Poniedziałek 7 kwietnia 2025 roku zapisze się w historii światowej gospodarki jako dzień bezprecedensowego kryzysu giełdowego. Giełda Papierów Wartościowych w Warszawie podjęła nadzwyczajną decyzję o całkowitym zawieszeniu notowań na wszystkich rynkach od godziny 15:15 do 16:15. Ten radykalny krok podyktowany był troską o bezpieczeństwo obrotu w obliczu gwałtownych spadków, które dotknęły nie tylko polski parkiet, ale także giełdy europejskie, azjatyckie i amerykańskie. U źródeł globalnej paniki inwestycyjnej leży kontrowersyjna decyzja prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa o wprowadzeniu nowych, drastycznych ceł na produkty importowane.

Fot. Warszawa w Pigułce
W oficjalnym komunikacie warszawska giełda poinformowała, iż po zaplanowanej przerwie, od godziny 16:15 do 16:30, nastąpi faza przyjmowania zleceń, a normalne notowania ciągłe zostaną wznowione dopiero o godzinie 16:30. Władze GPW zapewniły jednocześnie, iż będą na bieżąco informować uczestników rynku o wszelkich dodatkowych krokach lub zmianach w harmonogramie handlu. Wcześniej, już w godzinach porannych, warszawski parkiet ogłosił wprowadzenie tzw. „Exceptional Market Conditions” (wyjątkowe warunki rynkowe) w związku z wystąpieniem niespotykanej zmienności, która doprowadziła do automatycznego uruchomienia mechanizmów bezpieczeństwa dla większości notowanych instrumentów finansowych.
Tuż przed zawieszeniem notowań na warszawskim parkiecie indeksy grupujące największe polskie spółki notowały znaczące straty. WIG20 i WIG30 traciły nieco ponad 2 procent wartości, natomiast szeroki indeks WIG zniżkował o 1,74 procent. Te dane wskazują, iż rynek zdołał częściowo odrobić dramatyczne straty z początku sesji, kiedy to na otwarciu notowań WIG20 zanotował spadek o 4,46 procent. Sytuacja uległa dalszemu pogorszeniu około godziny 10:30, gdy przecena polskich blue chipów pogłębiła się, osiągając poziom ponad 5 procent.
Fala panicznej wyprzedaży objęła także inne europejskie parkiety, gdzie skala spadków była choćby większa niż w Warszawie. Około południa niemiecki indeks DAX, grupujący największe spółki notowane we Frankfurcie, tracił blisko 5,7 procent. Francuski CAC40 zniżkował o ponad 5,6 procent, natomiast londyński FTSE100 odnotował spadek o przeszło 4,6 procent. Te dramatyczne dane odzwierciedlają głęboki niepokój inwestorów w całej Europie, stojącej w obliczu potencjalnej wojny handlowej z największą gospodarką świata.
W reakcji na wprowadzenie amerykańskich ceł w Luksemburgu zwołano nadzwyczajne posiedzenie ministrów handlu państw Unii Europejskiej. Przedstawiciele państw członkowskich intensywnie dyskutują nad skoordynowaną odpowiedzią na 20-procentowe taryfy, które nowa administracja Donalda Trumpa nałożyła na import z Europy. Analitycy wskazują, iż ewentualne europejskie środki odwetowe mogłyby dodatkowo pogłębić napięcia handlowe i doprowadzić do eskalacji konfliktu gospodarczego na niespotykaną dotąd skalę.
Jeszcze bardziej dramatycznie przedstawia się sytuacja na rynkach azjatyckich, które jako pierwsze zareagowały na decyzję prezydenta USA. Hongkoński indeks Hang Seng stracił w poniedziałek aż 12 procent, chiński Shanghai Composite spadł o 7 procent, japoński Nikkei 225 zniżkował o 8 procent, a tajwański Taiex zanurkolał o szokujące 10 procent. Fala wyprzedaży rozlała się choćby na geograficznie odległy rynek australijski, gdzie indeks S&P/ASX odnotował stratę na poziomie 6 procent.
Szczególnie mocno ucierpiały notowane w Hongkongu prywatne firmy chińskie, które są w największym stopniu narażone na skutki amerykańskich ceł. Akcje giganta komputerowego Lenovo Group straciły 23 procent wartości, papiery producenta telefonów Xiaomi potaniały o 19 procent, a kurs technologicznego konglomeratu Tencent zanurkował o 13 procent. Eksperci rynkowi podkreślają, iż gospodarki azjatyckie, ze względu na silne nastawienie na eksport, są wyjątkowo podatne na negatywny wpływ protekcjonistycznych barier handlowych. Mimo to skala dzisiejszych spadków przekroczyła choćby najbardziej pesymistyczne prognozy analityków.
