Z prof. Gracjanem Cimkiem rozmawiamy o tym, czym jest grupa BRICS, jakie ma cele i dlaczego staje się ważnym graczem na światowej arenie politycznej.
(Wywiad jest zredagowaną i uzupełnioną wersją podcastu Czy masz świadomość? pt. Czy BRICS zmieni układ sił na świecie?).
Gracjan Cimek
Politolog, profesor Akademii Marynarki Wojennej w Gdyni, Katedra Stosunków Międzynarodowych. Jest członkiem redakcji czasopism naukowych: „Colloquium” oraz francuskiego „Outre –Terre. Revue europeenne de geopolitique”.
Czy mógłby Pan krótko wyjaśnić, czym jest BRICS?
Gracjan Cimek: BRICS jest instytucją społeczno-polityczną, która ewoluuje i tworzy coraz głębsze i bardziej wielowymiarowe więzi pomiędzy swoimi członkami. Powstało w 2006 r. w celu zbliżenia się do siebie państw półperyferyjnych w sytuacji hegemonii i pełnej przewagi centrum współczesnego kapitalizmu, którego symbolem była grupa G7 na czele ze Stanami Zjednoczonymi. BRICS nie jest dotąd sformalizowaną organizacją międzynarodową.
Założycielami grupy były Rosja i Brazylia, dołączyły również Chiny i Indie, a potem Republika Południowej Afryki – znacznie słabsza niż pozostali członkowie, ale jej przyjęcie było zgodne z zamysłem gromadzenia różnych cywilizacji, które były tak czy inaczej zdominowane przez cywilizację zachodnią.
Niektórzy, zwłaszcza ci lubiący osłabiać znaczenie tego projektu, przypominają, iż BRIC pojawiło się w 2001 r. jako akronim w analizach Jima O’Neila, analityka Goldman Sachs, i twierdzą, iż to on był założycielem grupy. Tymczasem O’Neil stworzył statystyczną koncepcję zachęcającą globalnych inwestorów, a więc korporacje, do akumulacji kapitału w tych rozwijających się rynkach, wtedy zależnych i podporządkowanych logice neoliberalnej. Nic więcej.
BRICS to instytucja, chociaż niesformalizowana. Mobilizuje duże nakłady sił w ważnych państwach i organizuje coroczne szczyty.
Przez długi czas grupa miała za zadanie budowanie zaufania i więzi między jej członkami po to, żeby wzmacniać potencjał państw półperyferyjnych wobec zdecydowanych przewag cywilizacji zachodniej. Przejawem tego było powołanie Nowego Banku Rozwoju BRICS i Funduszu Rezerw Walutowych BRICS w 2014 r. na szczycie w Indiach. Natomiast generalnie instytucjonalizacja polegała na zwiększaniu ilości i jakości wspólnych przedsięwzięć, podejmowaniu nowych idei oraz realizowaniu „Strategii na rzecz partnerstwa gospodarczego BRICS”, pierwszej podpisanej na szczycie w Ufie w 2015 r., a w 2020 r. kolejnej na następne pięć lat.
Nazywam grupę BRICS międzycywilizacyjnym stowarzyszeniem państw dla nowej ery.
Skąd taka właśnie nazwa? Po pierwsze, międzycywilizacyjne, bo grupa reprezentowała przedstawicieli czterech różnych cywilizacji. W 2023 r., po dwunastu latach przerwy w przyjmowaniu nowych członków, na szczycie w Johannesburgu zaproszono sześć kolejnych państw, z czego cztery już się zgodziły na udział, Argentyna odrzuciła zaproszenie, a Arabia Saudyjska jest blisko pełnej akceptacji. I te nowe państwa reprezentują cywilizację islamską, co otwiera określony kontekst kulturowy istotny w rywalizacji z Zachodem.
