„Tusk i Merz mają powody, aby prezentować twarde stanowisko w sprawie migracji. Tusk myśli o wyborach w 2027 r., a Merz uczynił zaostrzenie polityki migracyjnej priorytetem działań swojego nowego rządu”, pisze Eddy Wax z EURACTIV.com.
W Brukseli rośnie zgoda co do potrzeby wzmocnienia zewnętrznych granic UE, by powstrzymać migrantów. Kontrowersje budzi jednak kwestia granic wewnętrznych – już ponad 10 państw wprowadziło kontrole.
Wczoraj Donald Tusk ogłosił, iż od poniedziałku (7 lipca) Polska tymczasowo przywróci kontrole na granicach z Niemcami i Litwą, powołując się na obawy związane z nielegalną migracją. Tusk znalazł się pod presją PiS, by wprowadzić podobne kontrole, jakie Niemcy stosują po swojej stronie granicy od zeszłej jesieni.
Kontrole – które prawo UE dopuszcza jedynie w wyjątkowych okolicznościach – od dłuższego czasu są źródłem napięć w relacjach niemiecko-polskich, a sytuacja się zaostrza. Spór rozgrywa się między dwoma liderami centroprawicy w Europie – Tuskiem i Friedrichem Merzem.
Obaj mają jednak wewnętrzne powody, by prezentować twarde stanowisko: Tusk, osłabiony po porażce Rafała Trzaskowskiego w wyborach prezydenckich, musi myśleć o wyborach parlamentarnych w 2027 r., natomiast Merz uczynił zaostrzenie polityki migracyjnej priorytetem swojego nowego rządu.
Źródło zbliżone do niemieckiej SPD powiedziało Nickowi Alipourowi z EURACTIV.de, iż uważa ten krok za odwet za działania Niemiec, zawracających ludzi na granicy – i iż największym zaskoczeniem jest to, iż Polska zareagowała dopiero teraz.
Niemcy odesłały na wschód tysiące migrantów, którzy nielegalnie przekroczyli granicę od strony Polski. Tusk, który jeszcze kilka miesięcy temu potępiał kontrole graniczne po stronie niemieckiej, teraz sam wprowadza podobne ograniczenia – które zgodnie z prawem UE mogą obowiązywać jedynie tymczasowo. To budzi zdziwienie.
Nie jest to jednak jedyny powód napięć wśród liderów Europejskiej Partii Ludowej. Z ustaleń EURACTIV.com wynika, iż Tusk odmówił podpisania wspólnego oświadczenia liderów EPL przed czwartkowym szczytem UE, w którym wzywano do ambitnej, ale pragmatycznej polityki klimatycznej i ograniczenia migracji.
Europoseł Andrzej Halicki, zasiadający w komitecie wykonawczym EPL, przyznał, iż delegacja Koalicji Obywatelskiej „nie podpisała tego dokumentu”.
Delegację miało oburzyć odrzucenie niektórych poprawek do oświadczenia. – Nie widzimy potrzeby takich deklaracji przed szczytem – zwłaszcza jeżeli poruszane w nich kwestie nie są w ogóle na agendzie (szczytu Rady Europejskiej – red.) – stwierdził Halicki.
To wyraźna krytyka pod adresem Manfreda Webera, który zastąpił Tuska na stanowisku szefa EPL i wykorzystuje spotkania przed szczytami do wywierania wpływu, organizując proces redakcji oświadczeń i koordynując stanowiska liderów.
Relacje Webera z Tuskiem były napięte już wcześniej – m.in. z powodu zbliżenia się Webera do Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, do której to grupy należą PiS i Bracia Włosi (FdI) Giorgii Meloni. EPL odmówiła komentarza.
Dlaczego więc Polacy byli niezadowoleni? Halicki nie chciał zdradzić szczegółów, poza stwierdzeniem, iż jednym z problematycznych tematów była migracja.
– Wiem, iż ogólne odczucie było takie, iż to oświadczenie otwiera EPL na współpracę z prawicą – powiedział inne źródło z EPL. Jeszcze inna osoba stwierdziła, iż spór dotyczył także polityki klimatycznej.