Przypomnijmy: od września 2025 roku edukacja zdrowotna stanie się obowiązkowym przedmiotem w polskich szkołach – od czwartej klasy podstawówki aż po liceum. Nowy program obejmie profilaktykę zdrowotną, edukację seksualną oraz kwestie zdrowia psychicznego. Wprowadzenie tego przedmiotu ma na celu wsparcie młodzieży w świadomym dbaniu o zdrowie fizyczne i psychiczne oraz w przygotowaniu do dorosłego życia.
Co w tym złego? Nic. Szkoła powinna uczyć, od tego jest. Uczyć, wyciągać ludzi z ciemnoty i zacofania. I wbrew pozorom w XXI wieku ciągle jest tu sporo do roboty. Ale przeciwko nowemu przedmiotowi tłumnie protestuje prawica. Słyszę, iż szkoła nie jest od szerzenia ideologii i ludzie mają prawo wychowywać swoje dzieci w taki sposób, w jaki chcą. W takim systemie wartości, jaki wyznają.
No super, a co jak tacy rodzice są złodziejami i będą chcieli wychowywać swoje dzieci w duchu kleptokracji? To już wtedy nie? To oczywiście pytanie retoryczne i daleko idąca dygresja.
Przejdźmy do spraw bardziej przyziemnych. A co jeżeli rodzice będą namawiali dzieci do niemycia zębów, bo to przecież zbędne? Przypomnę tylko, iż w Polsce (dane Polskiego Towarzystwa Stomatologicznego) 4 miliony ludzi w ogóle nie myje zębów, a około 800 tysięcy nie ma choćby własnej szczoteczki.
Skąd dziecko weźmie wiedzę o tym, iż mycie zębów jest gwarancją ich zdrowia przez wiele lat? Mogłyby się dowiedzieć o tym w szkole, ale ktoś uznał, iż wiedza o własnym zdrowiu jest wpajaniem ideologii.
Może w takim razie na rożen wsadzimy też na przykład geografię? Bo mamy przecież płaskoziemców, którzy myślą, iż Ziemia jest dyskiem. To bardzo kusząca wizja, niech rodzice wpajają takie idee swoim dzieciom. Przecież mają do tego prawo.
Może zgrilujemy też biologię, która uczy o teorii ewolucji? Mamy przecież fanatycznych wyznawców teorii, iż człowiek nie pochodzi od małpy, ale został tak po prostu stworzony przez Boga. To delikatna kwestia, może nauka się myli, nie wpajajmy takiej ideologii dziecku i zostawmy to rodzicom?
A co jeżeli rodzice będą tuczyć dziecko słodyczami? Prawie co piąty chłopiec w wieku szkolnym i co szósta dziewczynka mają nadwagę lub otyłość. Skoro z domu nie wyniosą wiedzy o zdrowym odżywianiu się, to skąd mają ją wziąć? Może ze szkoły? A nie, przecież jaśnie wielmożny pan wicepremier Kosiniak-Kamysz uznał, iż to sprawa ideologiczna.
W Polsce jakieś 100 tysięcy ludzi postanowiło nie szczepić swoich dzieci na choroby zakaźne. Dobrze rozumiem wspomnianego wicepremiera, iż te dzieci zgodnie z wolą rodziców nie pójdą na edukację zdrowotną, bo mogłyby się przypadkiem dowiedzieć, iż szczepionki chronią przed poważnymi, w tym śmiertelnymi, chorobami? No to się nie dowiedzą, bo ich rodzice karmieni bzdurami z internetu na to nie pozwolą.
A co jeżeli w młodym człowieku obudzi się popęd seksualny? Może szkoła byłaby idealnym miejscem do przyswojenia podstawowej wiedzy o seksualności człowieka? To ideologia? Nie, to wiedza! Uznając, iż edukacja zdrowotna to jakaś ideologia, odcina się młodych ludzi od wiedzy o sobie.
Boże, jakie ja miałem szczęście, iż chodziłem do podstawówki w mrocznych latach 90., gdy nauczyciele nie przejmowali się prawicowymi fiksacjami i mówili, jak dbać o zdrowie. I to pomimo faktu, iż wiedza na ten temat była mniejsza. No ale podstawy się nie zmieniły.
Może lepiej byłoby, gdyby minister obrony narodowej Kosiniak-Kamysz zastanowił się, skąd wziął wiedzę na temat seksualności? Bo od wieków młodzi ludzie obojga płci w pewnym momencie zaczynają się interesować tym, jakby tu zbałamucić koleżankę lub kolegę. Co gorsza, oni to robią. Może fajnie by było, gdyby dowiedzieli się, jak zrobić to bezpiecznie, poprawnie i przyjemnie?
Czytam z wypiekami jakieś prawicowe publikacje, których autorzy zżymają się, iż dzieciaki dowiedzą się o tym, iż ludzie się rozstają i rozwodzą. O kurczę. No faktycznie, wiedza tajemna, przecież w Polsce rozwodów nie ma (szczególnie w szeregach polityków Prawa i Sprawiedliwości czy Konfederacji), a wszystkie dzieci rodzą się w sakramentalnych małżeństwach…
Nie mówię, iż dla dziecka rozstanie rodziców to coś fajnego, wręcz przeciwnie. Ale gdy któreś z rodziców pije, jest od czegoś uzależnione albo stosuje przemoc? Im prędzej taki rodzic zniknie z życia dziecka, tym mniejszych szkód narobi w jego psychice.
Kolejna sprawa, tym razem polityczna. Nie wiem skąd w Rafale Trzaskowskim takie zrozumienie dla nieobowiązkowości edukacji zdrowotnej. Publicznie stwierdził, iż ten przedmiot powinien być nauczany za zgodą rodziców. Pewnie przestraszył się jakichś prawicowych oszołomów, ale to nie o nich powinien walczyć.
Powinien zawalczyć o swój własny elektorat, który umizgów do prawicy i chodzenia na takie zgniłe kompromisy mu po prostu nie wybaczy. Może, zamiast podkulać ogon i grać tak, jak Karol Nawrocki zagra, lepiej mieć twarde zdanie w naprawdę prostych kwestiach?
Najwięcej RIGCZ-u (Rozumu i Godności Człowieka) zachowała w tej sprawie ministerka edukacji, Barbara Nowacka, która zażądała od Kosiniaka-Kamysza, żeby nie wtrącał się jej w alfabet, bo najwyraźniej pomylił MON z MEN. I może rzeczywiście niech się zajmie swoim poletkiem, bo zgubiony wagon z minami nie jest dobrym punktem w CV...