Jeszcze kilka lat temu Jarosław Kaczyński uchodził za niekwestionowanego lidera polskiej prawicy. Jego słowo ważyło więcej niż opinie ministrów, premierów, a czasem choćby prezydenta. Wystarczyło jedno zdanie z Nowogrodzkiej, by cała partia podporządkowywała się jego woli.
Dziś ten obraz wyraźnie blaknie. Coraz częściej słychać, iż Kaczyński nie tylko traci wpływy w Polsce jako całości, ale także na prawicy, która kiedyś była jego politycznym królestwem. A wraz z malejącą siłą rośnie coś innego – frustracja.
Kaczyński to polityk, który przez dekady żył wizją budowania własnej potęgi. Dla jednych był architektem państwa silnego i zintegrowanego, dla innych – symbolem zawłaszczania instytucji i dzielenia społeczeństwa. Jedno jednak było bezdyskusyjne: przez lata to on rozdawał karty. Dziś ta talia jest coraz cieńsza, a asów brakuje. Kolejne wybory pokazały, iż partia, którą kieruje, nie jest już w stanie sama zdobyć pełnej władzy. To musiał być dla niego cios – lider, który przez lata odrzucał wszelkie kompromisy, teraz widzi, iż bez nich PiS nie istnieje.
Frustracja Kaczyńskiego bierze się z prostego faktu: jego polityczny język przestaje działać. Te same hasła, które dekadę temu elektryzowały wyborców, dziś brzmią jak echo z innej epoki. „Polska w ruinie”, „obrona tradycyjnych wartości”, „zdradzieckie mordy” – to wszystko, co kiedyś mobilizowało, teraz coraz częściej wywołuje znużenie albo irytację. Kaczyński nie odnalazł nowego języka. Zamiast świeżych pomysłów serwuje powtarzane w kółko frazy, które coraz mniej kogoś poruszają.
Na samej prawicy pojawili się też nowi gracze. Konfederacja, mimo swoich wewnętrznych sprzeczności, stała się magnesem dla tych wyborców, którzy kiedyś automatycznie głosowali na PiS. Młodsi politycy – bardziej dynamiczni, bardziej bezpośredni w komunikacji, sprawni w mediach społecznościowych – zaczynają przyciągać uwagę, której Kaczyński już nie potrafi zdobywać. Dla wielu młodych wyborców prezes PiS jest po prostu politykiem „z innej epoki”, oderwanym od realiów codziennego życia, skupionym bardziej na własnych obsesjach niż na rozwiązywaniu problemów obywateli.
Najbardziej jednak Kaczyńskiego boli to, iż choćby we własnym obozie jego głos przestaje być decydujący. Politycy PiS, którzy jeszcze niedawno stali na baczność w obawie przed gniewem prezesa, dziś coraz śmielej mówią o potrzebie zmian, szukają własnych ścieżek, a choćby flirtują z pomysłem współpracy z innymi ugrupowaniami. Kaczyński nie jest już gwarantem sukcesu, a jego nazwisko coraz częściej staje się balastem, którego część prawicy chciałaby się pozbyć.
Frustracja lidera PiS objawia się w jego wystąpieniach. Widać w nich coraz więcej nerwowości, powtarzania tych samych argumentów, szukania winnych wszędzie poza własnym obozem. To charakterystyczne dla polityka, który nie potrafi pogodzić się z tym, iż czasy jego absolutnej dominacji minęły. Kaczyński zawsze źle znosił sprzeciw i krytykę, ale teraz, gdy sprzeciw zaczyna płynąć choćby z jego własnej strony, staje się to dla niego nieznośne.
Polacy zaczynają rozumieć, iż ich los nie powinien być zakładnikiem frustracji jednego człowieka. Państwo nie może być areną, na której polityk rozgrywa swoje prywatne lęki i obsesje. A w przypadku Kaczyńskiego widać wyraźnie, iż lęk przed utratą władzy i obsesja kontroli stały się głównymi motywatorami jego działań. Zamiast wizji – jest kurczowe trzymanie się resztek wpływów. Zamiast budowania przyszłości – obrona własnej pozycji.
Historia polityki zna wiele przykładów przywódców, którzy nie potrafili odejść we właściwym momencie. Jarosław Kaczyński wydaje się powielać ten schemat. Zamiast zapisać się w historii jako twórca silnej partii, może zostać zapamiętany jako ten, który zniszczył własne dzieło, nie potrafiąc pogodzić się z tym, iż jego czas minął.
Dziś coraz więcej Polaków czuje, iż prawica mogłaby wyglądać inaczej – nowocześniej, bardziej otwarcie, mniej obsesyjnie. A to oznacza jedno: rola Jarosława Kaczyńskiego, choć wciąż formalnie istotna, w praktyce jest coraz mniejsza. I im szybciej on sam to zrozumie, tym mniej bolesny będzie koniec jego politycznej kariery.