W umowie przedwstępnej przewidziano „bezbolesne rozstanie” w razie niespełnienia warunków do daty granicznej – i tak właśnie się stało. Konsorcjum DEME–QTerminals odchodzi, a port zaczyna wszystko od nowa.
Deklaracje brzmią ambitnie: terminal ma powstać w rekordowym tempie, publicznymi siłami. Jednak branża portowa już dziś pyta o konkrety: ile to będzie kosztować, kto zapłaci, kto poniesie ryzyko i czy traktowanie mieszkańców Świnoujścia do tej pory, było uczciwe.