Dlaczego natomiast nazywam go związkiem państw dla nowej ery? „Nowa era” jest pojęciem, które zaczerpnąłem z narracji chińskiej. To właśnie Chiny stały się alter centrum globalizacji i na podstawie swojej oryginalnej filozofii konfucjanizmu, a także dorobkowi chińskiego marksizmu, rozwinęły potencjał do tego, żeby budować nową erę najpierw wewnątrz Chin, później również w stosunkach międzynarodowych.
Czym natomiast jest stara era? Najlepiej to chyba wyraził prezydent Brazylii – Lula da Silva, który. krytykując agendę ONZ-owską 2030 na rzecz zrównoważonego rozwoju, podkreślił po prostu, iż promowana przez Zachód walka o ograniczenie zmian klimatycznych jest niesprawiedliwa, ponieważ wiele państw rozwijających się jest wciąż dotkniętych głodem i ubóstwem, a ci, którzy korzystali na procesach kapitalizmu globalnego, chcą przejść nad tym faktem jak gdyby nigdy nic.
I dlatego Lula da Silva wyraźnie mówił, iż ci, którzy przewodzili rewolucji przemysłowej i praktykowali kolonialną grabież surowców w celu ich sprzedaży na rynku światowym, ponoszą główną odpowiedzialność za kryzys. Stara era jest erą dominacji różnych mocarstw zachodnich, które kierowały się paradygmatem zysku i wyzysku słabszych cywilizacji.
Nowa era ma zamiar stworzyć nowy sposób organizowania stosunków międzynarodowych, który tę relację zysk – strata raz na zawsze anuluje.
Ma być to realizowane na podstawie wizji wspólnego losu ludzkości. I to w dużym stopniu wpływa na filozofię międzynarodową grupy BRICS, która oznacza konieczność demokratyzacji stosunków międzynarodowych, czyli upodmiotowienia wszystkich państw, czego nie można mylić z eksportem demokracji liberalnej.
Na większości szczytów międzynarodowych jest mowa o budowaniu sprawiedliwego świata. Jaka jest rola BRICS w polityce i gospodarce światowej? Na ile ten sprawiedliwy świat nie okaże się kolejnym marketingowym zagraniem?
Historia ostatnich kilkuset lat pokazuje jasno, iż hegemonia należała do cywilizacji zachodniej i wynikała z różnych obiektywnych i subiektywnych elementów. Oczywiście, możemy mówić o innowacyjności technologicznej Zachodu, ale kolonializm, wyzysk czy rasizm to druga strona medalu, o której nie możemy zapominać.
Jeżeli jakieś państwo nie może korzystać w pełni ze swoich możliwości, nie może rozwinąć przemysłu, mieć niezależnej polityki, bo silni zwracają mu uwagę, iż to jest sprzeczne z ich interesami i mają różne narzędzia, żeby doprowadzić do powstrzymania tych aspiracji, to oczywiście jest to niesprawiedliwe, co potwierdzają liczne przykłady interwencji militarnych czy dostosowań strukturalnych narzucanych przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy.
Z kolei silne państwa potrafią żonglować pojęciami tak, jak im pasuje. Tak było z ideą wolnego handlu, będącą na fladze globalizacji od lat 90., dopóty, dopóki się okazało, iż kraje półperyferyjne, zwłaszcza Chiny, zaczęły w tej grze zwyciężać, a wtedy rozpoczęto rozregulowywanie systemu Światowej Organizacji Handlu.
Obejmuje ona także wzajemne uwzględnienie interesów, a przede wszystkim poszanowanie suwerenności narodów i ich prawa określania własnych trajektorii rozwoju zgodnie z afrykańskim przysłowiem: „jeśli chcesz iść szybko, idź sam, a jeżeli chcesz iść daleko, idź razem z innymi”, które oznacza, iż jednostka i społeczność stanowią uzupełniającą się całość. A więc filozofia BRICS odrzuca indywidualizm, który jest podstawą ideologiczną ekspansji, globalizacji i rzekomej uniwersalizacji w wersji zachodniocentrycznej. Ta filozofia pozwala na kształtowanie nowych projektów i wizji. To odróżnia grupę BRICS od innych, które są zawężone do interakcji ekonomicznych (G-20) czy ekonomiczno-politycznych opartych na ekskluzywizmie (G-7).
