Debata bez kontroli. Brzytwą po mediach

12 godzin temu

Kilka dni później prowadzący rozmowę z Maciejem Maciakiem na kanale Zero Krzysztof Stanowski po słowach podziwu dla Putina ze strony Maciaka przerwał wywiad. Zrobił to, co powinien zrobić dziennikarz, chociaż i jego postawa jako występującego w podwójnej roli dziennikarza/ polityka budzi kontrowersje. Ale w tym przypadku zachował się przyzwoicie, nie pozwalając na obrażanie wszystkich ofiar Putina, kpiny z moralności i zdrowego rozsądku. Dlaczego więc takiej reakcji ze strony prowadzących zabrakło w czasie debaty zorganizowanej przez „Super Express”?

Ten incydent to nie jedyny kamyczek do ogródka debaty „SE”. Grzegorz Braun pozwolił sobie na pełne nienawiści, ksenofobiczne, antysemickie, antyeuropejskie, dyskryminujące ludzi i poglądy wypowiedzi, nawiązując do władz Warszawy, drugiej wojny światowej i ewentualnej agresji Izraela na Polskę. Tych niebezpiecznych i chamskich bredni nie będę powtarzał, ale na hejt pozwolili organizatorzy debaty, pozbawiając się wpływu na jej przebieg. Tylko dwoje uczestników (Biejat i Trzaskowski) poczuło się oburzonych jego słowami, co pokazuje, iż granica pomiędzy wolnością słowa a mową nienawiści jest bardzo cienka i nie przez wszystkich dostrzegana. „Zawdzięczamy” to w dużym stopniu polaryzacji politycznej i chęci wykorzystania wszelkich środków (w tym językowych) przeciwko politycznym przeciwnikom. Nacjonalistyczne slogany Brauna o „ukrainizacji” i „judaizacji” Polski trafiły do widzów – 4 proc. obserwatorów uznało, iż debatę wygrał Braun… Magdalena Biejat złożyła w sprawie wypowiedzi Brauna doniesienie do prokuratury, a dodatkowo Prokuratura Okręgowa Warszawa- Praga wszczęła sprawę z urzędu. Słusznie, ale znając przewlekłość postępowań, trudno spodziewać się szybkiego wyroku. Dla mnie nie ma wątpliwości, iż Braun szerzy nienawiść, interesujące jednak, iż robi to już tak długo i sankcji się nie doczekał. Czyżby byli równi i równiejsi wobec prawa?

Przeprowadzona w „SE” debata była abdykacją dziennikarzy, wycofaniem się z pozycji, które im profesjonalnie przysługują: organizatorów, moderatorów i kontrolerów dyskusji. Newralgiczne pola oddali politykom, biernie obserwując bieg wydarzeń, bez wpływu na ich przebieg. To mimo wszystko coś nowego w polskich debatach i w polskim dziennikarstwie. Wielokrotnie oburzaliśmy się jako środowisko, iż dziennikarze przyjmują rolę stojaków pod mikrofon, a tym razem wielu dziennikarzy uznało, iż wszystko było OK, iż dzięki temu debata była interesująca i świeża. Zapomnieli, iż w ten sposób zgodzili się na narrację polityków o sobie i zamiast odpowiedzi na trudne pytania otrzymaliśmy zestaw wzajemnych ataków, w których najważniejsze było to, kto komu mocniej przywali. W zasadzie taką debatę mogliby politycy zorganizować sobie sami i tylko zaprosić do niej media. A rolę „prowadzących” przekazać sztucznej inteligencji. W debacie „SE” zwyciężył „Super Express”, zwyciężyli politycy, ale klęskę poniosło dziennikarstwo.

Idź do oryginalnego materiału