Co doprowadziło do śnięcia ryb w Bystrzycy?

3 godzin temu

Świdnicka policja po zawiadomieniu Polskiego Związku Wędkarskiego wszczęła dochodzenie w sprawie śnięcia ryb w rzece Bystrzycy. W sprawie wypowiada się również prezes spółki Wodociągi i Kanalizacja z Dzierżoniowa, która w korycie prowadziła prace związane z wymianą fragmentu rury o średnicy 600 mm, doprowadzającej wodę pitną m.in. do Dzierżoniowa, Bielawy i Pieszyc.


Jak już informowaliśmy, wędkarze zaalarmowali o pojawieniu się śniętych ryb w rzece w miejscowości Bystrzyca Górna w godzinach popołudniowych 3 lipca. Zgłoszenie nie zostało potwierdzone ze względu na gwałtowny wzrost poziomu wody, spowodowany zrzutem z Jeziora Bystrzyckiego. – Śnięte ryby najprawdopodobniej zostały zabrane przez wodę – mówił Swidnica24.pl prezes świdnickiego koła PZW Sławomir Kułak.

Martwe okazy w okolicy mostu drogowego w Bystrzycy Górnej wędkarze zauważyli dzień później. – Zebraliśmy ponad 400 sztuk, głównie pstrągi potokowe – podaje prezes koła. Wędkarze mówią, iż życie w rzece zamarło, a do śnięcia w ich ocenie doszło na odcinku od kładki pieszej w Bystrzycy Górnej do mostu drogowego. Przy kładce prowadzone były prace w korycie rzeki, związane z wymianą uszkodzonego rurociągu, dostarczającego wodę pitną do Dzierżoniowa, Bielawy i Pieszyc. Jak wskazywali wędkarze, mogło dojść do wzruszenia osadów, w których nagromadziły się szkodliwe substancje, a być może doszło do wycieku wody z chlorem. Przekonywali, iż powyżej kładki ryby funkcjonowały normalnie. Wskazywali również, iż od lat troszczą się o Bystrzycę, prowadząc regularne zarybianie.

Prezes koła złożył zawiadomienie na policji. Na miejscu pracowała grupa dochodzeniowa KPP w Świdnicy, a jak informuje dzisiaj rzeczniczka jednostki asp. Magdalena Ząbek, zostało wszczęte dochodzenie.

Również dzisiaj doszło do spotkania dyrektorki biura PZW okręg w Wałbrzychu Katarzyny Tęczy z Andrzejem Bronowickim, prezesem Wodociągów i Kanalizacji Sp. z o.o. w Dzierżoniowie.

Jak poinformował portal Swidnica24.pl, spółka powiadomiła zarządcę rzeki, PGW Wody Polskie o awarii, a prace rozpoczęły się 30 czerwca zgodnie z przyjętymi zasadami. – Nie używano żadnych środków chemicznych – zapewnia prezes Bronowicki. Dodaje, iż spółka nie będzie uchylała się od odpowiedzialności, jeżeli będą dowody na wpływ prowadzonych prac ze śnięciem ryb. Wskazuje jednak na to, iż do wzruszenia warstw mułów mogło dojść znacznie wyżej, na wysokości zapory.

– 18 czerwca nasza spółka otrzymała od firmy Sonar z Wrocławia, zajmującej się pracami podwodnymi pismo, iż otrzymała od spółki Tauron Energia zlecenie na czyszczenie przedpola wlotu do lewego i prawego upustu dennego na zaporze elektrowni Lubachów. O te spusty, znajdujące się na samym dnie, walczę od powodzi z września zeszłego roku. Kilka lat temu pomagaliśmy pracownikom elektrowni uruchamiać te spusty, żeby odmulać dno. Spusty powstały podczas budowy zapory i powinny być uruchamiane systematycznie, by utrzymać czystość wód. Grzmiałem, dlaczego nie są uruchamiane? – mówi prezes. – My wodę pobieramy ok. 15-20 metrów poniżej utrzymywanego lustra wody tuż przy tamie. To jest około 20 metrów od dna, nie mniej jednak muł się odkłada, a było widać to podczas remontu zapory, kiedy woda została całkowicie spuszczona.

Jeśli muł byłby systematycznie usuwany, nam byłoby łatwiej uzdatniać wodę do picia dla Ziemi Dzierżoniowskiej. Po powodzi było kilka spotkań, także na poziomie wojewody. Tłumaczyłem wówczas, iż nie wiemy, co się w tym mule zbiera, a zwłaszcza po powodzi, kiedy dosłownie wszystko spływało. Udało mi się z burmistrzem Dzierżoniowa uruchomić wojsko do zebrania warstwy śmieci pływających na powierzchni, a reszta opadła na dno i wciąż się rozkłada. Z pisma od Sonaru ucieszyłem się – mówi prezes. – W czasie, gdy my przystąpiliśmy do usuwania awarii, co miało miejsce 30 czerwca, zostałem zawiadomiony 3 lipca, iż w rzece pojawiły się śnięte ryby. Zostałem powiadomiony 4 lipca przez policję i Wody Polskie. W zawiadomieniu, które trafiło na policję, ostatnie zdanie brzmi: „Przyczyna śnięcia ryb nie została ustalona jednoznacznie”. Dzisiaj w rozmowie z przedstawicielem PZW poinformowałem, iż o ile fakty potwierdzą, iż przyczyną była nasza awaria, to przekażę sprawę do brokera. Jesteśmy ubezpieczeni na wypadek szkód, powstających przy awariach.


Prezes podkreśla, iż ma jednak poważne wątpliwości, by wzruszenie dna przy usuwaniu awarii mogło doprowadzić do tak poważnych skutków. Być może – choć nie jest tego pewien, znacznie większy rozmiar wzruszenia mułu był związany z pracami prowadzonymi przy spustach dennych zapory. Zapewnia przy tym, iż nie ma mowy, by do rzeki przedostał się chlor w dawkach zagrażających życiu. – To absurd. My tą rurą puszczamy wodę do picia. Ona ma odpowiedni poziom chloru, na pewno nie taki, żeby mógł zabijać ryby – podkreśla.

Wędkarze o śnięciu ryb poinformowali również Wojewódzkiego Inspektora Ochrony Środowiska.

/asz/

Idź do oryginalnego materiału