Państwa BRICS nie narzucają swojej ideologii, modelu gospodarki i wzorca kulturowego innym i to pozwala na poszukiwanie przez każde państwo dróg rozwoju. Jak już mówiliśmy, ostatnio dołączyły cztery państwa, czyli Zjednoczone Emiraty Arabskie, Egipt, Iran i Etiopia. Arabia Saudyjska się waha. Argentyna, w której wygrał proamerykański kandydat, odwołała swoje aspiracje do BRICS.
Jest to ogromna grupa, obejmująca 45% globalnej ludzkości.
Nikt nikogo do niczego nie zmuszał, niczego nie narzucał i ten stan niesformalizowania, który jest odmienny od potrzeb formalizacji charakterystycznych dla myślenia w cywilizacji zachodniej, tu okazuje się atutem, daje większą spontaniczność, ale też pełną równość i dobrowolność. Taka jest metoda BRICS.
Wiemy już, iż na zbliżającym się szczycie w Kazaniu, który będzie miał miejsce w październiku 2024, chętne do przystąpienia do BRICS, który się nazywa już BRICS+, są aż 34 państwa.
Nie będzie w tym roku przyjmowania nowych pełnych członków, ze względu na projekty, które mają być wprowadzone na szczycie w Kazaniu. Przewiduje się natomiast formułę outreach i formułę państw partnerskich. Pierwsza sprzyja wzmocnieniu współpracy między BRICS i podmiotami spoza BRICS, zarówno państwami jak i reprezentantami organizacji regionalnych np. ASEAN. Ma to zwiększyć zarówno legitymizację grupy oraz zdolności implementacji jej celów. Partnerstwo to z kolei pierwszy etap do osiągnięcia praw pełnego członka.
Agenda grupy obejmuje już trzy wymiary współpracy, nie tylko ekonomiczno-finansowy, ale również polityczny i bezpieczeństwa oraz promujący rozwijanie wzajemnych kontaktów międzyludzkich i sferę kultury. I stąd BRICS rozwija oryginalną agendę własnych przedsięwzięć, które powodują, iż nie można jej zaliczać do tej samej ligi co G7 i G20.
Warto wymienić kilka wydarzeń, które miały miejsce w 2024 r. W czerwcu odbyły się w Kazaniu pierwsze igrzyska BRICS, gromadząc sportowców z 82 krajów, w tym z Izraela i Palestyny – przykład tego, jak nie wykluczamy żadnych państw, a wiemy, co dzieje się z organizacjami zdominowanymi przez Zachód, które dyskryminują sportowców rosyjskich, wedle pokrętnej logiki, która z jednej strony twierdzi, iż żyją zniewoleni w autorytarnym reżimie, a z drugiej strony każe im cierpieć za decyzje polityczne tego reżimu.
W 2024 roku odbył się również szczyt mody BRICS+ – pod hasłem decentralizacji i demokratyzacji zebrali się przedstawiciele mody z 60 krajów. Zorganizowano festiwal filmowy. Nie do przecenienia jest również sieć uniwersytetów BRICS z własnymi rankingami uczelni, propozycja inicjatywy giełdy zbożowej czy utworzenia sieci informacyjnej BRICS. To pokazuje, iż BRICS to nie tylko instytucja, ale to również praktyczne budowanie nowego paradygmatu.
A czy Pana zdaniem waluta BRICS może zmienić globalny układ sił?
