Żydzi protestują przeciw Żydom, a politycy USA chowają się przed Netanjahu

1 miesiąc temu

Tak złych notowań Izrael nie miał w całej swojej historii, a notowania premiera Izraela to oddzielna i jeszcze większa katastrofa. O tym jak bardzo zmienił się stosunek światowej opinii publicznej do państwa izraelskiego, które wiecznie udawało ofiarę, a teraz jest katem Palestyńczyków, niech świadczy fakt, iż Międzynarodowy Trybunał Karny wydał „listy gończe”, których adresatami są Benjamin Netanjahu i minister obrony Joaw Galant.

W tak skrajnie niekorzystnych okolicznościach premier Izraela wybrał się do USA, aby wystąpić w Kongresie. Przy okazji wyjaśnić trzeba, iż w USA Benjamin Netanjahu nie może być aresztowany, ponieważ „kolebka demokracji” nie należy do MTK. Nie znaczy to wcale, iż izraelski polityk nie miał żadnych problemów, owszem miał i to potężne, z jakim jeszcze nie zmagał się żaden żydowski gość Kongresu. Tuż przed wizytą Benjamina Netanjahu
setki członków organizacji Żydowski Głos dla Pokoju weszło do jednego z budynków amerykańskiego parlamentu i rozpoczęło „siedzący protest”.

Jeszcze bardziej wydaje się szokujący główny postulat prostujących, bo jest nim żądanie, aby Kongres USA „zaprzestał finansowania trwającego ludobójstwa Palestyńczyków”. W przeciwieństwie do polskiego parlamentu, w USA nielegalne protesty są pacyfikowane przez służby i tak też się stało tym razem. Gdy protestujący nie posłuchali ostrzeżeń funkcjonariuszy, zostali usunięci i aresztowani. Według źródeł policyjnych doszło do aresztowania 200 osób, z kolei sama organizacja twierdzi, iż aresztowano około 400 działaczy. W sumie protestów było znacznie więcej, co skutkowało odgrodzeniem się władzy od obywateli i nie tylko barierki postawiono przed Kongresem, ale i wysoki płot. Ponadto zamknięto dziesiątki ulic, przy których ustawione zostały oddziały policji.

Pomimo tak gorącej atmosfery o godz. 20.00 polskiego czasu premier Netanjahu przemówił przed połączonymi izbami Kongresu. Było to już czwarte wystąpienie Netanjahu przed parlamentem USA, ale zdecydowanie najtrudniejsze i nic nie pomogły groteskowo brzmiące rytualne zarzuty antysemityzmu kierowane pod adresem protestujących Żydów oraz zapewnienia, iż ludobójstwo w Strefie Gazy to wspólny interes:

Oficjalnie staliście się pożytecznymi idiotami Iranu. (…) Antysemityzm musi być potępiany i zwalczany. (…) Chronimy nie tylko siebie, chronimy was, nasi wrogowie to też wasi wrogowie, a nasze zwycięstwo będzie waszym zwycięstwem.

Protestujący, którzy słyszeli tę kuriozalną wypowiedź zareagowali bardzo ostro i skończyło się to użyciem gazu przez funkcjonariusze policji, ale byli też tacy, co nic nie chcieli słyszeć. Wystąpienie Benjamina Netanjahu zbojkotowało wielu demokratycznych polityków, w tym senatorów i kongresmenów. Zabrakło też nieoficjalnej kandydatki na prezydenta USA Kamali Harris, chociaż to właśnie ona, jako wiceprezydent i szefowa Senatu prowadzi z urzędu obrady połączonych izb. Niespecjalnie przekonywujące było też usprawiedliwienie Kamali Harris i sprowadzało się do krótkiego komunikatu, iż „ma inne obowiązki”.

Równie interesujące jest to, iż po stronie republikańskiej zabrakło stentora J.D. Vance’a, kandydata na wiceprezydenta w gabinecie Donalda Trumpa, on z kolei wyjaśnił absencję udziałem w kampanii wyborczej. Ponadto amerykańskie media donoszą, iż pod znakiem zapytania stoi spotkanie Benjamina Netanjahu z Donaldem Trumpem, jednak lider Republikanów niestety kilkukrotnie wspierał politykę Izraela i nie dostrzegał ludobójstwa w Strefie Gazy. Pewne za to jest, iż tak trudnej wizyty i wywołującej skrajne emocje, żaden polityk izraelski dotąd nie zaliczył.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!

Idź do oryginalnego materiału