Czy podatek od prywatnych odrzutowców ma sens? [KOMENTARZ]

3 miesięcy temu

Lewica chce opodatkowania prywatnych odrzutowców, bo „nie może być tak, iż za politykę klimatyczną płacą zwykli pracownicy, a nie płacą elity”. Czy taki krok ma sens? Jaki wpływ na klimat mają prywatne samoloty? I czego ważnego nie powiedzą nam politycy, choćby tacy jak Adrian Zandberg?

Podczas niedawnej konferencji prasowej Zandberg powiedział: „Lewica opowiada się za tym, żeby opodatkować prywatne odrzutowce, żeby opodatkować prywatny transport lotniczy milionerów”. Zdaniem polityka partii Razem nie może być tak, iż za politykę klimatyczną płacą zwykli pracownicy, a nie płacą elity.

Zandberg dodał też, iż pieniądze z tych podatków „powinny zostać przeznaczone na rozbudowę europejskiej sieci kolei, tak żeby pomiędzy miastami w Europie dało się dojechać szybko, wygodnie i bezpiecznie, tak żeby ten transport stał się realną alternatywą dla lotnictwa”.

Nie ma wątpliwości co do tego, iż warto rozwijać kolej, tak w Polsce, jak i w całej Europie. I to nie tylko ze względu na ograniczanie emisji gazów cieplarnianych. Ta propozycja nie budzi więc chyba żadnych kontrowersji. A co z opodatkowaniem prywatnych odrzutowców? Czy taki krok ma jakikolwiek sens? Jaki miałby realnie wpływ na emisje dwutlenku węgla (CO2), a więc na klimat?

Opinie i komentarze publikowane na łamach SmogLabu wyrażają poglądy autora i nie muszą odzwierciedlać stanowiska redakcji.

Emisje z prywatnych samolotów to mały ułamek całej emisji z lotnictwa

Zacznijmy od drugiego pytania i popatrzmy na liczby. Nie ma też chyba sensu ograniczać się do Europy czy tym bardziej do Polski. Zobaczmy, jak problem wygląda z globalnej perspektywy.

Cywilny transport lotniczy każdego roku emituje ok miliarda ton CO2, z czego większość przypada na loty pasażerskie. To mniej więcej tyle, ile każdego roku emituje cała Japonia i trzy razy więcej niż rocznie emituje Polska.

Dla porównania, całkowita roczna globalna emisja CO2 ze spalania paliw kopalnych (związana z całym transportem, produkcją energii elektrycznej i cieplnej, produkcją przemysłową itd.) to ok. 37 mld ton CO2.

Miliard ton dwutlenku węgla wypuszczonych każdego roku do atmosfery z lotniczych silników to naprawdę sporo. Tym bardziej iż ocieplający wpływ lotnictwa nie ogranicza się tylko do emisji CO2. Silniki odrzutowe emitują też inne substancje podgrzewające naszą planetę. W dodatku samoloty odpowiadają za tworzenie smug kondensacyjnych, które również przyczyniają się do globalnego ocieplenia.

Jeśli kogoś interesują szczegółowe informacje na ten temat, odsyłam do dwóch tekstów. „Wpływ lotnictwa na klimat – CO2 i inne substancje emitowane przez samoloty oraz Wpływ lotnictwa na klimat – smugi kondensacyjne i chmury”.

Prywatne odrzutowce emitują tyle CO2 co jedna duża elektrownia węglowa

Dla uproszczenia skupmy się jednak na CO2. Szacuje się że, prywatne odrzutowce odpowiadają jedynie za ok. 3.4 proc. dwutlenku węgla emitowanego przez lotnictwo cywilne. jeżeli dodamy do tego prywatne samoloty śmigłowe i helikoptery, dostaniemy ok. 4 proc., czyli ok. 40 mln ton CO2 rocznie. To mniej więcej tyle, ile każdego roku wypuszcza w powietrze elektrownia Bełchatów.

Dużo, ale dobrze widać, iż choćby gdyby pewnego pięknego dnia wszystkie prywatne „statki powietrzne” rozpłynęły się w niebycie, to i tak nie rozwiąże to problemu emisji z lotnictwa cywilnego. A tym bardziej nie spowolni zauważalnie zmiany klimatu.

Czy zatem próby uprzykrzania życia latającym często milionerom mają jakikolwiek sens? Czy to nie jest przypadkiem populizm, demagogia, i objaw niechęci do zamożnych ludzi?