Na każdym szczycie podpisywane były deklaracje, które podejmowały kwestie ekonomiczne czy polityczne. W 2009 r. podkreślano, iż grupa BRICS chce zmierzać do dedolaryzacji. A przecież dolar był wyrazem hegemonii Stanów Zjednoczonych, zwłaszcza po odejściu od parytety złota w 1971 roku, znoszącym system Bretton Woods. Dedolaryzacja postępuje i wiele wskazuje na to, iż na najbliższym szczycie w Kazaniu będą podjęte decyzje ważne z punktu widzenia układu geoekonomicznego, a zatem i geopolitycznego. Pierwsza możliwość to wspólna jednostka rozliczeniowa, która będzie wspólną walutą. Mówi się również o platformie wielostronnych rozliczeń i płatności w cyfrowych walutach BRICS łączącej rynki finansowe, tzw. BRICS Bridge, która ma być analogiczna do M-Bridge realizowanego z Bankiem Rozrachunków Międzynarodowych.
Prawdopodobnie zostanie uzgodniony system płatności oparty na blockchainie, który całkowicie omija dolara amerykańskiego, a przede wszystkim SWIFT.
Systemem BRICS Pay jest zainteresowanych aż 159 państw. Dlaczego? Wszystkich łączy strach przed militaryzacją dolara. Dolar, który był walutą globalnego zaufania, wraz ze słabnącą hegemonią Stanów Zjednoczonych stał się bronią o charakterze geoekonomicznym, czego przykładem jest odłączanie państw np. Iranu od systemu SWIFT. Kolejnym krokiem podważającym zaufanie była konfiskata rosyjskich środków bankowych ulokowanych na zachodnich kontach, która całkowicie podważa wiarygodność systemu zachodniego opartego o idee własności prywatnej i przestrzegania umów. Oczywiście wiadomo, iż to jest uzasadnione rywalizacją geopolityczną i interwencją rosyjską na Ukrainie. Niemniej jednak dla państw świata jest to sygnał, iż taka „kara” może dotknąć każdego. Dlatego ominięcie SWIFT i dedolaryzacja jest tak atrakcyjna.
W Kazaniu być może zostanie podjęta kwestia systemu ubezpieczeń, a choćby agencji ratingowej BRICS, która będzie niezależna od zachodnich gigantów. Uważam, iż projekt wspólnej waluty, tak zwany The Unit, który rozważany jest na BRICS Business Council, niekoniecznie zostanie uzgodniony na październikowym spotkaniu BRICS+. O tym, iż decyzje szczytu mogą być przełomowe świadczy fakt, iż zauważają to ci, którzy najwięcej na tym mogą stracić. Prezydent Trump niedawno stwierdził, iż państwa, które będą omijały w handlu dolara, zostaną obarczone stuprocentowym cłem.
Sytuacja ma strategiczne znaczenie dla jakościowych zmian systemu, gdyż siła mechanizmu BRICS jest zasadnicza dla upadku dominacji dolara i umocnienia się świata wielobiegunowego, o którym te wszystkie państwa od kilkunastu lat mówią.
A czy BRICS jest zagrożeniem dla pozycji ONZ-u?
Organizacja Narodów Zjednoczonych była wielkim przedsięwzięciem w ramach układu jałtańsko-poczdamskiego po II wojnie światowej. Doprowadziła instytucjonalizację współpracy między jej członkami na niespotykany w historii poziom. Ale wraz z upadkiem ZSRR i nastaniem świata jednobiegunowego jej rola zmalała.
Chociaż ONZ była bardzo sformalizowana, miała wystarczające środki na wiele przedsięwzięć, to de facto nie powstrzymała postępującego chaosu międzynarodowego wynikającego z obrony hegemonii przed globalnym przebudzeniem politycznym, przed którym ostrzegał imperium amerykańskie jeszcze Zbigniew Brzeziński w 2009 r. Ono nastało i ONZ nie radzi sobie z tymi problemami.
Pojawiają się opinie, iż BRICS może się stać następcą Organizacji Narodów Zjednoczonych.
