Czego i kogo by tu jeszcze nie uznać, przed nieuchronną odsiadką?

4 dni temu

Piątki chyba są pechowymi dniami dla polityków koalicji rządzącej i to niekoniecznie piątki z datą 13 dnia miesiąca, chociaż dokładnie wtedy Donald Tusk wypowiedział słowa, które będą się za nim ciągnęły do końca kariery politycznej. „Prognozy nie są przesadnie alarmujące”, tyle usłyszeliśmy z ust premiera, a dwa dni później spory kawałek Polski południowej zalała woda. Słowa Donalda Tuska z reguły nie mają pokrycia w rzeczywistości, jednak ta rozbieżność była i będzie wyjątkowo kosztowna.

Dokładnie dwa tygodnie po feralnym piątku 13 września podwójnego pecha miał Adam Bodnar, z takim dorobkiem na stanowisku ministra sprawiedliwości, iż już powinien być kompletowany materiał dowodowy do co najmniej kilku aktów oskarżenia. Pewny siebie Bodnar nie zwalnia jednak tempa w przekraczaniu kolejnych granic bezprawia, chociaż dostał dwa potężne ciosy ogłuszające. Pierwszy wyprowadził Sąd Okręgowy w Warszawie, który podtrzymał postanowienie Sądu Rejonowego dla Warszawy-Mokotowa w sprawie bezpodstawnego zatrzymania i doprowadzenia Marcina Romanowskiego. Drugi cios, jeszcze mocniejszy i na granicy nokautu, zadała Izba Karna Sądu Najwyższego, podejmując uchwałę potwierdzającą, iż Adam Bodnar podwójnie złamał prawo, pozbawiając Dariusza Barskiego stanowiska Prokuratora Krajowego i powołując na jego miejsce Dariusza Kornleuka.

W pierwszym przypadku powody do wstydu ma cała prokuratura, działająca pod presją Romana Giertycha, a wystarczyło podmuchać na zimne i zwrócić się do ZPRE o uchylenie immunitetu posła Marcina Romanowskiego. Drugi przypadek to przede wszystkim bolesna porażka Adam Bodnara, ale też wspomnianego Dariusza Kornluka i Donalda Tuska, który się pod całą bezprawną operacją podpisał. Beznadziejne okoliczności wywołały standardowe dla tej władzy reakcje i po prostu nie uznają orzeczeń, jak również sędziów wydających niekorzystne orzeczenia.

Skąd się to bierze? Premier Tusk powiedział wyraźnie: „będziemy stosować prawo, tak jak my je rozumiemy”, a później jeszcze dodał:

Jeśli chcemy przywrócić ład konstytucyjny oraz fundamenty liberalnej demokracji, musimy działać w kategoriach demokracji walczącej. Oznacza to, iż prawdopodobnie nie raz popełnimy błędy lub podejmiemy działania, które według niektórych autorytetów prawnych mogą być nie do końca zgodne z literą prawa, ale nic nie zwalnia nas z obowiązku działania.

Przy takim modus operandi można sobie poprawiać samopoczucie i prężyć muskuły, ale rzeczywistość razem z fatami coraz bardziej skrzeczy. Wyrok sądu okręgowego zapadł w składzie mieszanym, bo wydało go dwóch „starych” sędziów i tylko jeden „neosędzia”. Mamy zatem do czynienia z prawdziwym cudem, skonfliktowane środowisko sędziowskie zgodnie przejechało się po „bodnarowcach”, nie zostawiając na prokuraturze suchej nitki. Było to na tyle mocne stanowisko, iż tylko najwięksi fanatycy w gatunku Ewy Wrzosek i wspomnianego Romana Giertycha kwestionują postanowienie.

Skład orzekający Izby Karnej SN teoretycznie był łatwiejszy do zaatakowania, ale i tutaj sprawy się bardzo komplikują. Nikt nie kwestionuje Izby Karnej jako takiej, natomiast cała trójka sędziów rzeczywiście została powołana do SN przez nową KRS w 2018 roku, tyle tylko, iż są to sędziowie z kilkudziesięcioletnim doświadczeniem sędziowskim. Rozpaczliwe deklaracje Adama Bodnara, iż wydana przez tych sędziów uchwała nie jest wiążąca i w ogóle to orzeczenie „nie istnieje”, nie są okolicznością łagodzącą, tylko dodatkowo obciążającą.

Świadome złamanie prawa i kwestionowanie orzeczeń potwierdzających ten stan rzeczy, przystoi wyłącznie recydywistom, tymczasem jest to zachowanie przejawiane przez ministra sprawiedliwości. Rutynowe w takich przypadkach zawołanie „będziesz siedział”, ma pełne odzwierciedlenia w literze prawa, pozostaje tylko kwestia zmiany władzy, a ta jak wiadomo zawsze następuje i to w najmniej spodziewanym momencie.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!

Idź do oryginalnego materiału