Rosyjskie ślady w działaniach PiS widzimy wszędzie. Ich tropieniem i ujawnianiem zajmują się dziennikarze śledczy, tacy jak Tomasz Piątek. Do kontaktów z rosyjskimi szpiegami przyznał się też Jarosław Kaczyński, który półtora roku pił wódkę z kremlowskim agentem. Jednak opinia publiczna przez cały czas nie zna szczegółów wszystkich kontaktów PiS z reżimem Putina. A może być ich dużo więcej.
Chodzi między innymi o kwestie operacji, która trwała od około 2016 roku, związanej z budowanej sieci prokrlemowskich państw i wspierania proklemowskich polityków w Polsce, na Słowacji oraz w Rumunii. Jej celem było stworzenie pewnego rodzaju pasa chroniącego Rosję. Długoletni plan mógł zakładać przejęcie Białorusi, Ukrainy a potem działania destabilizujące w republikach nadbałtyckich. Plan odbudowy ZSRR, bo tak należałoby to nazwać, uwzględniał też PiS.
Nieprzypadkowo działacze tej partii prowadzili tak ożywione kontakty z Orbanem, Salvinin i Le Pen. Ale nie ujawniono jeszcze wszystkich kontaktów. Kaczyński i Morawiecki uczestniczyli w grze na zdestabilizowanie Europy. Być może kulminacją tej całej operacji miało być zajęcie Ukrainy i uczynienie z Polski, Słowacji oraz Rumunii państw zneutralizowanych – początkowo, a potem wejście ich w rosyjską strefę wpływów.
Że to nierealne? U władzy w Polsce są w tej chwili dwie partie otwarcie antyunijne – PiS i Suwerenna Polska. Nazwa tej drugiej to przykład wprost z podręczników rosyjskiego wywiadu wojskowego: odwrócenie pojęć…