Mały krok w stronę sprawiedliwości

Taki podatek od prywatnych samolotów i helikopterów jak najbardziej ma jednak sens, z powodu który podał Zandberg. Jeszcze większy sens miałby całkowity zakaz używania prywatnych awionetek.

Bodaj nic tak nie zniechęca ludzi do pro-klimatycznych i pro-środowiskowych polityk, jak świadomość, iż wyrzeczenia, ograniczenia i regulacje nie obciążają wszystkich w tym samym stopniu. Na przykład przysłowiowy „zwykły Kowalski” będzie musiał za chwilę kupić nowe auto, bo stare nie spełnia tej czy innej normy. Z kolei taka Taylor Swift, lata sobie własnym samolotem prawdopodobnie znacznie częściej niż Państwo korzystacie z taksówki.

Przepraszam – powinienem użyć liczby mnogiej, bo popularna piosenkarka ma dwa prywatne odrzutowce. W roku 2023 wyemitowały one łącznie 1200 ton CO2, czyli 150 razy więcej niż przypada rocznie „na głowę” statystycznego Polaka.

Poniżej pełny zapis przelotów odrzutowców Taylor Swift w 2023 roku.

Kto bogatemu zabroni?

Jeszcze gorzej niż Taylor Swift wypadają pod tym względem ludzie tacy jak Elon Musk czy Bill Gates.

Prywatny samolot Muska w 2023 roku wyemitował około 2 112 ton dwutlenku węgla. Z kolei Bill Gates – który publicznie prowadzi kampanie na rzecz działań w dziedzinie klimatu, latając, wyemitował 3 058 ton. W 2022 roku Gates leciał prywatnymi odrzutowcami 392 razy, czyli średnio więcej niż raz dziennie.

Jeśli chodzi o „ślad węglowy”, inni miliarderzy nie są zresztą lepsi, a do emisji z prywatnych samolotów dochodzą często jeszcze większe emisje z prywatnych jachtów.

  • Czytaj także: Elon Musk tylko dzisiaj ma na koncie dwukrotnie więcej emisji, niż Europejczyk w ciągu roku

Nie wystarczy „przycisnąć” bogaczy

Te wszystkie bulwersujące fakty i liczby nie zmieniają jednak zasadniczego faktu: emisje generowane przez milionerów i miliarderów to mały ułamek całkowitych emisji ludzkości. Także jeżeli chodzi o emisje związane z lataniem.

Jest tak po prostu dlatego, iż choć emisje najbogatszych osób „na głowę” są znacznie, znacznie wyższe niż emisje przeciętnego mieszkańca ziemi, to bogacze stanowią bardzo mały ułamek populacji globu.

Dużo większe emisje niż miliarderzy pokroju Gatesa czy Muska generują miliony umiarkowanie zamożnych, „zwykłych” ludzi.

Takich, którzy raz w roku latają na wakacje, powiedzmy, do Tajlandii, na Cejlon lub na Dominikanę. I to bynajmniej nie prywatnymi odrzutowcami. Choć i oni stanowią tylko małą część całej populacji – zarówno w skali całego Świata, jak i Polski.

Jeden procent latających generuje połowę emisji

Warto tu przypomnieć, co w wywiadzie dla portalu „Nauka o Klimacie” mówił na ten temat dr Michał Czepkiewicz:

„W 2018 r., a więc jeszcze przed pandemią, tylko ok. 4 proc. ludzi na świecie poleciało za granicę, a w granicach państw – ok. 11 proc. Również w Polsce latanie nie jest powszechne (…) możemy oszacować, iż chodzi ok. 10 proc. ludzi w Polsce.

Co jednak bardzo istotne, choćby jeżeli skupimy się na tej małej części ludzkości, która choć raz w życiu leciała samolotem, to okaże się iż „ślad węglowy” związany z lataniem rozłożony jest wśród nich bardzo nierównomiernie. Bardzo mały ułamek latających generuje bardzo dużą część emisji.

W Wielkiej Brytanii około 15 proc. pasażerów odpowiada za 70 proc. podróży lotniczych, w USA 12 proc. osób korzysta z dwóch trzecich lotów. Zaś w z pozoru egalitarnej Francji na 2 procent najczęściej podróżujących przypada połowa wszystkich lotów.

