W ciągu ostatnich 15 lat udział energii wiatrowej i słonecznej w światowej produkcji energii elektrycznej wzrósł z od zera do 15 proc., a ceny paneli słonecznych spadły choćby o 90 proc. Jednocześnie nie można jednak zapominać, iż udział paliw kopalnych sięgający w 1990 roku 85 proc. tzw. energii pierwotnej spadł bardzo nieznacznie, do 80 proc. obecnie. Stąd na łamach Foreign Affairs eksperci S&P Global zastanawiają się, czy zielona transformacja energetyczna jest w ogóle realna.
Procesu, który toczy się już od przeszło dwóch dekad nie określają więc mianem „transformacja energetyczna”, ale „dodatek energetyczny”. Rozwój odnawialnych źródeł energii następuje równolegle z rozwojem źródeł konwencjonalnych i zamiast zastępować je przede wszystkim zaspakaja stały wzrost popytu na energię. A wraz z powrotem Donalda Trumpa na urząd prezydenta USA, priorytety ponownie skupią się na konwencjonalnej produkcji energii i tym, co jego administracja nazywa „dominacją energetyczną”.
Cele klimatyczne są nie do zrealizowania
Międzynarodowa Agencja Energetyczna prognozowała w 2021 r., iż aby świat osiągnął w 2050 r. neutralność klimatyczną, emisje gazów cieplarnianych musiałyby spaść z 33,9 gigaton w 2020 r. do 21,2 gigaton w 2030 r.; jak dotąd emisje poszły w przeciwnym kierunku, osiągając 37,4 gigaton w 2023 r. (i nie ma powodu, aby sądzić, że spadek o 40 procent w ciągu zaledwie siedmiu lat będzie zdalnie wykonalny). Autorzy zaznaczają, iż nie ma choćby szans na spełnienie celów cząstkowych i osiągnięcie zaplanowanych kamieni milowych, takich jak 50 proc. sprzedaży aut elektrycznych w USA w 2030 r. (dziś to 10 proc.), czy 30 GW energii wiatrowej na morzu w Stanach Zjednoczonych (dziś 13 GW).
„Częścią problemu są same koszty: wiele bilionów dolarów, przy ogromnej niepewności co do tego, kto ma je ponieść. Częścią problemu jest brak zrozumienia, iż cele klimatyczne nie istnieją w próżni. Współistnieją one z innymi celami – od wzrostu PKB i rozwoju gospodarczego po bezpieczeństwo energetyczne i redukcję lokalnego zanieczyszczenia – i są komplikowane przez rosnące napięcia globalne, zarówno na linii Wschód-Zachód, jak i Północ-Południe. Częścią problemu jest również to, jak decydenci, liderzy biznesu, analitycy i aktywiści przewidywali przebieg transformacji i jak odpowiednio kształtowali plany.”, piszą autorzy tekstu, dodając iż wcześniejsze transformacje, takie jak przejście z drewna na węgiel, były motywowane poprawą funkcjonalności i niższymi kosztami – bodźcami, których nie ma jeszcze w większości całego systemu energetycznego.
Pęknięcie na osi Północ-Południe
Wskazują równocześnie, iż wyłonił się nowy podział między Północą, a Południem (w domyślę bogatą i biednym), które inaczej myślą w kwestii równoważenia priorytetów klimatycznych z potrzebą rozwoju gospodarczego. W krajach globalnego Południa transformacja konkuruje z pilnymi priorytetami wzrostu gospodarczego, redukcji ubóstwa i poprawy zdrowia. Trzeba przy tym sobie uświadomić jak ogromny potencjał wzrostu zapotrzebowania na energię jest w tych krajach: w tej chwili prawie połowa populacji państw rozwijających się – trzy miliardy ludzi – zużywa rocznie mniej energii elektrycznej na osobę niż przeciętna amerykańska lodówka. Stąd chociaż globalne zapotrzebowanie na ropę naftową prawdopodobnie osiągnie plateau na początku lat 30. XXI wieku, oczekuje się, iż zużycie gazu ziemnego będzie przez cały czas rosło aż do lat 40. XXI wieku. A zamierzenim była przecież redukcja zużycia paliw kopalnych. Przyczyniają się do tego zresztą nie tylko kraje rozwijające, ale także Europa, która dbając o kwestię własnego bezpieczeństwa energetycznego napędza produkcja skroplonego gazu ziemnego, która do 2040 roku ma wzrosnąć o 65 proc.
Autorzy artykułu wyrażają więc przekonanie, iż skala i różnorodność wyzwań związanych z transformacją oznaczają, iż nie będzie ona przebiegać liniowo tak, jak wielu się spodziewa. „Będzie wielowymiarowa, postępująca w różnym tempie, z wykorzystaniem różnych zestawów technologii i z różnymi priorytetami w różnych regionach. Odzwierciedla to złożoność systemu energetycznego, który leży u podstaw dzisiejszej globalnej gospodarki. Wyraźnie wskazuje również, iż proces ten będzie długotrwały, a ciągłe inwestycje w energię konwencjonalną będą niezbędnym elementem transformacji energetycznej. Transformacja liniowa nie jest możliwa. Zamiast tego transformacja będzie wiązać się ze znacznymi kompromisami. Znaczenie uwzględnienia również wzrostu gospodarczego, bezpieczeństwa energetycznego i dostępu do energii podkreśla potrzebę obrania bardziej pragmatycznej ścieżki”, konkludują autorzy.
/Fot: Avda,