Zmianom klimatu nie zapobiegniemy. Przynajmniej się więc do nich adaptujmy asdasd

23 godzin temu

Jeśli chodzi o kryzys klimatyczny można starać się go powstrzymywać, albo się do niego adaptować. Temperatura rośnie błyskawicznie. Już w ub.r. wzrost sięgnął 1,5 st. C czyli limitu, który wyznaczyliśmy sobie na 2050 rok (w ramach Porozumienia Paryskiego). Oznacza, to iż dotychczasowe wysiłki na rzecz powstrzymania zmian klimatycznych nie były skuteczne, a obecne nastroje polityczno-społeczne nie sprzyjają podjęciu dalej idących działań. Przeciwnie, ponoszenie kosztów zielonej transformacji jest coraz powszechniej kontestowane i to nie tylko w USA. Stąd coraz większy nacisk kładzie się na dostosowywanie się do klimatycznego kryzysu. Ujmując to najprościej: jeżeli nie jesteśmy w stanie ograniczyć kolejnych fal suszy i powodzi, to musimy nauczyć się lepiej z nimi radzić.

„Radzenie sobie z konsekwencjami zmian klimatycznych będzie prawdopodobnie jeszcze trudniejsze, niż ich łagodzenie. Adaptacja będzie obejmować przygotowanie się na poważniejsze susze, przedłużające się fale upałów, ekstremalne opady, większe pożary lasów i wzrost poziomu morza, które towarzyszą wzrostowi temperatury. Będzie to wymagało od państw zjednoczenia się w celu poprawy modelowania klimatu, a społeczności znacznie rozszerzyły swoją infrastrukturę, narzędzia i planowanie odporne na zmiany klimatu. Wysiłki te pozostają w tyle za wysiłkami łagodzącymi na każdym etapie, od finansowania przez wdrożenie po wsparcie polityczne. Do tej pory wdrażane były na małą skalę i skupiały się tylko na zdarzeniach bieżących”, na łamach Foreig Affeirs podkreśla Alice C. Hill, ekspertka Council of Foreign Relations ds. energii i środowiska.

Najnowszy przykład takiego działania mamy w nękanej pożarami Kalifornii. W Escondido pobliżu San Diego powstaje osiedle, które spełni nowy standard ogniodporności Wildfire Prepared Neighborhood, opracowny przez Insurance Institute for Business & Home Safety (IBHS), działający na rzecz branży ubezpieczniowej. Kompleks Dixon Trail to 64 domy które spełniają określone standardy materiałowe i projektowe, w tym ognioodporne dachy klasy A, niepalne rynny, odpowietrzniki odporne na żar i płomień oraz całkowicie metalowe systemy ogrodzeń. Nie chodzi jednak o same budynki, ale projekt całego osiedla. Domy będą więc oddalone od siebie o 10 stóp (ok. 3 metrów) i odseparowane od drzew, krzewów i innych obiektów naturalnych, aby zmniejszyć szanse na wybuch lub rozprzestrzenienie się pożarów. Szersze ulice będą przecinać okolicę, tworząc przerwy przeciwpożarowe między domami i umożliwiając szybszą ewakuację. „To pierwsza dzielnica, która podchodzi do tego tak spójnie: uwzględnia nie tylko indywidualne cechy nieruchomości, ale także zwraca uwagę na drogi pożarowe, ogrodzenia i inne rodzaje zagospodarowania terenu pomiędzy obiektami, które mogą stać się drogami pożarowymi” – mówi Roy Wright, dyrektor generalny IBHS.

W zeszłym roku około 1200 domów w Kalifornii otrzymało oznaczenie Wildfire Prepared Home, głównie poprzez modernizację, aby dodać więcej funkcji ognioodpornych. Co więcej są przykłady takich miast, jak Paradise, które podczas pożaru w 2018 roku straciło 90 proc. zabudowy i uchwaliło prawo wymagające spełnienia tego standardu przez wszystkie domy. Dla wypracowania swojego standardu IBHS od lat prowadził testy i badania ryzyka pożarów, w tym ostatnich klęsk żywiołowych Palisades i Eaton. Organizacja ma choćby 90-akrowy teren testowy w Południowej Karolinie, gdzie buduje, a następnie odsuwa od siebie domy, odtwarzając huragany i pożary kategorii 3, aby przetestować najnowsze przepisy dotyczące bezpieczeństwa materiałów i budynków. Materiały zalecane dla Wildfire Prepared Home Plus zostały przetestowane w Karolinie Południowej i odzwierciedlały wiedzę z tego, jakie domy mają tendencję do przetrwania katastrofalnych pożarów.

