Kulisy kongresu w Przysusze zdradzają pęknięcia w partii.
Na VII Kongresie Prawa i Sprawiedliwości w Przysusze, który odbył się 28 czerwca 2025 roku, Jarosław Kaczyński został ponownie wybrany na prezesa Prawa i Sprawiedliwości. „Musimy wygrać” – deklarował, podkreślając, iż „czarny okres” musi się skończyć. Jednak za kulisami tego pozornie jednomyślnego wyboru dało się wyczuć narastające znużenie liderem, które coraz wyraźniej rysuje się w strukturach PiS. Choć Kaczyński pozostaje niekwestionowanym symbolem partii, atmosfera na kongresie ujawniła pęknięcia w jedności, a działacze zaczynają zadawać pytania o przyszłość ugrupowania bez jego charyzmatycznego, ale nielubianego przywódcy.
Kongres w Przysusze miał być pokazem siły PiS po zwycięstwie Karola Nawrockiego w wyborach prezydenckich. Kaczyński, wychwalając prezydenta elekta jako „niezwykłego człowieka”, podkreślał sukces partii. Jednak entuzjazm działaczy był stonowany. Jak relacjonują media, na twarzach wielu polityków brakowało radości, a minorowe nastroje z wieczoru wyborczego wciąż odbijały się echem. Część delegatów, zamiast celebrować, szeptem dyskutowała o potrzebie „nowego otwarcia”. W kuluarach mówiło się o konieczności odświeżenia wizerunku partii i otwarcia na młodszych liderów, co sam Kaczyński zapowiedział, obiecując włączenie ich do gremiów decyzyjnych.
Znużenie Kaczyńskim nie jest nowym zjawiskiem. Już w 2024 roku, po przegranych wyborach parlamentarnych, pojawiły się głosy, iż powinien odejść na emeryturę. Marcin Mastalerek, były szef kampanii Andrzeja Dudy, otwarcie stwierdził, iż Kaczyński powinien zakończyć swoją misję. Porażka nominata Kaczyńskiego, Szymona Szynkowskiego vel Sęka, w wyborach na szefa struktur PiS w Poznaniu, gdzie działacze wybrali Bartłomieja Wróblewskiego, pokazała, iż autorytet prezesa nie jest już absolutny. To symboliczne pęknięcie wskazuje, iż lokalni działacze zaczynają kwestionować decyzje centrali, co wcześniej było nie do pomyślenia.
Kaczyński, choć wciąż budzi respekt, staje się dla części partii obciążeniem. Jego styl przywództwa, oparty na centralizacji i dyscyplinie, budzi frustrację wśród młodszych polityków, którzy widzą w nim przeszkodę w przyciąganiu nowego elektoratu. „Pająk idzie po władzę” – pisał „Newsweek”, komentując zakulisowe rozgrywki o sukcesję. Mateusz Morawiecki i Mariusz Błaszczak są wymieniani jako potencjalni następcy, choć Kaczyński, mimo zapowiedzi odejścia w 2024 roku, nie spieszy się z przekazaniem sterów. Jego upór w trzymaniu się władzy budzi obawy, iż partia może przegapić moment na odnowę.
Na kongresie nie brakowało też krytyki zewnętrznej, która podsyca wewnętrzne wątpliwości. Leszek Miller, komentując wybory prezydenckie, sugerował manipulacje w procesie wyborczym, co dodatkowo osłabia pozycję Kaczyńskiego jako lidera zdolnego do budowania szerokiego zaufania. Choć Nawrocki wygrał, narracja o „kradzionych wyborach” z 2014 roku, którą PiS kiedyś samo podgrzewało, teraz odbija się rykoszetem, wzmacniając sceptycyzm wobec strategii Kaczyńskiego.
Znużenie Kaczyńskim to nie tylko kwestia personaliów, ale i strategii. Działacze PiS widzą, iż jego retoryka, oparta na polaryzacji i walce z „elitami”, traci siłę w obliczu nowych wyzwań, jak gospodarcze trudności czy zmiany pokoleniowe. Kongres w Przysusze pokazał, iż partia stoi na rozdrożu: albo odważy się na odnowę, albo pozostanie zakładnikiem wizji jednego człowieka. „Czas wysłać Kaczyńskiego na emeryturę” – mówił Adrian Zandberg, oddając nastroje nie tylko opozycji, ale i części prawicy. Czy PiS zdoła się zmienić? Bez odpowiedzi na to pytanie przyszłość partii pozostaje niepewna.