Zgromadzenie Ogólne ONZ może na przykład wzywać Izrael do powstrzymania okupacji Palestyny czy wojennej ekspansji w kierunku Libanu, a i tak nie będzie miało to żadnych konsekwencji praktycznych. Co więcej ma to również negatywny wymiar z psychologicznego punktu widzenia, skoro wiemy, iż istnieje organizacja uniwersalna, ale nie może rozwiązywać tych poważnych problemów. Ostatnio minister spraw zagranicznych Indii, Subrahmanyam Jaishankar, nazwał choćby ONZ „przestarzałym przedsiębiorstwem”.
O potencjale BRICS+ świadczy, po pierwsze to, iż podejmuje współpracę w różnych dziedzinach, od medycyny, przez prawo, kulturę, aż do Komitetu Bezpieczeństwa BRICS, który jest proponowany w tej chwili przez stronę irańską jako narzędzie budowy nowej wizji bezpieczeństwa globalnego. Zapowiadany parlament pozbawiony będzie nierówności, które są obecne w ONZ , gdzie pięć mocarstw zasiada w Radzie Bezpieczeństwa jako stali członkowie posiadając prawo veta. Regułą w BRICS jest bowiem konsensus wszystkich członków. Być może ten kierunek rozwoju BRICS+ spowodował zapowiadaną obecność Sekretarza Generalnego ONZ, António Guterresa, na szczycie w Kazaniu.
O tym, iż dążeniem BRICS jest świat, który ma w przyszłości rozwijać się stabilnie i pokojowo, świadczy też aktywność RPA, która jako pierwsza w Międzynarodowym Trybunale Sprawiedliwości wszczęła sprawę przeciwko postępowaniu Izraela w Palestynie posiadając do tego wyjątkowy mandat jako państwo, które zwalczyło rasistowski apartheid.
Kto skorzysta, a kto straci na umacnianiu się BRICS?
Jeżeli BRICS będzie się dalej rozwijało wielowymiarowo, stracą państwa dotychczasowego centrum, czyli państwa G7.
Do tej pory handel międzynarodowy w tych państwach korzystał z rynków zbytu i koneksji z elitami korporacyjnymi państw grupy BRICS. o ile coraz więcej przedsięwzięć będzie się odbywało poza G7, a państwa Globalnego Południa będą rozwijać więzi gospodarcze wewnątrz grupy, to oczywiste jest, iż państwa centrum Zachodu będą tracić.
Wydaje mi się także, iż naczelną regułą, którą BRICS+, wzrastając ilościowo i jakościowo, chce wprowadzić do systemu międzynarodowego, jest zasada przyporządkowania kapitału do rozwoju społecznego.
BRICS od początku podzielał pewne elementy ładu liberalnego, dotyczące współpracy handlowej czy reform instytucji takich jak Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Ale postulował jednocześnie, żeby ten kapitał, handel, inwestycje, finanse nie osiągały korzyści kosztem dobra wspólnego, gdy zyski prywatnych korporacji transnarodowych płynęły za granicę, często do rajów podatkowych, a bogacenie się oligarchii światowej odbywało kosztem społeczeństw.
Natomiast G7 jest przykładem tego, iż ten odchodzący model polega na podporządkowaniu państw i instytucji interesom globalnego kapitału. Popatrzmy na obecność prezesa Black Rock, największej korporacji światowej, Larry’ego Finka, na szczycie G7 we Włoszech, który proponował liderom politycznym poparcie dla procesu prywatyzacji kolejnych dóbr publicznych. Wyobraźmy sobie – weźmy prawdziwy przykład – iż w tej chwili NFZ nie wypłaca pieniędzy niektórym szpitalom w Polsce, ponosimy przecież koszty obsługi obywateli Ukrainy w naszym systemie. W efekcie szpital nie ma za co funkcjonować i zostaje przejęty przez Black Rock lub inny fundusz inwestycyjny, a potem będzie wynajmowany państwu i społeczeństwu. Tymczasem paradygmat BRICS+ podkreśla zasadniczą rolę państwa i o ile grupa rozwinie się w kierunku pozytywnym, to ten globalny kapitał prywatny również straci wpływy.