Podobnie wygląda to w skali całego globu: „Szacuje się, iż 1 proc. najczęściej podróżujących na świecie generuje 50 proc. emisji z tego sektora. W dużej mierze są to samoloty rejsowe, a nie prywatne odrzutowce. Miliarderzy pokroju Billa Gatesa stanowią więc ułamek promila. W tym 1 procencie znajdują się np. prawie wszyscy mieszkańcy Islandii i innych państw nordyckich, którzy średnio latają dwa, trzy razy w roku. Gdyby wszyscy ludzie na świecie latali tak często, emisje z lotnictwa byłyby dużo wyższe niż te generowane w tej chwili przez cały transport, a z celami ochrony klimatu przed ociepleniem o 2 stopnie moglibyśmy się pożegnać.”

  • Czytaj także: Eksperci proponują podatek dla osób, które najczęściej latają samolotami

Wszyscy nie możemy latać, bo planeta tego nie wytrzyma

Dziś już niestety bardzo trudno łudzić się, iż uda się ograniczyć ocieplenie do dwóch stopni, ale warto zapamiętać liczby przytaczane przez Czepkiewicza. Biorąc zaś pod uwagę to, jak gwałtownie nasila się kryzys klimatyczny, i jakie poważne stanowi dla nas zagrożenie, należy jak najszybciej i jak najbardziej się da redukować emisje we wszystkich sektorach. Także, a może i w pierwszej kolejności w lotnictwie. W końcu wczasy na drugim końcu świata nie są niezbywalnym przywilejem ani prawem człowieka.

Z całą pewnością należałoby więc zająć się nie tylko prywatnymi maszynami bogaczy, ale też przynajmniej tym małym ułamkiem ludzi podróżujących normalnymi rejsowymi samolotami, którzy jak się okazuje, generują większość emisji z transportu lotniczego.

Nieuczciwa konkurencja ze strony branży lotniczej

Szerzej, opodatkować należy nie tylko loty prywatnych odrzutowców, jak chce lewica, ale wszystkie inne loty też. Tym bardziej, iż jak przypomina Czepkiewicz, w tej chwili branża lotnicza to sektor bardzo mocno subsydiowany i zwalniany z podatków:

„To coś nie do pomyślenia w innych branżach. Kierowcy muszą płacić podatki za paliwo, a pasażerowie samolotów nie, bo na naftę lotniczą nie jest nałożona akcyza. Loty międzynarodowe są też zwolnione z podatku VAT, a stawka za loty krajowe jest niska – w Polsce to 8 proc. Oprócz tego samorządy często dopłacają do nierentownych lotnisk i zwalniają linie lotnicze z opłat, a w lotniska inwestuje się bardzo dużo pieniędzy. Bardzo silną pozycję w ustalaniu reguł mają Międzynarodowe Zrzeszenie Przewoźników Powietrznych (IATA) i Organizacja Międzynarodowego Lotnictwa Cywilnego (ICAO), które pilnują, by podatki nie były wyższe. To wszystko służy budowaniu bardzo uprzywilejowanej pozycji linii lotniczych.”

Dopóki to się nie zmieni, trudno liczyć, iż koleje będą miały jakiekolwiek szanse w konkurencji z liniami lotniczymi. I to nie tylko, jeżeli chodzi o czas podróży, ale i o jej koszt. choćby na relatywnie krótkich trasach takich jak Warszawa-Wrocław.

  • Czytaj także: Czechy to inny świat. Pod tym względem biją nas na głowę

Czego powinniśmy oczekiwać od polityków?

O tym wszystkim powinni głośno mówić politycy, a nie ograniczać się jedynie do wskazywania małej części problemu. Przynajmniej ci bardziej sensowni, tacy jak Adrian Zandberg. Jednak nie mówią, a przynajmniej nie tyle, ile powinni. Może obawiają się, iż to nie spodobałoby się wyborcom, choćby wyborcom lewicy. Z których wielu co prawda deklaruje troskę o klimat i środowisko, ale jednocześnie nie widzi najmniejszego problemu, by polecieć na wakacje na drugi koniec świata.

Ba, robi tak choćby wiele osób zaangażowanych w aktywizm klimatyczny. Lata też sporo osób pracujących w organizacjach zajmujących się ochroną środowiska lub klimatem. Osobiście znam wiele takich przypadków. Uderzająca hipokryzja ludzi pozornie bardzo przejmujących się stanem świata i losem innych ludzi to jednak temat na (niejeden) osobny tekst.

  • Czytaj także: Grzechy ekologów. Ratował świat jeżdżąc SUV-em na siłownię

Zdjęcie tytułowe: shutterstock/EverettCollection/PaoloBona/Frederic Legrand – COMEO

Idź do oryginalnego materiału