Szwedzcy naukowcy opublikowali badanie, które wskazuje na ryzyko związane z piciem wody z wodociągów w Europie i USA. Ich zdaniem chlorowanie wody, na poziomie stosowanym w krajach rozwiniętych, zwiększa o 33 proc. prawdopodobieństwo rozwoju raka pęcherza moczowego i o 15 proc. raka jelita grubego.
Powszechne chlorowanie wody – za i przeciw
Chlor został po raz pierwszy wykorzystany do odkażania wody w brytyjskim hrabstwie Kent w 1897 r. jako odpowiedź na lokalną epidemię duru brzusznego. Na początku XX w. chlorowanie wody pitnej stało się już powszechną praktyką, która pozwoliła zredukować występowanie tak poważnych chorób jak np. tyfus, dyzenteria, cholera czy żółtaczka typu A. Metoda jest tania, łatwo dostępna i bardzo efektywna, a jej rozpowszechnienie znacząco wydłużyło średnią długość życia w Europie i Ameryce Północnej.
Chlorowanie wody ma jednak poważną wadę – chlor reaguje ze związkami organicznymi obecnymi w wodzie z naturalnych źródeł, produkując setki toksycznych związków zwanych trihalogenometanami (THMami). Najpowszechniejsze z nich, czyli chloroform, bromoform, bromodichlorometan i dibromochlorometan, wykazują działanie rakotwórcze na szczurach. Zjawisko to odkryte zostało już w latach 70-tych XX w. i doprowadziło do ustalenia standardów bezpieczeństwa dla wody pitnej na poziomie 80 μg/l w USA i 100 μg/l w Europie.

Niebezpieczny poziom THMów
Naukowcy ze Szwecji postanowili zbadać zależność między chlorowaniem wody a ryzykiem rozwoju określonych nowotworów u dorosłych. W tym celu przeanalizowali oni ponad dwa tysiące źródeł naukowych, z których udało się wyodrębnić 29 publikacji związanych z obecnością THMów w wodzie pitnej i występowaniem raka w populacji. Metaanaliza skoncentrowała się na nowotworach pęcherza moczowego i jelita grubego, które uznaje się za najbardziej powiązane z procesem chlorowania wody. Mechanizm, poprzez który trihalometany (THM) wpływają przede wszystkim na te narządy, pozostaje dotąd nie w pełni wyjaśniony.
Ostateczne wnioski wysnuto na podstawie badań na ponad 90 tys. osób. Grupy narażone na ekspozycję na najwyższy poziom THMów miały choćby 33 proc. większe szanse na rozwój raka pęcherza moczowego, przy czym zależność ta była silniejsza w przypadku mężczyzn. Płeć męska jest również bardziej podatna na raka jelita grubego, którego ryzyko wzrasta o 15 proc. w przypadku konsumpcji wody bogatej w trihalogenometany.
Należy podkreślić, iż zagrożenie nowotworami zdaniem szwedzkich naukowców wzrasta już przy THM na poziomie 40 μg/l, a więc znacznie poniżej aktualnych standardów. Zdaniem organizacji pozarządowej EWG bezpieczny poziom toksycznych związków w wodzie pitnej wynosi zaledwie 0,15 μg/l, a więc ponad 600 razy mniej niż limity stosowane w Europie.
Czy chlorowanie wody ma przyszłość?
Wyniki najnowszych badań podważają zasadność współczesnych metod uzdatniania wody, Alternatywne rozwiązania, takie jak dezynfekcja światłem UV lub instalacja nowoczesnych systemów filtracyjnych, pozostają zbyt kosztowne, aby mogły być wdrażane na szeroką skalę.
Poziom trihalometanów (THM) w wodzie wodociągowej jest silnie uzależniony od źródła ujęcia – ich stężenie jest zwykle wyższe w wodach powierzchniowych niż w wodach podziemnych, ze względu na większą zawartość substancji organicznych. W celu ograniczenia poziomu toksycznych związków zasadne może być zastosowanie wstępnej filtracji wody w celu usunięcia mikroorganizmów i materii organicznej przed procesem dezynfekcji.
Kwestia ustalenia nowych standardów chlorowania wody pozostaje otwarta – istotne jest znalezienie równowagi pomiędzy minimalizacją ryzyka nowotworowego a zapewnieniem bezpieczeństwa mikrobiologicznego wody pitnej.
Zdaniem Emilie Helte z Instytutu Karolinska w Sztokholmie, konsumenci nie powinni rezygnować z wody dostarczanej przez sieci wodociągowe, jednak zaleca się stosowanie w gospodarstwach domowych filtrów z aktywnym węglem, które redukują zawartość THM i innych zanieczyszczeń.