Pożary to zmora Stanów Zjednoczonych, a także południa Europy – w ostatnich latach doświadczali ich przede wszystkim Grecy. W północnej części kontynentu, także w Polsce, większym utrapieniem są powodzie. Podobnie jak w przypadku pożarów trzeba lepiej przygotować się na coraz częstsze katastrofy i również tu sporą rolę ma do odegrania branża ubezpieczniowa. W ciągu minionych lat Polacy wyciągnęli zresztą sporo wniosków z powodzi 2010 roku, co było widać w przypadku ubiegłorocznej „wielkiej wody”. Już samo porównanie powierzchnii zalanych terenów uprawnych – 200 tys. ha w 2010 roku i 68 tys. ha w 2024 roku – świadczy o tym, iż z powodzią poradziliśmy sobie znacznie lepiej. Czynników poprawy było conajmniej cztery:

  • Poprawa infrastruktury hydrotechnicznej: do 2010 roku zmodernizowano 72 proc. wałów powodziowych, a pojemność retencji wzrosła o 45 proc. W tym czasie wybudowano lub zmodernizowano 78 zbiorników retencyjnych, zwiększając całkowitą pojemność magazynowania wód powodziowych o 1,2 mld m sześć (dane RZGW). Dobrym przykładem jak działa to w praktyce był zbiornika Racibórz Dolny na Odrze, za pomocą którego falę powodziową we Wrocławiu udało się ograniczyć o 40 cm.
  • Lepsza logistyka: w ciągu 72 godzin od ogłoszenia stanu zagrożenia powodziowego rozmieszczono 145 tymczasowych pomp wysokiej wydajności, podczas gdy w 2010 roku dostępne były tylko 34 pompy. Do tego zapasy worków z piaskiem w magazynach strategicznych zwiększono pięciokrotnie.
  • Nowoczesny system ostrzegania: w 2010 roku system prognozowania opierał się głównie na manualnych pomiarach hydrologicznych i brak było jednolitej bazy danych topograficznych. To utrudniał modelowanie przebiegu fali powodziowej i przekładało się na opóźnienia w podejmowaniu decyzji ewakuacyjnych. Do 2024 roku wdrożony został już system monitoringu satelitarnego i laserowego skanowania terenu (LiDAR), a cyfrowe modele terenu o rozdzielczości 1 m kw umożliwiły precyzyjne symulacje rozlewów rzecznych. W połączeniu z automatycznymi stacjami pomiarowymi IMGW (ich liczbę zwiększono z 450 w 2010 do 1200 w 2024) system ten pozwalał na 48-godzinne wyprzedzenie w wydawaniu ostrzeżeń, a czas reakcji został skrócony z 12 do 4 godzin. Nowością było wdrożenie aplikacji mobilnej „Powódź Alert”, która w czasie rzeczywistym przekazywała mieszkańcom informacje o zagrożonych obszarach i punktach ewakuacyjnych – rozwiązanie to objęło 85 proc. gospodarstw domowych w regionach zagrożonych.
  • Sprawniejsza organizacja: w 2024 roku wprowadzono istotne zmiany organizacyjne: na podstawie ustawy z 2022 roku o zarządzaniu kryzysowym powołano Krajowe Centrum Koordynacji Powodziowej, które przejęło rolę nadrzędnego koordynatora działań ratowniczych. W przeciwieństwie do rozproszonych kompetencji z 2010 roku, KCCP dysponowało uprawnieniami do mobilizacji zasobów transgranicznych i wojskowych bez konieczności długotrwałych konsultacji międzyresortowych

Powódź jest zwykle zjawiskiem o dużym zasięgu geograficznym, najbardziej niszczycielska jest jednak dla dużych skupisk miejskich i w przyszłości to na nich trzeba skupić się w tworzeniu nowoczesnych rozwiązań adaptacyjnych. Dobre przykłady jak budować aglomeracje bardziej odporne na zalania od lat dają Duńczycy, zwłaszcza w Kopehadze którą ulewy rocznie kosztowały około 5 mld koron. Nie robia tego jednak prostymi środkami przy użyciu koparek i betoniarek, ale inteligentnie, wprowadzając do miasta mało inwazyjne rozwiązania najlepiej sprawdzające się w miejscach najbliższych naturze. Stąd m.in. pomysł, aby w pierwszej linii walki z nawałnicami uczestniczyły parki. Taki jest m.in. plan wobec w Hans Tavsens Park w Nørrebro, który po przekształceniu ma pełnić rolę w wielkiego zbiornika retencyjnego o pojemności 18 tys. metrów sześciennych. Nie będzie to basen, ale przestrzeń rekreacyjna wypełniona obiektami, boiskami i placami zabaw, które w czasie ulewy będą wypełniać się wodą.

