„Czasami prawdą trzeba walnąć w głowę”. Rozmowa z Sylwią Osojcą-Kozłowską

1 tydzień temu

W 2014 roku była współtwórczynią sukcesu wyborczego Beaty Moskal-Słaniewskiej, 10 lat później stanęła w szranki o urząd prezydenta Świdnicy. Sylwia Osojca-Kozłowska, jedyna bezpartyjna kandydatka, nie przeszła do drugiej tury, ale jej wynik zaskoczył wielu graczy na lokalnej scenie politycznej. Uzyskała 3 800 głosów, blisko 20% poparcia. Zmaganiom przed drugą turą przyglądała się już spoza ringu. Jak ocenia tę kampanię, słaby wynik kontrkandydatki i falę hejtu, łącznie z wyśmiewaniem jej wyglądu, z jakim zetknęła się w mediach społecznościowych, zapytaliśmy na ostatniej prostej przed ostatecznym głosowaniem.

Świdnica zmienia się na naszych oczach. Czy jest pani zaskoczona tym, co się wydarzyło 7 kwietnia przed urnami?

Nie, nie jestem. Spodziewałam się, iż Beata Moskal-Słaniewska dostanie tym razem lanie od mieszkańców. Bardzo solidnie na nie pracowała, szczególnie w ostatnich 5 latach. Dlatego mam nadzieję na jego powtórkę w drugiej turze. Coraz mniej osób nabiera się na to typowe dla narcyza robienie z siebie ofiary, zwalanie winy za wszystko na innych i przyodziewanie się w aureolę świętej, grającej fair play. 62% procent świdniczan, którzy udali się do urn, nie chce już, by była prezydentką, o czym świadczyła liczba głosów oddanych w pierwszej turze wyborów na mnie-osobę apolityczną oraz na panów Krzysztofa Lewandowskiego z PiS i Jana Dzięcielskiego z KO. Wielu mieszkańców, w szczególności tych bardzo uczciwych, przyzwoitych, pracowitych i inteligentnych, którzy mają świadomość, iż rozwój miasta to nie tylko powierzchowna poprawa jego estetyki, czyli kwiatki, rabatki i pudrowanie kamienic, które uważam są często tematem zastępczym w Świdnicy, chce realnych zmian. Chce żyć w mieście normalnym, gdzie władza służy mieszkańcom, a nie w cesarstwie z rozpasanym dworem, o którego arogancji i bezkarności krążą już legendy. Widzą tę patologię toczącą świdnicki samorząd lokalny i bardzo im się ona nie podoba. Wiem o tym, bo rozmawiam ze świdniczanami od 28 lat, od chwili, gdy zaczęłam interesować się dogłębnie wszystkim, co dzieje się w Świdnicy.

Żałuje pani, iż to nie pani dziś walczy o II turę z Beatą Moskal-Słaniewską? Czy kampania byłaby inna?

Z jednej strony jestem naprawdę bardzo zadowolona z wyniku wyborczego, jaki osiągnęłam jako osoba apolityczna i praktycznie nieaktywna tak jak moi konkurenci w samorządzie lokalnym, choć wnikliwie mu się przyglądająca od lat i mająca bardzo dużą wiedzę na jego temat. Z drugiej nie da się ukryć, iż pewien niedosyt, bo żalem bym tego nie nazwała, się pojawił. Gdybym inaczej rozplanowała swoją kampanię przede wszystkim pod względem czasowym, odłożyła na bok wszystkie zobowiązania zawodowe i spotkała zdecydowanie wcześniej ludzi, którzy postanowili mnie wesprzeć, to prawdopodobnie ja byłabym dziś w drugiej turze.

Wiele osób pytało, czemu nie mówiłam wcześniej, iż chcę kandydować, iż gdyby wiedziały z rok wcześniej, to by z chęcią pomogły. A prawda jest taka, iż decyzję o tym podjęłam dokładnie rok temu, ale faktycznie nie głosiłam jej wszem i wobec. Wiedziało dosłownie kilka osób, które mi to raczej odradzały sugerując, iż ludzie będą głosować tylko na PiS i PO, a nie na obywatelskie komitety i pytały, czy chcę „kopać się z koniem”. Na to pytanie sama sobie odpowiedziałam w styczniu 2024 r., dlatego tak późno ogłosiłam, iż chcę z koniem się kopać, bo chcę z nim stanąć w prawdzie. Na pewno moja kampania w drugiej turze byłaby inna, co nie znaczy, iż głaskałabym starającą się o reelekcję kontrkandydatkę po głowie.