A jak powinna się w tej układance pozycjonować Polska? Jakie są szanse, a jakie zagrożenia dla zwykłych obywateli?
Jeżeli używać kategorii geopolitycznych, to Polska jest lojalnym członkiem Zachodu, a konkretniej osi anglosaskiego Heartlandu (Kees van der Pijl). Niedawno węgierski premier, Viktor Orban, wskazał, iż to Polska jest odpowiedzialna za dezintegrację europejskiej agendy międzynarodowej, dlatego iż oś opartą na europejskich mocarstwach: Berlin – Paryż zastąpiła osią Londyn – Warszawa – Kijów. No i oczywiście zobowiązania z tego tytułu widzimy w aktywności polskiego państwa.
Nie spodziewam się szybkich zmian, ale zapaliło się pewne światełko. Podpisano bowiem Strategiczne Partnerstwo Indii z Polską zawarte w czasie (pierwszej od 45 lat!) wizyty premiera Modiego w Warszawie. Co ciekawe, w dziewiątym punkcie tego partnerstwa zostało wskazane, iż żyjemy w świecie wielobiegunowym. W dziesiątym – iż uznajemy porządek oparty na zasadach – to jest zresztą narracja amerykańska – ale dodano do niej, iż jednak ten porządek jest oparty o kartę ONZ, a nie wolę hegemona. Z drugiej strony w umowie zawarto zobowiązanie na rzecz budowy wolnego, otwartego i opartego na zasadach regionu Indo-Pacyfiku. A w tym przypadku Polska z Indiami wpisuje się w narrację powstrzymania Chin.
Natomiast odpowiadając na Pana pytanie, Polska, która zamyka oczy na obiektywną rzeczywistość jakościowych zmian w systemie międzynarodowym, staje się Polską ahistoryczną.
Jeżeli nie upowszechnimy nowej matrycy poznawczej, gdyż dotychczas funkcjonujemy w schematach „starej ery” opartej na centrum decyzyjnym Zachodu, to niestety nasze szanse na rozwój się zmniejszą. Tym bardziej, iż BRICS staje się formułą wielowymiarową i otwartą. Nieprzypadkowo zamierza się w nim znaleźć silne państwo NATO, czyli Turcja. A więc nie jest wykluczone, iż jakościowa zmiana percepcji nastąpi również w Polsce, zwłaszcza gdy pociąg BRICS+ przyspieszy.
Gdyby jutro dostał Pan nominację na doradcę społecznego Prezydenta RP, to jakie trzy zalecenia przedstawiłby Pan w Kancelarii Prezydenta?
Po pierwsze, powołanie Instytutu Badań BRICSologicznych. Wierzę w wielkie możliwości i zdolności wielu polskich naukowców i w to, iż zgromadzenie tych specjalistów i rozpoczęcie prawdziwych, wielowymiarowych, niepodporządkowanych ideologii badań da nam wiarygodne analizy, a zatem zwiększy możliwości racjonalnych działań.
Po drugie, rozpoczęcie polityki wielowektorowej, a więc aktywne zainteresowanie się wszystkimi państwami BRICS+, co oznacza aktywizację polityki polskiej zagranicznej poprzez szukanie kontaktów i prezentacje polskiej oferty. Potencjał polskiej kultury i polskiego sposobu bycia, adekwatnych państwu półperyferyjnemu, może stać się wielkim atutem. Przecież o ile popatrzymy na historię ostatnich 35 lat, to widzimy, iż sami byliśmy poddawani procesom, o których krytycznie mówią państwa BRICS+. Wystarczy przeczytać książkę Ryszarda Ślązaka „Samozagłada gospodarki polskiej 1989-2016”. Kierowane z państw Centrum ograniczenie potencjału przemysłowego i technologicznego, bezrobocie i obniżenie płac czy odrzucanie lokalności w imię globalnych wzorców kapitalizmu są w Polsce widoczne.