Wcześniej dość podobny zabieg przeszedł Tåsinge Plads – niewielki zielony plac usytuowany pomiędzy dwoma ulicami zaprojektowany został w formie zagłębienia, które samo w sobie stanowi zbiornik retencyjny – a przed wszystkim Enghaveparken. To wiekowe już założenie z lat 20-tych XX zostało zmodyfikowane w przemyślany i mało inwazyjny sposób. Przede wszystkim część istniejących przestrzeni obniżono o kilka metrów, aby pełniły rolę zbiorników na wodę – tak stało się w przypadku boiska do hokeja oraz części ogrodu różanego. Biorąc pod uwagę niewielką pochyłość terenu, trzy boki parku projektanci zabezpieczyli niewielkim wałem, czwarty położony najwyżej pozostawiając otwarty. W ten sposób woda spływająca z okolicznych ulic w czasie ulewy dostaje się na teren zielony i jest tam zatrzymywana dzięki sztucznym wyniesieniom (stworzono tam też specjalne bramki zamykane w czasie nawałnicy, które pozwalają swobodnie wchodzić do parku). Nie zapomniano też o systemie utylizacji wody opadowej, która ostatecznie jest też cennym zasobem. Dlatego pod murawą Enghaveparken stworzono zbiorniki retencyjne o pojemności 23 tys. m sześć, które jako pierwsze przyjmują nadmiar wody. Później, gdy deszcze ustają – zwłaszcza w upalne lato – jest ona wykorzystywana do podlewania tutejszych rośli i zasilania fontann.

W walce z powodziami jest o tyle łatwiej niż z pożarami, iż żywioł do pewnego stopnia można starać się okiełznać. W sprytny sposób pokierować wodą. Nie zawsze jest to jednak możliwe, a nawałnica niekiedy przełamuje wszelkie bariery. Tak jak podczas ubiegłorocznej powodzi, która przyniosła mniejsze, ale jednak wciąż bardzo duże straty – uwzględniając inflację powódź 2010 roku kosztowała około 20,5 mld zł podczas, gdy ubiegłoroczna około 13 mld zł. Stąd podobnie jak amerykańscy, także polscy ubezpieczyciele przeżyli okres wzmożonej aktywności – wartość wypłat z polis na likwidację skutków powodzi w ub.r. sięgnęła około 2 mld zł. I także tu, podobnie jak w przypadku samego radzenia sobie Polski ze skutkami „wielkiej wody”, widać było bardzo duży postęp. „Tym razem cała branża zadziałała znacznie szybciej niż w 2010 roku. Niemal wszystkie sprawy zostały rozpatrzone w ekspresowym tempie. Zdecydowała o tym m.in. szybkość reakcji po stronie towarzystw, które monitorowały postęp fali i bardzo gwałtownie wkraczały na tereny popowodziowe, a także przeniesienie znacznej części kompetencji decyzyjnych na pracowników działających w terenie. Pierwsze wypłaty następowały praktycznie „od ręki” w oparciu o rozmowę telefoniczną lub oględziny szkód u klientów. Szybkość z jaką towarzystwa zajęły się likwidacją szkód potwierdziła też siłę, responsywność i skuteczność w działaniucałego systemu ubezpieczeniowego w Polsce”, mówi Agnieszka Nowacka, Dyrektor ds. Likwidacji Szkód Majątkowych i Osobowych ERGO Hestia.

Na tym rola firm ubezpieczeniowych się jednak pewnie nie skończy. Podobnie jak po pożarach w USA, także w ub.r. w Polsce podjęto dyskusję na temat ubezpieczeń na terenach zalewowych. Cześć ekspertów postuluje wprowadzenie systemu ubezpieczeń obowiązkowych w miejscach narażonych. Wysokie i stale rosnące ryzyko sprawi jednak, iż będzie ono wyjątkowo kosztowne, podobnie jak w Kalifornii polisy przeciwpożarowe – w niektórych rejonach Słonecznego Stanu ubezpieczyciele nie chcą ich choćby sprzedawać, bo ryzyko zniszczeń jest zbyt wysokie. „To co polska branża ubezpieczeniowa ma do zaoferowania, to ogromna wiedza na temat rozkładu ryzyka wystąpienia powodzi w poszczególnych regionach kraju i tego jakie czynniki warunkują jej przebieg jak choćby topografia terenu. Zbierane przez lata doświadczenia i budowane na ich podstawie bazy danych umożliwiają dziś szacowania ryzyka wystąpienia zjawisk katastroficznych i kosztów związanych z ich skutkami. To również uległo znaczącej poprawie w porównaniu z sytuacją z 2010 roku”, dodaje Agnieszka Nowacka.

Nakaz ubezpieczenia majątku od skutków powodzi to postulat skrajny. Podobnie jak w USA znacznie łatwiej jest jednak wykorzystać prawo do regulowania jak i gdzie budować, aby uniknąć ryzyka poniesienia ogromnych szkód. A w tym względzie wiedza jaką dysponują ubezpieczyciele może okazać się nieoceniona. Już w przypadku ubiegłorocznej powodzi przekonaliśmy się jak przydatna w walce z żywiołem jest wieloźródłowa i adekwatnie przetwarzana informacja, która pomaga podejmować trafne decyzje. „Skuteczna adaptacja nie jest rzeczą prostą. Polityka ta musi jednak wyjść z cienia i odgrywać centralną rolę w globalnej reakcji na zmiany klimatyczne. Społeczności powinny przyjąć środki transformacyjne, które dostosują do nowych czasów to co już zostało zbudowane i będą wspierać zmagania ze zmieniającym się ekosystemem”, zaznacza Alice C. Hill.

Idź do oryginalnego materiału