Moim celem było i przez cały czas jest obudzić świdniczan i pokazać im, iż w naszym pięknym mieście, które owszem jest ładniejsze niż było przed laty, dzieją się także rzeczy, które powinniśmy potępiać i którym należy przeciwdziałać. Żadnych świństw wyrządzanych ludziom, zastraszania ich, łamania prawa, a także działań przestępczych, bo czas nazwać wprost czynności, które podjęto w urzędzie miejskim choćby przed chwilą, by wypreparować dokumenty dotyczące ulicy Tenisowej, kwiatkami na rabatkach, choćby najpiękniejszymi, nie usprawiedliwimy. Kwiatki to nie cały proces zarządzania miastem.

Moja kampania w II turze na pewno byłaby inna niż ta, którą robi PO. Ale to wynika w dużej mierze z mojej osobowości i „podłego” charakteru, jak zauważyła w wywiadzie dla Gazety Wyborczej robiąca z siebie ofiarę pani Moskal-Słaniewska. Bo przecież dla niej, otoczonej przez tych wszystkich wielbiących ją na kolanach klakierów, wypowiadana odważnie prawda przez kogoś, kogo kiedyś poprosiła, by był kubłem jej zimnej wody, może faktycznie być czymś bardzo podłym. Ale dla mnie ważna jest Świdnica i świdniczanie, a nie dobre samopoczucie pani Moskal. Jedyne czego żałuję to to, iż nie dane mi było podebatować publicznie z panią Słaniewską. Myślę, iż świdniczanie, szczególnie ci inteligentni, mieliby niezwykle interesującą ucztę intelektualną oraz dawkę wiedzy o mieście. Interlokutorem jestem dość sprawnym, mam dużą wiedzę o Świdnicy i rządach, myślę i analizuję bardzo szybko, dobrze ripostuję i Beata Moskal-Słaniewska to wie. Pewnie dlatego zrezygnowała z debaty w pierwszej turze.

Zdecydowała się pani na mocną, wyrazistą kampanię w I turze, nie kryjąc, iż jej celem jest „obalenie” władzy Beaty Moskal Słaniewskiej. Dlaczego?

Beata Moskal-Słaniewska, którą wielu świdniczan zachwyciło się, gdy postanowiła zdetronizować Wojciecha Murdzka, stała się zaprzeczeniem wszystkiego, co głosiła zanim sama została prezydentem. A przypomnę, iż startując z sukcesem w 2014 r. na ten urząd bardzo ostro (dziś jej komitet nazwałby to pewnie hejtem) wytykała swoim poprzednikom kolesiostwo, butę i arogancję, nepotyzm, zastraszanie ludzi niepokornych, marnotrawstwo publicznych pieniędzy, korupcję czy złe gospodarowanie. Czy nie aby to dziś obserwujemy w Świdnicy?

Inteligentni i zarazem przyzwoici ludzie, a takich w Świdnicy przez cały czas jest wielu, mają tego dość. Razi ich to oraz hipokryzja, manipulacja, dzielenie społeczności, cementowanie patologicznych układów z niektórymi firmami, brak transparentności, nieograniczona wręcz pazerność i poczucie bezkarności, które widoczne było choćby podczas kampanii wyborczej, w której BMS udawała zasady fair play, a zakulisowo i w realu pokazywania, gdzie je ma.

Przypomnę, iż pracownicy samorządowi, których jako świdniczanie opłacamy z naszych podatków łamali prawo i zdejmowali banery wyborcze innych niż KWW BMS komitetów wyborczych z płotów prywatnych deweloperów i zdaje się, iż nie była to ich samozwańcza inicjatywa. Pracownicy samorządowi obdzwaniali także kandydatów na radnych z mojego komitetu i albo zastraszali, albo pytali, co wam pani prezydent zrobiła, iż idziecie przeciwko niej. Sama BMS tuż przed pierwszą turą pisała oraz wydzwaniała do ludzi z różnych organizacji i prowadziła działania niegodne osoby na stanowisku prezydenta miasta. Kilka takich spraw zostało udokumentowanych.

Moja kampania była wyrazista, to prawda. Momentami ostra, ale nie był to żaden hejt, a krytyka działań władzy, która jest pełna patologii i te patologie chciałam uzmysłowić świdniczanom. Wielu ciągle nie zdaje sobie sprawy z mnóstwa rzeczy. A prawdy, dla niektórych trudnej, bo obnażającej hipokryzję, manipulację, marnotrawstwo publicznych pieniędzy, zastraszanie ludzi i ich szkalowanie, bezkarność, rozpasanie i arogancję dworu nie da się opowiedzieć w miły i sympatyczny sposób do osób, które nie chcą jej przyjmować. Czasami prawdą trzeba walnąć niektórych w głowę.