Premier Polski Donald Tusk określił sytuację mianem „giełdowego trzęsienia ziemi”, podkreślając potencjalne zagrożenia dla europejskiej gospodarki. W swojej wypowiedzi szef polskiego rządu zasugerował konieczność wypracowania wspólnej strategii Unii Europejskiej wobec protekcjonistycznej polityki Stanów Zjednoczonych. Zdaniem ekspertów ekonomicznych, nowe amerykańskie cła mogą szczególnie dotkliwie uderzyć w eksporterów z państw Unii Europejskiej, w tym także z Polski.
Tak drastyczne załamanie na światowych giełdach to bezpośredni efekt decyzji prezydenta Trumpa o wprowadzeniu 20-procentowych ceł na szereg produktów importowanych. Ogłoszone w piątek wieczorem taryfy obejmują towary pochodzące zarówno z Chin, jak i z Unii Europejskiej. Prezydent USA argumentował swoją decyzję koniecznością ochrony amerykańskich miejsc pracy oraz zmniejszenia deficytu handlowego Stanów Zjednoczonych. Eksperci zwracają jednak uwagę, iż agresywny protekcjonizm może doprowadzić do globalnej recesji, na której ucierpi również gospodarka amerykańska.
Szef działu analiz jednego z największych polskich domów maklerskich komentuje: „Jesteśmy świadkami bezprecedensowej reakcji rynków na ryzyko globalnej wojny handlowej. Inwestorzy wyprzedają akcje w obawie przed znaczącym spowolnieniem gospodarczym, które byłoby nieuchronną konsekwencją eskalacji konfliktu handlowego między największymi gospodarkami świata. Decyzja GPW o zawieszeniu notowań to racjonalny krok w obliczu ekstremalnej zmienności, ale jednocześnie sygnał, jak poważna jest obecna sytuacja.”
Ekonomiści przewidują, iż wprowadzenie amerykańskich ceł może doprowadzić do istotnego wzrostu cen wielu produktów importowanych na rynek USA, co z kolei przełoży się na wyższą inflację i potencjalne schłodzenie konsumpcji. Jednocześnie eksporterzy z państw objętych cłami staną przed koniecznością obniżenia marż lub poszukiwania alternatywnych rynków zbytu. W najgorszym scenariuszu może to doprowadzić do fali bankructw firm silnie uzależnionych od amerykańskiego rynku.
Inwestorzy z niecierpliwością oczekują na wznowienie notowań na warszawskiej giełdzie oraz na pierwsze reakcje amerykańskich parkietów, które rozpoczną dzisiejszą sesję po otwarciu o godzinie 15:30 czasu polskiego. Analitycy przewidują, iż indeksy na Wall Street również zanotują znaczące spadki, choć prawdopodobnie mniej dotkliwe niż na rynkach azjatyckich czy europejskich.
Narodowy Bank Polski wydał oświadczenie, w którym zapewnił o gotowości do podjęcia odpowiednich działań w celu stabilizacji krajowego rynku finansowego. Prezes NBP podkreślił, iż bank centralny dysponuje odpowiednimi narzędziami, aby zapobiec potencjalnym zaburzeniom płynnościowym w polskim systemie bankowym. Podobne zapewnienia napłynęły ze strony Europejskiego Banku Centralnego, który zadeklarował gotowość do interwencji w przypadku dalszego pogłębiania się kryzysu.
Minister finansów zapowiedział natomiast, iż resort na bieżąco monitoruje sytuację i pozostaje w stałym kontakcie z przedstawicielami sektora finansowego. Podkreślił jednocześnie, iż polska gospodarka, dzięki swojej dywersyfikacji i relatywnie niższemu uzależnieniu od amerykańskiego rynku, powinna być mniej narażona na bezpośrednie skutki amerykańskich ceł niż gospodarki niektórych innych państw europejskich.
Przed inwestorami i decydentami gospodarczymi stoją teraz najważniejsze pytania: czy obecne załamanie na rynkach to jedynie krótkotrwała panika, czy też początek długotrwałego kryzysu? Czy Unia Europejska zdecyduje się na wprowadzenie ceł odwetowych, które mogłyby dodatkowo zaognić konflikt? Jak na sytuację zareagują banki centralne największych gospodarek świata? Odpowiedzi na te pytania będą kształtować sytuację na globalnych rynkach finansowych w nadchodzących dniach i tygodniach.
Na ten moment jedno jest pewne – poniedziałek 7 kwietnia 2025 roku przejdzie do historii jako jeden z najbardziej dramatycznych dni w historii światowych rynków finansowych, a jego konsekwencje mogą być odczuwalne przez globalną gospodarkę przez długie miesiące.