Pierwsze dni prezydentury Karola Nawrockiego zbiegają się z wydarzeniami o strategicznym znaczeniu dla bezpieczeństwa Polski. Zaplanowane na 15 sierpnia spotkanie prezydenta USA Donalda Trumpa z Władimirem Putinem na Alasce, poświęcone wojnie w Ukrainie, może być momentem, w którym kształt przyszłego ładu bezpieczeństwa w regionie zacznie nabierać realnych kształtów. Z zapowiedzi wynika, iż omawiana będzie m.in. wymiana terytoriów między Rosją a Ukrainą — co w praktyce oznaczałoby sankcjonowanie rosyjskich zdobyczy.
Wiceszef MON Cezary Tomczyk w rozmowie z Polsat News przypomniał rzecz fundamentalną: w tej rozgrywce Polska nie jest widzem. – Gdzie w sprawie Ukrainy i w związku z tym racji stanu Rzeczpospolitej Polskiej jest prezydent Nawrocki? – pytał, wskazując, iż głowa państwa jest nie tylko zwierzchnikiem sił zbrojnych, ale i kluczowym aktorem w relacjach sojuszniczych, w tym z NATO.
Tomczyk trafnie przypomniał, iż Nawrocki zbudował swoją kampanię na tezie o „wyjątkowych relacjach” z USA. W polityce bezpieczeństwa takie deklaracje nie są pustymi sloganami — to zobowiązanie, które mierzy się skutecznością w krytycznych momentach. jeżeli w wyniku rozmów Trump–Putin Ukraina zostanie zmuszona do ustępstw, a Zachód przyjmie rozwiązanie, które Kijów odbierze jako kapitulację, skutki odczuje również Polska. Nie tylko w sferze prestiżu, ale także w wymiarze czysto strategicznym: słabsza Ukraina oznacza mniej stabilną wschodnią flankę NATO i większe ryzyko presji rosyjskiej w naszym kierunku.
Polska racja stanu jest tu jasna — utrzymanie suwerenności Ukrainy w granicach uznanych przez społeczność międzynarodową. Nawrocki, wchodząc w urząd, dziedziczy nie tylko uprawnienia, ale i obowiązek wykorzystania kanałów dyplomatycznych do obrony tego stanowiska.
Tomczyk odwołał się do doświadczeń historycznych: układy zawierane „o nas bez nas” kończyły się dla Polski katastrofą. Przykład Teheranu w 1943 roku, gdzie bez udziału polskiego rządu ustalono przyszłe granice i strefy wpływów, pokazuje, jak długofalowe są skutki marginalizacji państwa w rozmowach mocarstw.
Analogii z dzisiejszą sytuacją nie trzeba szukać na siłę. jeżeli decyzje o przyszłości Ukrainy zapadną w formacie USA–Rosja, bez realnego udziału zainteresowanego Kijowa i jego najbliższych sojuszników, będzie to powtórzenie schematu, którego konsekwencje Polska zna aż nazbyt dobrze.
W debacie pojawił się wątek, iż nie chodzi wyłącznie o moralne przekonania, ale o twarde fakty i możliwości. Zachód, w tym NATO, dysponuje większym potencjałem militarnym i gospodarczym niż Rosja. To przewaga, którą można i należy wykorzystać w negocjacjach. Ale przewaga sama w sobie niczego nie gwarantuje — potrzebna jest wola polityczna i spójne stanowisko.
W tym kontekście prezydent Nawrocki powinien jasno określić, jakie są polskie „czerwone linie” w rozmowach o przyszłości Ukrainy, i zakomunikować to zarówno sojusznikom, jak i opinii publicznej. Nie jest wystarczające powtarzanie ogólnych formuł o „poparciu dla Ukrainy” — potrzebny jest plan działania, który przełoży się na konkretne decyzje w NATO i UE.
Cisza ze strony prezydenta w tej sprawie byłaby nie tylko politycznym błędem, ale i sygnałem bierności, który sojusznicy odczytają jednoznacznie. Nawrocki, jako nowa głowa państwa, ma naturalną okazję, by zaznaczyć swoją obecność na arenie międzynarodowej. Zaniechanie w tym momencie sprawi, iż Polska pozostanie jedynie biernym obserwatorem, a nie aktywnym uczestnikiem kształtowania przyszłości regionu.
Tomczyk słusznie zwraca uwagę, iż jeżeli Ukraina zostanie zmuszona do kapitulacji, będzie to „gigantyczna porażka” Polski, a w drugiej kolejności samego Nawrockiego. Nie ma tu miejsca na wymówki o „krótkim czasie urzędowania” — polityka międzynarodowa nie czeka, aż nowy przywódca się wdroży.
Kampanijne deklaracje o wyjątkowych relacjach z USA zostaną w najbliższych tygodniach skonfrontowane z rzeczywistością. o ile Nawrocki faktycznie ma wpływ na rozmowy w Waszyngtonie, teraz jest moment, by go wykorzystać. jeżeli jednak okaże się, iż były to jedynie hasła wyborcze, cena rozczarowania może być wysoka — zarówno w wymiarze politycznym, jak i strategicznym.
Polska, jako państwo graniczne NATO, nie może pozwolić sobie na prezydenta, który w kluczowej dla bezpieczeństwa regionu sprawie ogranicza się do roli widza. Nawrocki ma do dyspozycji instrumenty, które mogą wzmocnić pozycję Ukrainy w rozmowach — ale musi chcieć i umieć po nie sięgnąć.
Historia pokazuje, iż w polityce międzynarodowej bierność jest równoznaczna z utratą wpływów. Dla prezydenta Nawrockiego to pierwszy test przywództwa. Test, w którym stawką jest nie tylko los Ukrainy, ale i wiarygodność Polski jako sojusznika.