Konsekwencje były bardzo duże. Spotkała panią olbrzymia fala hejtu.

Liczyłam się z tym i spodziewałam się tego. Nie było to dla mnie zaskoczeniem. To naturalne, iż krytykowana strona, którą chce się pozbawić władzy i przywilejów, w jakie obrosła, będzie ostro się bronić. A przecież tu nie chodzi tylko o samą Beatę Moskal-Słaniewską firmującą to wszystko, a o bardzo dużą grupę tak zwanych przyjaciół królika oraz klakierów łapiących spadające z dworskiego stołu okruchy, a więc o ludzi, którzy prowadząc od pewnego czasu bardzo wygodne życie na koszt świdniczan, mają do stracenia niemalże wszystko. Natomiast rozczarował mnie kompletny brak klasy w wykonaniu tych ludzi, który objawiał się zerową merytoryką, opluwaniem członków mojego komitetu, mnie, mojej rodziny, męża, zastraszaniem jego koleżeństwa z pracy. No, ale gdy się nie ma argumentów, bo przecież trudno polemizować z prawdą i dowodami, to najlepiej narobić komuś na wycieraczkę i krzyczeć, iż prowadzi się kampanię fair play, a prawda to hejt.

Były też momenty wstrętne. Jedna z nowo wybranych radnych i kandydatka na radną z komitetu Beaty Moskal-Słaniewskiej publicznie kpiły z pani wyglądu.

No cóż, w wykonaniu pani radnej Joanny Gadzińskiej nie było to nic nowego. Wiele lat temu wyszła z warzywniaka na salony, ale warzywniak ciągle nie może wyjść z niej. Jakby się nie starała, jakich posad by partyjnie nie otrzymywała, jaką społeczniczką by się nie mianowała, natury nie oszuka. Na zewnątrz piękna, elegancka, zadbana dzięki medycynie estetycznej dojrzała kobieta, a w środku jak widać jednak bardzo, bardzo popsuta i brzydka.

O ile nie zadziwiło mnie zachowanie pani Joasi, bo przypomnę, iż podobnie bardzo ordynarnie pisała na Facebooku podczas kampanii 2014 roku o kandydującej wówczas na urząd prezydenta Beacie Moskal-Słaniewskiej kpiąc z jej urody i biustu, to mocno zaskoczyła mnie w tej roli pani Kamila Karst. Osoba, której wielokrotnie w życiu prywatnym i zawodowym pomogłam, która jeszcze nie tak dawno dziękowała mi za to wsparcie, wylewając przy okazji wiadra pomyj w prywatnych wiadomościach sms-owych i facebookowych na osobę, z której komitetu kandydowała. Z jednej strony cieszę się, iż mogłam poznać jej prawdziwe oblicze – jak to się mówi – lepiej późno niż wcale, z drugiej ta pani jest nie tylko ekscentryczną artystką, ale jest także nauczycielką w świdnickim liceum, uczy i wychowuje młodzież. Powinna edukować w zakresie przeciwdziałania hejtowi, ciało pozytywności, bo wiemy, iż są to tematy problematyczne dla młodzieży i nierzadko są to przyczyny prób samobójczych w tych grupach wiekowych, a okazuje się, iż po tym, w jaki sposób mnie hejtowała za okazywane przez lata serce i litość dyrekcja szkoły oraz organ prowadzący powinny poważnie zastanawiać się, czy ktoś taki naprawdę powinien uczyć.

Ujawniła pani podczas kampanii wiele spraw, o których mieszkańcy, karmieni propagandą sukcesu, nie mieli pojęcia. O co chodzi z przyznawaniem mieszkań komunalnych osobom startującym z KWW Beaty Moskal-Słaniewskiej?

O sytuacji tej powiadomili mnie mieszkańcy oraz urzędnicy – wielu do mnie pisało w trakcie kampanii, dzieliło się informacjami, które były dla nich bulwersujące. Bardzo niepokojące były wieści dotyczące polityki mieszkaniowej, jakie słyszałam w kampanii, dlatego uważam, iż należy w tym zakresie przeprowadzić solidną kontrolę w Urzędzie Miejskim w Świdnicy. Nie wiem, czy są nieprawidłowości w przyznaniu mieszkań osobom z KWW Beaty Moskal-Słaniewskiej, na co wskazywali mieszkańcy, czego próbowałam dowiedzieć się w kampanii, ale trzeba przyznać, iż brak transparentności w mieście zawsze będzie rodził różnego rodzaju podejrzenia.

