
Chyba sprawa, o której będę pisał, jest skończona, choć nie mam pewności. Chyba zamieciono ją pod wielki dywan wygłuszający posiedzenia Rady Miasta Mielca, ale może i tu się mylę. Może niedługo ktoś, może największy radny, wyjdzie przez mielczan, walnie się w pierś i powie: nawaliłem. Wybaczcie. I wszystko po kolei opowie. A mielczanie, szczególnie ci starsi, będą siedzieć z otwartymi buziami i nie uwierzą.
Ale ponieważ nie mam pewności, ze tak się stanie, to samo opowiem tę historię. To znaczy opowiem ją ponownie, ale ta moja opowieść od poprzedniej będzie się różniła tak bardzo, jak opowiadanie o Jezusie w wersji wściekłego ateisty różni się od opowiadania bardzo wierzącego teologa.
A dlaczego? - ktoś zapyta. Ano dlatego, iż do niedawna mieliśmy do dyspozycji taką ilość fałszywych danych o człowieku, rzekomo bardzo zasłużonym, iż trzeba było wiele pracy, by taką fałszywkę życiorysu zbudować, tak by z przekonaniem tę truciznę można było łyknąć.
A teraz wiemy już wszystko. Wiemy, iż mieliśmy do czynienia z kanalią, zdrajcą, oszustem, gnidą, sprzedawczykiem (i co kto jeszcze chce, bo każdy epitet mu spasuje), który na dodatek na koniec swego fałszywego, marnego życia otrzymał od prezydenta Kaczyńskiego najwyższe polskie odznaczenie, Krzyż Komandorski z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski.
Ciekawie się robi, nie?
Zanim przejdę do wyliczania „zasług” tej kanalii powiem, iż ja się nie dałem nabrać na fałszywkę życiorysu, a radni miejscy, wnioskodawcą uczczenia w Mielcu tego typa jakąś ulicą, jak najbardziej, chociaż uczciwie mówiłem im wtedy swoich podejrzeniach.
Mnie uwierzył pan Mariusz Mazur, który ze swoimi wątpliwościami wystąpił do IPN, który to po kwerendzie archiwów, wywalił fałszywy życiorys na głowę, rozbił mit fałszywego bohatera w proch, wdeptał już choćby nie w błoto, ale w g…
No i tak od prawie 2,5 roku Rada Miasta Mielca żyje ze świadomością wielkiego blamażu, ale nic nie czyni. Choć może czyni, bo być może po cichu odebrała nazwie ulicy imię Feliksa, zostawiając jej samego Borodzika, a Borodzików jest wielu. Pewnie nie tylko kanalii.
Ale żeby nie było tak, iż mielczanie się nigdy nie dowiedzą, kogo kilka lat temu Rada Miasta uhonorowała ulicą w Mielcu i o czym wstydzi się dzisiaj powiedzieć, poniżej kilka faktów z życia mieleckiego ”bohatera”. Pismo z IPN jest aż 13 to stronicowe, wszystkiego nie tu przepiszę, ale kopię pisma zamieszczę poniżej. Wierzcie mi, czyta się z wypiekami na twarzy. Warto poświęcić kilkanaście minut.
Felik Borodzik zaczynał dobrze. W wieku 11 lat wstąpił do ZHP w Sulejówku. Od 1943 roku był członkiem Szarych Szeregów. Uczył się i pracował.
29.10.1945 zmobilizowany pełnił funkcję pisarza a potem starszego pisarza w Sekcji Operacyjnej Wydziału Personalnego 3-go Wiceministra MON, następnie był kreślarzem (?) w Dowództwie Lotnictwa WP – Oddział Wyszkolenia Bojowego.
11.01.1946 został kapralem, 1.05.1946 plutonowym, a 22.12.1946 odznaczony brązowym Krzyżem Zasługi „za wydajną pracę dla odbudowy WP”.
(Działo się to w czasie, kiedy, zgodnie z informacją z Internetu, został aresztowany przez NKWD i potem uciekł im z aresztu – oczywiście w informacji IPN nie ma o tym słowa – uwaga moja)
Już wtedy, oczywiście współpracował z organami Informacji WP a następnie z Organami Bezpieczeństwa Publicznego jako informator „Edward”, „pewny” a następnie jako TW „Pewny”. Rozpracowywał wtedy „wrogi element” jakim był sierż. Edward Oleszak
W dniu 13.07.1946 zadeklarował jako TW „Edward” m.in. wsparcie Informacji Sił Powietrznych WP w poszukiwaniu wrogów ówczesnej władzy oraz partii.
Był oceniany jako osoba zdyscyplinowana, wykazująca chęć współpracy z Organami Bezpieczeństwa, ciesząca się dużym autorytetem. Już wtedy donosił za pieniądze, m.in. 1000 zł otrzymał za dostarczenie informacji w sprawie maszynistki Skarczyńskiej.
Po odbyciu kursu szybowcowego został 8.02.1948 roku zwolniony z wojska i przekazany na kontakt do organów Bezpieczeństwa Publicznego.
