Antoni Macierewicz od lat pozostaje jedną z najbardziej kontrowersyjnych postaci polskiej polityki, a jego obsesja na punkcie rzekomego zamachu w Smoleńsku stała się symbolem nie tylko osobistej krucjaty, ale i politycznej manipulacji, która podzieliła społeczeństwo. Jego teorie, choć głośno wykrzykiwane, nie znajdują potwierdzenia w faktach ani w działaniach instytucji państwa, choćby tych kontrolowanych przez jego własną partię. Krytyka jego poczynań, wsparta choćby słowami Pawła Lisickiego, redaktora naczelnego (związanego z PiS!) tygodnika „Do Rzeczy”, pokazuje, jak bardzo narracja Macierewicza rozmija się z rzeczywistością i jak wiele szkód wyrządziła.
Macierewicz nie ustaje w wysiłkach, by przekonać Polaków, iż katastrofa smoleńska z 10 kwietnia 2010 roku była wynikiem zamachu. W rozmowie z Radiem Wnet stwierdził: „Zbrodnia Smoleńska miała sprawić, żeby Polska przestała być formacją niepodległościową, która przeszkadza w sojuszu niemiecko-rosyjskim”. Brzmi to jak scenariusz rodem z politycznego thrillera, ale gdzie są dowody? Przez osiem lat rządów Prawa i Sprawiedliwości, kiedy to Macierewicz miał dostęp do wszelkich zasobów państwa, jego podkomisja smoleńska nie przedstawiła żadnych wiarygodnych materiałów, które mogłyby przekonać niezależnych ekspertów czy prokuraturę. Jak zauważył Paweł Lisicki: „W lipcu 2023 prokuratura umorzyła wątek zamachu ze względu na brak dowodów. Albo uważamy, iż istnieje jakieś zaufanie do instytucji, w których działały takie osoby jak pan Pasionek, które często traciły pracę albo były zagrożone, albo uważamy, iż to wszystko są spiski, a jedynym sprawiedliwym jest pan Macierewicz i ma zawsze rację”.
Lisicki trafnie wskazuje na najważniejszy problem: jeżeli Macierewicz miał rację, dlaczego jego tezy nie znalazły odzwierciedlenia w działaniach prokuratury pod rządami Zbigniewa Ziobry i Bogdana Święczkowskiego – ludzi przecież sprzyjających PiS? Odpowiedź jest prosta: brak dowodów. Zamiast faktów Macierewicz serwuje emocje, budując narrację, która bardziej przypomina religię niż śledztwo.
Najbardziej druzgocącym pytaniem, które obnaża absurdalność tez Macierewicza, jest to postawione przez Lisickiego: „– Załóżmy, iż Antoni Macierewicz ma rację. o ile tak, to dlaczego Polska pod rządami Jarosława Kaczyńskiego nie wystąpiła do NATO, odwołując się do art. 5? – pytał Lisicki. jeżeli Smoleńsk był zamachem, a Rosja wrogim agresorem, to dlaczego rząd PiS, z Jarosławem Kaczyńskim na czele, nie podjął żadnych kroków na arenie międzynarodowej? Dlaczego nie wykorzystano rzekomych ustaleń podkomisji Macierewicza, by uruchomić mechanizmy obronne Sojuszu Północnoatlantyckiego? Odpowiedź jest oczywista: nikt w rządzie, choćby najbardziej zagorzali zwolennicy PiS, nie traktował tych ustaleń poważnie. Jak podkreśla Lisicki: „Ani prokuratura się nie odwoływała do tych ustaleń, ani nie odwoływały się ówczesne polskie władze, które mogły traktować ten raport jako punkt wyjścia do działań dyplomatyczno-wojskowych”.
Macierewicz nie tylko nie dostarczył dowodów, ale też wprowadził chaos w śledztwie i pogłębił podziały w społeczeństwie. Jego podkomisja, działająca przez osiem lat i pochłaniająca miliony złotych, stała się maszyną do produkowania hipotez bez pokrycia, a nie narzędziem do wyjaśniania prawdy. Lisicki słusznie zauważa: „Antoni Macierewicz i jego komisja przyczynili się do chaosu i bałaganu w sprawie śledztwa”. Zamiast rzetelnego dochodzenia dostaliśmy festiwal teorii spiskowych, który podsycał emocje, ale nie przynosił odpowiedzi.
Antoni Macierewicz to człowiek, który swoją determinację i energię mógł skierować na realne rozliczenie polityczne, a zamiast tego utonął w morzu własnych fantazji. Jego działania nie tylko nie wyjaśniły katastrofy smoleńskiej, ale też zatruły polską debatę publiczną, czyniąc z tragedii narzędzie polityczne. Jak słusznie pyta Lisicki: „Czy można na to pytanie odpowiedzieć? Bo w przeciwnym razie nasza rozmowa staje się bezsensowna”. Bez dowodów, bez działań państwa, bez międzynarodowej reakcji tezy Macierewicza pozostają tym, czym były od początku – pustymi słowami, które przyniosły więcej szkody niż pożytku. Polska zasługuje na prawdę, a nie na mitotwórstwo.