Cały czas podkreślam, iż władza, która działa uczciwie transparentności się nie boi, więc liczę na to, iż bez względu na to, kto wygra wybory, to zostanie skontrolowana polityka mieszkaniowa w Świdnicy za lata 2014-2024. W moim odczuciu niedobrze wygląda lista osób, które otrzymały mieszkanie od miasta, na której widzę ponoć świetnych przedsiębiorców i inwestorów, które znajdowały się wśród kandydatów na radnych z KWW BMS, a także pracowników Urzędu Miejskiego w Świdnicy. Zastanawiające dla mnie było na przykład to, iż mieszkańcy twierdzą, iż mieszkanie otrzymała także osoba, która podczas kampanii wyborczej w godzinach, gdy powinna świadczyć pracę dla urzędu i świdniczan, zdejmowała pod kontrolą sekretarza miasta bilboardy wyborcze komitetów konkurencyjnych dla KWW BMS z prywatnego płotu należącego do dewelopera. Wygląda to wszystko bardzo dziwne, żeby nie powiedzieć – podejrzanie.

Takich spraw jest więcej?

Takich spraw jest dużo więcej. Myślę, iż dlatego mamy problem z transparentnością. Długo by o nich mówić. Ale spójrzmy choćby na to, co działo się w ostatnich dniach w związku z ujawnioną sprawą ulicy Tenisowej. Dziennikarze otrzymali dokumenty, które w moim odczuciu, graniczącym niemal z pewnością, dlatego zawiadomię prokuraturę, zostały spreparowane.

W urzędzie jest ściśle określona ścieżka co do kolejności wykonywania zadań oraz zbierania podpisów pod umową. Najpierw nikt nie chciał państwu pokazać na miejscu dokumentacji i umów w urzędzie. Nie chciał dlaczego? Dlatego, iż ich nie było? Że drogę wykonano, fakturę wystawiono, protokół podpisano, a papierów nie było? A dopiero potem, gdy zapytaliście pojawiły się dokumenty – dokumenty pod zapytanie ofertowe zbierane w popłochu po realizacji inwestycji czy umowa… Tylko ciekawe, iż umowa jest bez kontrasygnaty skarbnika. Nikogo nie zastanawia, dlaczego nie podpisał się pod nią skarbnik? Może nie chciał podpisywać się na papierach przygotowywanych wstecz? Może płatność za tę drogę już poszła? Tylko jak? Kiedy? Na jakiej podstawie? Może już czas, by urzędnicy świdniccy wreszcie zaczęli mówić. Ślubowali przecież przestrzegać prawa i służyć miastu a nie panu od dróg czy jakiejkolwiek władzy.

Jak pani obstawia wyniki wyborów 21 kwietnia? Oficjalnie poparła pani kandydaturę Jana Dzięcielskiego w II turze.

Nie będę wróżyła z fusów. Osobiście chciałabym, by wygrał Jan Dzięcielski, bo najwyższy czas na zmiany w Świdnicy. Dlatego apeluję do świdniczan, by poszli 21 do urn i myśleli przy nich o Świdnicy. A rozwój naszego pięknego miasta, to nie tylko kwiatki i rabatki. Świdnica na pewno nie zbrzydnie, a wierzę, iż pojawią się spore oszczędności, dzięki którym będzie można zrealizować więcej ważnych rzeczy dla mieszkańców. Wierzę też, iż dzięki zmianie władzy uda się zakończyć patologiczne układy, które nie służą miastu i które zwyczajnie je drenują.

Czy skomentuje pani pojawiające się pogłoski, iż w Świdnicy Beata Moskal-Słaniewska tworzy koalicję Lewica-PiS? Według pani możliwe jest, by tak egzotyczna koalicja rządziła miastem?

Ponad trzydziestoletnia obserwacja polityki i samorządu pozwala mi powiedzieć, iż nie zdziwi mnie już nic. Wszystko jest możliwe. Poza ewentualną moją koalicją z Panią Beatą Moskal-Słaniewską. Nie wchodzę dwa razy do tej samej rzeki, ale oczywiście nie oznacza to, iż jeżeli nie daj Boże wybory wygrałaby znów, czego Świdnicy i świdniczanom absolutnie nie życzę, to będę negowała i blokowała wszystkie uchwały, które zostaną przez nią przygotowane. Nie. Tak nie będzie. Bez względu na to, kto będzie prezydentem będę głosowała zgodnie ze swoją wiedzą, rozumem – kierując się zawsze dobrem miasta i mieszkańców.

Rozmawiała Agnieszka Szymkiewicz

Idź do oryginalnego materiału