1.10.1949 roku został zwerbowany do współpracy z Wojewódzkim Urzędem Bezpieczeństwa Publicznego w Warszawie. Już inżynier elektryk, pracujący na Żeraniu. Oczywiście znowu „wykazywał wiele chęci i zaangażowania, niejednokrotnie udzielając cennych informacji operacyjnych (…) Materiały dostarczane przez informatora były wykorzystywane do rozpracowania wrogich środowisk młodzieżowych, rekrutujących się® z pośród aktywu byłych ZHP”. Za sumienną pracę był jeszcze sześciokrotnie nagradzany pieniężnie przez WUBP w Warszawie w latach 1949-1950
(Tu należy wyprzedzająco zauważyć, ze na koniec swojego bogatego życia pan Feliks Borodzik został w latach 1995 – 1999 przewodniczącym ZHR – tej pobożnej części polskiego harcerstwa. Cóż za ironia losu. I m.in. za to prez. Kaczyński udekorował go najwyższym polskim odznaczeniem. A żeby było ciekawiej, brat Feliksa, Andrzej, był w latach 2005 – 2007 przewodniczącym ZHP – uwaga moja)
Ale lećmy dalej. Do Mielca.
W 1952 roku Feliks Borodzik ukończył studia i uzyskał tytuł inż. lotnictwa. (choć już podobno wcześniej pracował jako inżynier na Żeraniu) i został skierowany na praktyki zawodowe do Mielca.
W marcu 1952 pan Borodzik przeniósł się z rodziną do Mielca, gdzie zaczął pracować jako inż. na Wydziale 50 – tym, montażowym. Już w czerwcu został mianowany zastępcą kierownika tego wydziału, a następnie kierownikiem.
(tu należy zauważyć, ze w tym czasie montowano w Mielcu samoloty myśliwskie na licencji MiG15, czyli LiM1 i 2, więc było to miejsce o szczególnym znaczeniu nie tylko w Polsce, ale i w Układzie Warszawskim – uwaga moja)
Pan Borodzik okazał się, wbrew dostępnym informacjom internetowym, tak fatalnym kierownikiem, iż po roku czasu zastąpiono go kimś innym, a jego zrobiono pierwszym zastępcą kierownika. Ale przez cały czas był fatalnym pracownikiem, wydział prawie nie wyrabiał planów, więc przeniesiono go w 1956 roku do Biura Konstrukcyjnego WSK.
A jak z agenturą? 24.01.1954 roku WUBP w Rzeszowie nawiązał kontakt z Felikseem Borodzikiem, który „cieszył się dużą sympatią i zaufaniem pracowników”, i ten „wyraził chęć dalszej współpracy z Organami Bezpieczeństwa Publicznego i dostarczył pierwsze doniesienie, w którym przekazał inf. Dot. Źle opracowanej dokumentacji (…) za co odpowiadał Władysław Kiryluk z działu Głównego Konstruktora WSK”.
Od grudnia 1954 do kwietnia 1956 był wyrejestrowany jako TW z powodu pełnienia funkcji radnego Powiatowej Rady Narodowej w Mielcu (pozdrowienia dla panów radnych J) a następnie ponownie zarejestrowany, na co wyraził zgodę, rozpracowując m.in. inż. Tadeusza Kostię, który był podejrzany o wysyłanie za granicą materiałów dotyczących rozwoju polskiego lotnictwa.
„Za sumienną i efektywną pracę był kilkakrotnie przez WUBP w Rzeszowie (nagradzany) nagrodami pieniężnymi w wysokości od 300 do 500zł”
W listopadzie 1960 roku Feliks Borodzik został służbowo przeniesiony z WSK Mielec do WSK Warszawa.
W Warszawie dobrowolnie zgodził się współpracować z Komendą Stołeczną miasta Warszawa. Podpisał dokument 12 września 1962 roku jako TW „Pewny”.
No i tu się rozstaniemy z naszym niedoszłym mieleckim „bohaterem”. On działał dalej w Warszawie i był bardzo pożytecznym tajnym współpracownikiem, ale kto ciekawy, doczyta sobie załączone pismo IPN. Miłej lektury.
Jaki z tego mojego pisania wniosek?
Ja mam dwa. Jak się zrobiło publiczną głupotę (pomimo ostrzeżeń, ale ostrzeżenia w zadufaniu nie działają), to wypada się do niej przyznać i przeprosić. Tak postępują ludzie honorowi. Ale to prawdopodobnie nie nastąpi.
No i druga sprawa, która mnie nurtuje. Ilu takich Borodzików i Piotrowiczów, którzy mieli wielki, nie tylko werbalny „wkład”, w sukcesy PRL odznaczanych w naszej teraźniejszości przez władze PiS, hołubionych, stawianych za wzór, jeszcze egzystuje. Gdy tymczasem napuszczeni janczarzy atakują kogo popadnie za samą przynależność do PZPR.
Swoją ścieżką nie doczytałem, by pan Feliks Borodzik należał do PZPR. Za to należał do Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej i otrzymał od Lecha Kaczyńskiego Krzyż Komandorski z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski. A wcześnieeej wiele innych odznaczeń.
I to by było na tyle.
Ps. Szczególne podziękowania dla Pana Mariusza Mazura. Bez jego determinacji nie było by tej informacji, a mieszkańcu ul. Borodzika żyliby w przeświadczeniu, iż to BOHATER.
Czołówki pisma nie zamieszczam, bo są tam adresaci, którzy akurat za sprawę nie odpowiadają.