Po trzecie, zachęcanie do inwestycji w Polsce. Polski kapitał przez te trzy dekady został znacznie osłabiony i Polska jest drenowana ekonomicznie przez kapitał transnarodowy, głównie związany jednak z centrami w państwach zachodnich. Trzeba więc szukać alternatywnych źródeł kapitału w państwach grupy BRICS+.
Krótko mówiąc: Instytut BRICSologiczny, specjalni przedstawiciele w państwach BRICS, intensyfikacja współpracy dyplomatyczno-politycznej, tworzenie klastrów, instytucji otwartych na inwestycje w ramach BRICS. Temu wszystkiemu musi towarzyszyć budowanie nowej matrycy poznawczej, a z drugiej strony sprawdzanie autentyczności głoszonych postulatów państw BRICS, na ile przekładają się na konkretną rzeczywistość ekonomiczną, kulturową czy polityczną.
Chciałbym tu wspomnieć o działaniach „ekonomistów od brudnej roboty”. Tak jak ich nie brakuje w Stanach Zjednoczonych, tak ich nie brakuje w Chinach, które wchodzą do Ameryki Południowej i Afryki.
Na razie nie można tego o Chinach powiedzieć, nie ma na to dowodów, które są potwierdzone w przypadku USA. Nie można tego również wykluczyć w przyszłości. Dlatego właśnie dobrze, iż istnieje grupa BRICS, która może hamować takie procesy w sytuacji, kiedy państwo staje się tak silne, iż wydaje mu się, iż może wszystko i wtedy staje się niebezpieczne. Równowaga, którą zyskujemy dzięki takiemu stowarzyszeniu, jest bardzo potrzebna, o ile oczywiście będzie oparta na równości i nie dopuści do pojawienia się komitetu zarządzającego wydającego polecenia innym, czy generałów z jednego mocarstwa dyrygujących resztą.
W ramach BRICS można zaobserwować, iż Rosja z Indiami i Iranem buduje korytarz handlowy Północ – Południe, właśnie po to, żeby w ramach nowego euroazjatyckiego porządku zapewnić równowagę sił, aby Chiny w którymś momencie nie pomyślały, iż już im wszystko wolno.
Jakiego ważnego pytania przez te wszystkie lata, kiedy Pan się zajmował BRICS-em, nikt Panu jeszcze nie zadał i jaka jest na nie odpowiedź?
Nikt mnie nie zapytał o moje marzenie na temat idei regulującej przyszłą cywilizację świata wielobiegunowego.
Kazimierz Kelles-Krauz, polski badacz, stworzył kategorię retrospekcji przewrotowej. Mówi ona, iż idee przedwcześnie głoszone w nieodpowiednich warunkach po prostu nie są realizowane albo przekształcają się w swoje przeciwieństwa. Ale jednocześnie w nowych warunkach mogą zostać na nowo podejmowane do realizacji.
Uważam, iż przyszłością cywilizacji, w której możemy współuczestniczyć jako Polacy, jest idea słowiańska, której sens – wiele na to wskazuje – wyrazi negacja tzw. prehistorii, którą charakteryzuje walka o przetrwanie, gdy „każdy musi dźwigać swój krzyż”. Jej podstawowym powołaniem będzie rozpoczęcie historii „życia po ludzku” poprzez zdjęcie z barków człowieka tego krzyża. Po spełnieniu tego warunku już jako wolni ludzie, w dobrowolnie akceptowanych wspólnotach, razem, twórczo, będziemy mogli biegać, skakać, bawić się, cieszyć życiem i zmierzać ku Słońcu – symbolu życia i energii witalnej.
Ta metafora jest oczywiście dzisiaj marzeniem, utopią, ale wielu mądrych ludzi mówiło o tym, iż od marzeń trzeba zaczynać i to jest odpowiedź na Pana pytanie.
Dziękuję za rozmowę.